Korona wróciła z daleka… Podróż z piekła do nieba piłkarzy Pachety
Słoneczne, niedzielne popołudnie, brak dopingu, wiele błędów, pięć bramek, ogromne emocje i na końcu zwycięstwo piłkarzy Korony – tak w skrócie można opisać to, co działo się w meczu 34. kolejki T-Mobile Ekstraklasy na Kolporter Arenie. Podróż, a raczej pogoń, jaką odbyli kielczanie bez wątpienia na długo zostanie w pamięci wszystkim, którzy tego dnia zgromadzili się na stadionie przy ulicy Ściegiennego.
Przed spotkaniem wiele mówiło o pozytywnym bólu głowy trenera Jose Roje Martina. Hiszpański szkoleniowiec miał bowiem do dyspozycji praktycznie wszystkich swoich piłkarzy. Do składu powrócił między innymi wracający po kontuzji Przemysław Trytko, czy pokutujący w poprzedniej kolejce karę za nadmiar żółtych kartek – Vlastimir Jovanović. Swoją szansę w meczu z Zagłębiem Lubin wykorzystał też Pavol Stano. Słowak „posadził” na ławce rezerwowych Piotra Malarczyka i sam wraz z Radkiem Dejmkiem stworzył duet środkowych obrońców.
Początek spotkania zdecydowanie nie należał do „żółto – czerwonych”. To, co zaprezentowali kielczanie nie można nazwać inaczej niż kompromitacją. Nie tylko stracili bramkę czy nie byli w stanie wymienić chociaż dwóch składnych podań, ale przede wszystkim brakowało im jakiejkolwiek chęci do gry. Piłkarze Korony mieli po ostatnim meczu pretensje do kibiców, że nie wspierali ich w dostateczny sposób, ale patrząc na to, jakie zaangażowanie pokazali w pierwszych minutach sami mogą mieć do siebie pretensje. Należy też podziękować losowi, że Podbeskidzie nie jest piłkarskim potentatem i nie potrafiło wykorzystać słabości rywala i ostatecznie rozstrzygnąć losy potyczki na samym jej początku.
Kiedy wydawało się, że nic nie jest w stanie pomóc podopiecznym Pachety promyk nadziei sprowadził na nich sędzia Raczkowski, który podyktował słusznie rzut karny po faulu Antona Slobody. Wyrównujący gol Przemysława Trytki dał jasny sygnał do ataku i wraz z upływającymi minutami widzieliśmy zupełnie inny obraz „złocisto – krwistych” – starali się oni utrzymać się przy piłce i atakować, a pierwsze skrzypce – jak zwykle zresztą – odgrywał Paweł Golański. Kiedy wydawało się więc, że Koroniarze wrócili na dobre tory spadł na nich kolejny gong – bramkę strzelił wypożyczony z Kielc Mateusz Stąporski.
Kluczową rolę w rozpaczliwej pogoni Korony odegrał trener Jose Rojo Martin, a konkretnie zmiany, których dokonał. Wprowadzenie na boisko Jacka Kiełba i Michała Janoty okazało się istnym strzałem w dziesiątkę. Obaj zaawansowani technicznie piłkarze do spółki ze wspomnianym już wyżej prawym obrońcą rozmontowali defensywę „Górali”. Najpierw popularny „Janot” choć na chwilę zamknął usta krytykującym go kibicom i kapitalnym podaniem otworzył drogę do bramki „Rybie”, a ten, zachowując stoicki spokój bez trudu pokonał Richarda Zajaca. Zwycięska bramka natomiast to już popis Pawła Golańskiego i pewne wykończenie głową Pavola Stano.
Oceniając występ poszczególnych zawodników niewątpliwie trzeba rozróżnić to, jak prezentowali się przed, a jak po przerwie. Na plus zaliczyć można kolejny występ w bramce Wojciecha Małeckiego, który poza kilkoma niecelnymi wznowieniami był bezbłędny. Nie można winić go też za utratę pierwszej bramki, gdyż nawet najlepszy golkiper nie poradzi sobie bez asekuracji partnerów, a jej właśnie zabrakło. Kilka razy udanie do akcji ofensywnych podłączył się natomiast Kamil Sylwestrzak. Trudno wytknąć też jakieś konkretne błędy piłkarzom występującym w środku pola. Jedyne, co może irytować to fakt, że niechętnie podchodzą oni wyżej do przeciwników, co tworzy dużą lukę pomiędzy linią pomocy a napadu. Kolejny słaby mecz rozegrali natomiast skrzydłowi – zarówno Serhiy Pyłypczuk jaki i Paweł Sobolewski nie wnieśli tyle, co wprowadzeni po przerwie zmiennicy. Ambicji i zaangażowania trudno natomiast odmówić dwóm napastnikom. Trudno jednak oczekiwać, że uda im się praktycznie samemu pokonać całą defensywę rywali, bo często zdarzało się, że byli oni osamotnieni na połowie Podbeskidzia.
Mimo udanej pogoni i zwycięstwa trudno zapomnieć o kompletnie nieudanym początku spotkania. Kolejny już raz, w czasie spotkania na Kolporter Arenie mieliśmy okazję oglądać dwa, zupełnie różne oblicza Korony. Może zachodzić jednak obawa, że za trzecim razem przyjdzie zmierzyć się z dużo silniejszym rywalem i wtedy nie uda się odrobić tego, co straciło się przez brak koncentracji na początku.
Wojciech Staniec 2
fot. Paula Duda
Wasze komentarze
Tylko brak mu ogrania ale zdobedzie je napewno.
Dzieki chlopaki na 3pkt
Rozegrałeś chyba najlepszy mecz w tym roku .
A te prowokacje faulu klasa nad klasami, Taki Sylwestrzak powinien od Golo brać korepetycje .
i uczyć się , uczyć i jeszcze raz uczyć !!!