Radość wynikiem spowodowana. Tylko ta gra…
To jest jeden z tych meczów, po którym krzyknąć można: „Nareszcie!”. Po wielu spotkaniach upokorzeń i słabości, Korona w końcu wróciła do Kielc z tarczą, a nie na tarczy. Przełamanie graczy Martina oczywiście cieszy, ale zważywszy na styl gry „żółto-czerwonych” nie ma co popadać w hurraoptymizm…
Generalnie mecz w Bydgoszczy okazał się bardzo marnym widowiskiem. Jak na lekarstwo było akcji, po których kibice zgromadzeni na stadionie Zawiszy mogli z emocji wstać z krzesełek. W tej mizerności przewagę wypracowali sobie jednak gospodarze.
Przez dłuższy czas gry Wojciech Kaczmarek był zupełnie bezrobotny. Podopieczni Jose Rojo Martina potrafili zagrozić jego bramce tylko sporadycznie. Jego vis-a-vis z kolei – Zbigniew Małkowski – kolejny raz stanął na wysokości zadania.
Kto wie, jaki wynik osiągnęłaby Korona gdyby jej słupków nie strzegł świetnie dysponowany golkiper? W grze obronnej za dużo było chaosu, wybijania piłki na oślep i łatwo przegranych pojedynków 1 na 1.
Troszkę niezrozumiałą decyzję podjął trener „Pacheta” wystawiając od pierwszych minut w ataku Karola Angielskiego. Młodziutki napastnik z racji swojej postury z góry skazany był na niepowodzenie w starciach z Heroldem Goulonem. Zdaje się, że akurat na mecz z bydgoszczanami lepszym posunięciem byłoby desygnowanie do gry z przodu Pavola Stano bądź Daniela Gołębiewskiego.
Kielczanom brawa trzeba bić przede wszystkim za przełamanie fatalnej passy. Jak słusznie zauważył Paweł Golański, wygrana ta może mieć pozytywne skutki przede wszystkim jeżeli chodzi o psychikę graczy. Na pewno nie było im łatwo po każdym spotkaniu na terenie rywala przyglądać się zegarowi wstydu, który ciągle bił.
Teraz zła karta została jednak odwrócona. Dodatkowo przynajmniej do meczów zespołów z dołu tabeli „złocisto-krwiści” wydostali się ze strefy spadkowej. Temu zespołowi potrzebny jest oddech, który może sprawić, że kolejne mecze rozegrane zostaną z odrobiną luzu. Luzu, którego brakuje zespołowi co kolejkę walczącego o życie.
Ze stadionu w Bydgoszczy wszyscy wyjechali zadowoleni. Kibice, piłkarze, trenerzy, a także dyrektor sportowy Andrzej Kobylański. O tak, ten ostatni po ostatnim gwizdku sędziego Pawła Gila cieszył się szczególnie. Nie ma się co dziwić – ostatnio powodów do radości nie miał zbyt wiele. Oby mógł paradować uśmiechnięty od ucha do ucha przed kamerami Canal+Sport również po zakończeniu sezonu…
Z Bydgoszczy Marcin Długosz
fot. Paula Duda
Wasze komentarze