Co to była za końcówka! Thriller w Hali Legionów, ale bez happy endu dla Effectora. Punkty pojechały do Bielska
Kto wybrał się w sobotnie popołudnie do Hali Legionów, ten - niestety - wychodził z niej ze smutną miną. Ale absolutnie nie mógł żałować tego, że na spotkanie poszedł. Bo zobaczyliśmy mecz niezwykle emocjonujący, z ogromną dramaturgią i pięknymi zagraniami. Ten przedziwny pojedynek ostatecznie wygrali jednak siatkarze BBTS-u Bielsko-Biała, którzy pokonali Effectora Kielce 3:1.
Jeśli ktoś chciałby pokazać swojemu przyjacielowi, jak emocjonującym, a zarazem pięknym sportem (choć chwilami też brutalnym) jest siatkówka, bez wątpienia powinien w sobotę zaciągnąć go do Hali Legionów. Bo kibice na meczu mogli być rozczarowani tylko z powodu wyniku. Na pewno nie z poziomu widowiska.
Nie znaczy to, że w tym spotkaniu wszystko stało na najwyższym poziomie. Błędów było sporo. Na przykład gracze BBTS-u mylili się na zagrywce - pudłowali przede wszystkim w pierwszym secie, co w dużej mierze przyczyniło się do zwycięstwa kieleckiej drużyny.
Gospodarze dość szybko odskoczyli gościom na trzy punkty i później nie pozwolili sobie odebrać tej przewagi. W istocie, prócz początkowej fazy, ten set był dość wyrównany. Obie strony myliły się sprawiedliwie. Tak samo było z dobrymi zagraniami. Effector dobrze funkcjonował w ataku środkową strefą, BBTS miał rewelacyjnego Juisa Luiza Gonzaleza. Dzięki przewadze z pierwszych minut, kielczanie wygrali 25:22.
W drugim secie sytuacja uległa totalnej odmianie. Podopieczni Piotra Gruszki zaczęli grać znacznie lepiej, a gospodarze chwilami stali jak sparaliżowani. W tym fragmencie meczu ekipie Dariusza Daszkiewicza nie wychodziło praktycznie nic. Dlatego wysoka wygrana BBTS-u, bo aż ośmiopunktowa absolutnie nie mogła dziwić.
Ciekawszy był trzeci set, choć i tu dość szybko przewagę osiągnęli bielszczanie. Kielczanie jednak nie złożyli rąk i walczyli o dobry wynik. Niestety, ich zapędy powstrzymywał Gonzalez. Argentyńczyk był klasą samą dla siebie, grał rewelacyjnie. Z drugiej strony, Effector takiej osoby nie posiadał. Długo w kwadracie stał Sławomir Jungiewicz, zaś Bartosz Krzysiek tego popołudnia nie będzie wspominał zbyt dobrze. Atakujący popełniał zaskakująco dużo błędów jak na to, co pokazuje od początku sezonu. To nie był jego mecz. Ostatecznie BBTS wygrał tego seta 25:21.
I w końcu nadeszła ta czwarta oraz, jak się później okazało, ostatnia część starcia. Permanentny remis – można by skwitować. Gra cały czas toczyła się wokół wyrównanego wyniku, obie drużyny na parkiecie radziły sobie równie dobrze. Bo - trzeba zauważyć - większość akcji kończyła się nie po błędach w ataku, lecz w efekcie znakomitych zagrań ofensywnych. I taka gra - piękna dla oka, ale nerwowa dla zawodników - toczyła się bardzo długo. Mnóstwo piłek meczowych mieli bielszczanie, równie dużo setowych gospodarze. W końcu napięcia nie wytrzymali ci drudzy. BBTS wygrał 39:37. Rzadko spotykany wynik na siatkarskich parkietach... A nam trudno oddać słowami to, co przeżywaliśmy w trakcie tego seta na trybunach.
MVP spotkania uznany został rozgrywający BBTS-u, Bartłomiej Neroj.
Następny mecz siatkarze Effectora rozegrają za tydzień, gdy na wyjeździe zmierzą się z MKS Cuprum Mundo Lubin.
Effector Kielce - BBTS Bielsko-Biała 1:3 (25:22, 17:25, 21:25, 37:39)
Effector: Jungiewicz, Maćkowiak, Staszewski, Buchowski, Pająk, Bieniek i Sufa (libero) oraz Krzysiek, Machacon, Janusz
BBTS: Polański, Ferens, Neroj, Pilarz, Gonzalez, Sobala i Dębiec (libero) oraz Kwasowski, Błoński, Pilarz.
Wasze komentarze