A tak swoją drogą... Czy on ciągle się zacina?
Około trzech godzin rozmawiali wczoraj przedstawicieli portalu z Michałem Jureckim – wszystko w ramach Waszego Wywiadu. „Dzidzia” został przepytany od nas, przez Was, praktycznie z każdej strony. Zresztą, to jest akurat jasne – facet ma na tyle bogatą karierę sportową, że miał o czym mówić. A mimo wszystko ludzi interesuje najbardziej jedno...
W sumie lekki wstrząs przeżyłem, widząc wczoraj pierwszy komentarz na wieść tego wywiadu z Jureckim.
Najpierw było oczywiście: „TAKIE zdjęcia wrzucać przed snem? Litości nie masz?! (...) Raczej usnąć z wrażenia nie będę mogła ...”.
Czyli w sumie miło. Ale zaraz po tym: „ciągle się zacina?”.
Człowiek opowiada o sporcie przez trzy godziny. Mógł powiedzieć wszystko – że w sumie nienawidzi tej dyscypliny, że trener idiota, że ten konflikt kibiców to w ogóle można potłuc o..., że nie spodziewał się, że kiedyś film do jawy się przedostanie i oto przed oczami w Kielcach staną mu „Skrzydlate świnie”. Czy powiedział? Tego nie wiem, bo sam z niecierpliwością czekam na efekt końcowy wywiadu i... zobaczymy.
Na szczęście odpowiedź Pauli Dudy, która – musicie wiedzieć – w bawełnę owijać nie lubi, była krótka i rewelacyjna: „ciągle, ale zupełnie nie ma z tym problemu i za to szacun”.
Niemniej taka nasza ludzka przywara jest – lubimy czepiać się niedoskonałości. Jakoś tak już mamy, że spoglądamy na człowieka zawsze bardziej negatywnie niż od tej strony pozytywnej. To się tyczy też naturalnie sportowców – jakoś rzadko potrafimy wejść w jego skórę, spróbować poczuć, to co on czuje, czym żyje i jakie ma problemy. I zapytać, spróbować dociekać, dlaczego nie daje z siebie wszystkiego?
Po prostu dziad jest i tyle.
No, cóż – czasami tak rzeczywiście jest. Ale nie zawsze i sądy wydawane przez kibiców z trybun zazwyczaj są niestety przedwczesne.
A piłkarz, siatkarz, koszykarz... Kto ma twardszy pancerz, ten da sobie radę. Kto słabszy, ten wkrótce będzie sprzedawał bułki w Piekarni pod Telegrafem.
Kiedyś zaimponował mi Bartek Tomczak. Na spotkaniu z dzieciakami ze szkoły na Bukówce (zorganizowanym skądinąd przez SKPR Iskra – czyli chłopaki potrafili też fajnie promować ten klub!) wyjaśnił, czemu tak naprawdę jest „Koparą”. I stwierdził, że go koledzy przezywali za dzieciaka, bo mu zęby trzonowe wystawały, że go to strasznie denerwowało, bolało... Ale w końcu przywyknął i uznał, że to nie jego wada, tylko atut – znak rozpoznawczy. I ksywkę polubił, a to wszystko to mówił – wiarygodnie! – z uśmiechem na ustach.
Kto wie, czy tego jednego dnia „Kopara” nie zrobił dla kielczan więcej niż przed dwa lata gry na boisku.
Swoją drogą, to bardzo fajny chłopak i zasługuje na to, żeby kibicować mu nawet nie podwójnie, a nawet potrójnie. Nie ma nic z gwiazdorstwa, jest ambitny, a do tego bardzo lojalny wobec kolegów, klubu. Mam wciąż nadzieję, że Vive nie jest wierzchołkiem jego kariery, a tylko miejscem, skąd przeprowadzi ostateczny i skuteczny atak na szczyt.
***
W sobotę Legia! Już się nie mogę doczekać. A dwa dni wcześniej prezentacja Korony w Galerii Korona. W zasadzie powinienem to skrytykować, bo miejsce jest beznadziejne, ale nie zrobię tego – tym razem wybaczam i mam nadzieję, że to ostatni raz. A wybaczam dlatego, że ma to swój dodatkowy cel – otwarcie Sklepu Kibica Korony w tejże galerii i warto to miejsce mocniej wypromować.
A dlaczego krzywię się na samą myśl prezentacji Korony w Koronie? Kto był na prezentacji Vive w Galerii Echo, ten wie. Szpilki nie można było włożyć, a jako że nieco spóźniłem się na miejsce imprezy, to tej imprezy... praktycznie nie widziałem. Sam słuch niewiele mi dał, chociaż... I tak miałem lepiej niż zawodnicy – pamiętacie te maski dzików, które musieli wtedy wkładać? :) Do dzisiaj śmiać mi się z nich chce, aczkolwiek piłkarzom do śmiechu nie było. Wtedy najlepiej miał ten, kto najszybciej mógł tej maski z twarzy się pozbyć. A pozostali? Wciąż mają wstręt widząc coś dzikopodobne.
Jeżeli wybiorę się do GK, to nawet nie dla piłkarzy – bo czym mogą mnie zaskoczyć? Wiem, jak wyglądają. Jeśli pójdę, to w zasadzie po to, by obserwować te liczne świetne gry i zabawy, prowadzone ze sceny przez Pawła Jańczyka. Jest pod tym względem GENIALNY – i to trzeba podkreślić.
A pamiętam... No Paweł chyba się nie obrazi, ale takie są fakty – pierwsze, sparingowe jeszcze mecze prowadzone przez niego na spikerce. Leciała gafa za gafą, tyle wpadek, że aż wstyd się czasami robiło.
I teraz może nie będę wysilał się o porównania, że oto z brzydkiego kaczątka piękny łabędź nam wyrósł, ale kto sobie dzisiaj wyobraża jakąkolwiek imprezę koroniarską bez „Jonia”?
Rąk w górze nie widzę, więc kończę. Dodam tylko, że to kolejna lekcja pokory i tego, że warto człowiekowi dać szanse, nawet gdy na początku za bardzo nie rokuje.
Kilka razy już się w życiu o tym przekonałem.
Tomasz Porębski
A o tym, co na czeka w czwartek w Galerii Korona, możecie przeczytać w naszej informacji - KLIKNIJ. Bo o tym, co zobaczymy dwa dni później, pisać nie warto. Wiadomo, Korona - Legia 1:0...
fot. Paula Duda
Wasze komentarze
Pozdro dla Wszystkich (L) w Świętokrzyskim