To jemu ubliżał pan w czerwonej kufajce
Marcin Sasal to postać nieszablonowa. Choć ma dopiero 39 lat i trenerem jest krótko, to zdążył zasłynąć już z kilku skandali. Przed rokiem to właśnie jemu wizyta w Kielcach przypomniała czasy komunizmu.
25 października 2008 roku. Korona gra u siebie z Dolcanem w 17. kolejce pierwszej ligi. Spotkanie jest nudne, powolne i nie obfituje w zbyt wiele akcji podbramkowych. Gol na wagę zwycięstwa kielczan pada w 68. minucie po strzale Jacka Kiełba, jednak ostatecznie zostaje zakwalifikowany jako trafienie samobójcze Marcina Warakomskiego
"Ci, co pozostali w domach i postanowili śledzić relacje online, z pewnością nie przeżywali mniejszych emocji niż kibice, którzy zdecydowali się zawitać na stadion przy ulicy Ściegiennego. Konfrontacja Korony z Dolcanem była mniej więcej taka, jak pogoda tego dnia, czyli kiepska. Można było odnieść wrażenie, że na boisku spotkały się dwa zespoły walczące o utrzymanie w III lidze. Kibice marzli na trybunach, zupełnie nieskorzy do głośnych śpiewów" - pisała później prasa.
Na brak nudy nie narzekał tylko Sasal, który wprost szalał w trakcie meczu w pobliżu ławki rezerwowych. Trener Dolcanu gestykulował, krzyczał, obrażał wszystkich dookoła i - jak przekonywał - był przez nich obrażany. W końcu sędzia główny, który nasłuchał się chyba najwięcej, nie wytrzymał i odesłał szkoleniowca gości na trybuny.
Show nie skończył się jednak z ostatnim gwizdkiem sędziego. Sasal popis dał również na konferencji prasowej. - Skomentować mecz mogę co najwyżej do 70. minuty, bo potem byłem już nie tyle trenerem, co kibicem. Nie zgadzam się z tą decyzją sędziego. Nie naubliżałem, dziwię się, że kazał mi opuścić ławkę rezerwową. Niestety przyjazd do Kielc bardzo przypominał mi czasy komunizmu. Jakiś pan w czerwonej kufajce stał między ławkami i bardzo mi ubliżał w pierwszej połowie. Przyznaję, że odwdzięczyłem mu się tym samym, ale dlaczego on tam stał, ja tego nie wiem. U nas nikt nie ma prawa stać między ławkami - mówił. Pan w czerwonej kufajce - jak i pozostałe osoby, które "oberwały" słownie od Sasala - wciąż pracują w klubie przy Ściegiennego. Jak będzie wyglądać teraz współpraca nowego trenera z nimi? No cóż, może być ciekawie.
Ale to nie wszystko. Sasal udowodnił, że bardzo zwraca uwagę na to, co piszą media. To niecodzienne, bo trenerzy zazwyczaj przekonują, że wszelkie krytyczne artykuły mają głęboko w nosie. - Ciśnienie przed meczem było bardzo duże. Przyjechaliśmy tutaj powalczyć, chociaż na oficjalne, czy tam nieoficjalnej stronie internetowej Korony przed meczem przeczytaliśmy, że kielczanie mają zwycięstwo w kieszeni... Chcieliśmy pokazać, że to bzdury - stwierdził.
Oczywiście nie omieszkał też skrytykować decyzji sędziów. - Chciałbym tylko zapytać, dlaczego zawodnik z Kielc, Jacek Kiełb, nie dostał żółtej kartki za bezsensowny faul pod naszym polem karnym od tyłu? Czy nie ujrzał jej tylko dlatego, że byłaby to jego druga kartka? My kartki dostawaliśmy od sędziego bardzo często i pochopnie. Wszyscy to widzieli, mogą ocenić - czy to była brutalność? Nie, mecz wcale nie był brutalny - zawyrokował.
Wesoło było jednak nie tylko w Kielcach. Dużo frajdy mieli kibice i działacze w Bielsku-Białej, gdy Podbeskidzie ograło Dolcan aż 4:0. Gracze z Ząbek grali fatalnie i przegrali zasłużenie. Po meczu Sasal zabronił piłkarzom udzielać wywiadów. Sam na konferencji prasowej powiedział tylko jedno zdanie. - Wygrał zespół, który strzelił cztery bramki - to jest fakt niezaprzeczalny. Resztę sytuacji pozostawiam bez komentarza - stwierdził.
Sasal nie byłby jednak sobą, gdyby na tym poprzestał. Dwa dni później w wywiadzie swoją wypowiedź rozszerzył. - W Bielsku-Białej siły nadprzyrodzone zdominowały mecz, dlatego padł tam taki wynik. Mówię to teraz, ponieważ na konferencji po meczu z Podbeskidziem nie było sensu o tym mówić. Na pewno siły nadprzyrodzone w Bielsku działały - powiedział. O jakich siłach mówił nowy trener Korony? Nie wiadomo do dziś.
Na koniec dodajmy jednak coś optymistycznego - Sasala w Ząbkach kibice bardzo szanowali. Choć na początku tak nie było, trener długo musiał pracować na swój wizerunek. - Teraz spotykam się z życzliwością fanów. Czuję, że mnie szanują. Ale początki były trudne. Było dużo takich, którzy trzymali kciuki, żeby się nie udało. Po kilku porażkach chodziła nawet po Warszawie plotka, iż Sasal ma tak skonstruowany kontrakt, że nawet go zwolnić nie można. A mi po prostu w Dolcanie zaufano - stwierdził.
Teraz Sasalowi zaufano w Kielcach. To pierwszy kontrakt młodego trenera w ekstraklasie. Z pewnością Sasal może dać sporo Koronie, ale... Korona Sasalowi znacznie więcej. Czy 39-latek to wykorzysta?
Już na starcie ma pecha i trudną sytuacje - znacznie bardziej doświadczeni trenerzy nie dali sobie rady z poukładaniem gry "złocisto-krwistych" (Marek Motyka lat 51, Włodzimierz Gąsior lat 61). Ale może to właśnie młodość Sasala i jego porywczość będzie tym, co pomoże piłkarzom w osiąganiu lepszych rezultatów?
Wasze komentarze