Golański: Nie chcę rozpamiętywać tego, co było
Porozumienie zostało osiągnięte, a to znaczy, że Paweł Golański powrócił do kadry pierwszego zespołu Korony Kielce, choć jeszcze w styczniu taka sytuacja była mało prawdopodobna. Czy odbuduje swoją formę w Kielcach i pomoże drużynie? Zdania są podzielone. Sam Golański przyznaje: chcę grać w piłkę.
Jakie to uczucie po raz kolejny być w Kielcach?
Paweł Golański - Właściwie po raz trzeci, bo pierwszy raz w 2005 roku, potem powrót z Bukaresztu i teraz. Byłem zawodnikiem Korony, większość chłopaków znam, więc nie było problemu z aklimatyzacją w zespole. Jedyny kłopot to ta skomplikowana sytuacja, która wytworzyła się wokół mojej osoby. Zadecydowały sprawy pozasportowe. Na pół roku byłem wypożyczony do Łódzkiego Klubu Sportowego, teraz wróciłem – nie chcę rozpamiętywać tego co było. To był trudny okres, przede wszystkim dla mnie. Mam nadzieję, że teraz wszystko się zmieni.
Nie miałeś żalu do klubu?
- Żal to za duże słowo. Czułem się trochę takim kozłem ofiarnym, bo nie uważam, żebym narozrabiał, czy by moja forma była na tyle słaba, aby takie decyzje w klubie zapadały. Chodziło o oszczędności i siłą rzeczy klub chciał pozbyć się zawodników, którzy mieli większe wynagrodzenie. To dlatego moja sytuacja się zmieniła. To był właśnie ten czynnik, który nie dawał mi spokoju. Gdy przychodziłem do Korony, zawsze powtarzałem - robię to z sentymentu dla tego klubu, bo dużo mu zawdzięczam. Nie stałem nikomu nad głową i nie mówiłem – podpiszcie ze mną kontrakt. Dogadaliśmy się. Sytuacja się skomplikowała, gdy zaczęły się problemy finansowe.
Czy nie czujesz się tutaj „niechciany”?
- Czułem się tak około 5 miesięcy temu, gdy okazało się, że samotnie idę do Młodej Ekstraklasy. A dla piłkarza jest to fatalna sprawa. Natomiast po rozmowie z prezydentem Wojciechem Lubawskim wyjaśniałem - nie jest tak, że Paweł Golański nie chce się dogadać z klubem. Wręcz przeciwnie - to ja wyszedłem z inicjatywą. Chciałem tylko, żeby to było racjonalne, zrobione „po ludzku”. Wiadomo, że każdy ma jakieś swoje zobowiązania – ja też nie mogę sobie pozwolić na to, aby zejść nagle ze swoich zarobków o 50 procent. Tutaj był problem. Natomiast dogadaliśmy się szybko. Odbyła się krótka, życiowa rozmowa i jestem w zupełnie innym miejscu niż wcześniej.
A chciałeś znów wracać do Korony?
- Chciałem grać w piłkę – to było dla mnie najważniejsze. Dalsze wypożyczenie do ŁKS-u z przyczyn formalnych nie mogło się odbyć. Nie da się ukryć, że oferty, które gdzieś tam się pojawiały, to były bardziej zapytania. Dwa kluby były poważnie zainteresowane, ale tu też chodziło o kwestię wypożyczenia. Mnie, jako zawodnikowi zbliżającemu się do trzydziestki, perspektywa kolejnego wypożyczenia na pół roku nie bardzo odpowiadała. Chciałem się dogadać, chciałem rywalizować o miejsce w składzie. Wiadomo – decyduje forma. Wszystko będzie zależało od trenera. Jeśli będzie widział, że jestem przydatny drużynie, to będę grał, jeśli ktoś okaże się lepszy, to mogę usiąść na ławce. Z tym się liczyłem. W niejednym klubie już byłem i wiem jak się to wszystko odbywa. Dla mnie najważniejsze jest to, że mogę trenować i normalnie się przygotowywać.
A czy nie masz obaw, że jakiś twój błąd, czy niezadowolenie zarządu spowoduje, że wrócisz do Młodej Ekstraklasy?
- Nie myślę w takich kategoriach. Oczywiście, zawsze może zdarzyć się taka sytuacja. Wiadomo – różnie to w życiu bywa: raz się jest na górze, raz spada się na sam dół. Jestem profesjonalistą – zrobię wszystko, co w mojej mocy. A jeśli odeślą mnie z powrotem do Młodej Ekstraklasy? Mają do tego prawo. Nie wybiegałbym jednak tak daleko w przyszłość. Dla mnie jest ważne, aby pokazać się z jak najlepszej strony, samemu sobie coś udowodnić, bo – jak już powiedziałem – czułem się po tej rundzie tak, jakby cała wina skupiła na 3-4 zawodnikach, jakby to była tylko nasza wina, że Korona grała słabo. Mieliśmy nieudaną rundę jako cały zespół. Ale to jest piłka – nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Tak się zdarzyło, były odsunięcia kadrowe. Ja byłem przykładem, mnie się najbardziej odbiło. Ale co mnie nie zabije, to mnie wzmocni – tak trzeba do tego podchodzić.
Gdybyś został w ŁKS-ie, być może byłbyś bardziej doceniony przez zarząd, przez kibiców…
- Zawsze powtarzałem, że Łódzki Klub Sportowy jest najbliższy mojemu sercu. Wychowałem się na tym stadionie, chodziłem najpierw na spotkania u siebie, później jeździłem na mecze wyjazdowe. Mam ogromny sentyment do tego klubu. Idąc do ŁKS-u wiedziałem, że kibice mnie bardzo tam szanują. Coś dla tego klubu zrobiłem, zostawiłem dużo zdrowia, a więc na pewno ten szacunek tam jest. Musiałem zastanowić się, co jest dla mnie najlepsze w kwestii typowo sportowej. Po rozmowie z trenerem Ojrzyńskim stwierdziłem, że najłatwiej będzie przygotowywać się z pierwszym zespołem. Tak jak powiedziałem - ŁKS był po prostu wykluczony. To był już rozdział zamknięty. Dałem sobie jeszcze te pół roku czasu, żeby powalczyć o skład w Kielcach. W czerwcu znów będzie chwila, aby zastanowić się co dalej ze mną będzie.
Jesteś dobrze przygotowany do tej rundy? Czego możemy się po tobie spodziewać?
- Wszystko zweryfikuje boisko. Nie lubię mówić o sobie zbyt dużo, chwalić się w jakiej to ja nie jestem dyspozycji, opowiadać dziwne rzeczy. Mam nadzieję, że ta runda będzie dla mnie udana. Jestem nastawiony na walkę od pierwszej minuty. Pracowałem solidnie na obozie, nie mam kontuzji, a było dla mnie ważne, żeby nie złapać żadnych urazów, bo z tym zdrowiem było różnie. W ŁKSie także miałem problemy zdrowotne, natomiast teraz – odpukać w niemalowane – wygląda to dobrze.
Liczysz więc na to, że na boisku będziesz się pojawiał regularnie.
- Wiesz, gdybym w to nie wierzył, to bym o tym dziś z tobą nie rozmawiał. Jestem osobą ambitną i tak naprawdę właśnie po to dogadałem się z klubem. To ja straciłem swoje pieniądze. Chcę grać w piłkę, a nie iść na łatwiznę, siedzieć w Młodej Ekstraklasie, bo klub ma podpisany kontrakt i siłą rzeczy musiałby mi płacić. Ale półtora roku w Młodej Ekstraklasie - dla mnie byłoby to jak gwóźdź do trumny. Później byłoby naprawdę bardzo ciężko. Wielu zawodników, których znam osobiście, wybrało taką drogę. Ja mam jeszcze jakieś marzenia sportowe, chce coś osiągnąć. Jedno z głównych pytań, które dziennikarze kierują do mnie to ile musiałem się zrzec. Zawsze odpowiadam na to w jeden sposób – tylko ja mogłem stracić na tej transakcji. Moje życie, moje decyzje – ja biorę za nie odpowiedzialność.
Czy nie czujesz takiej sportowej złości, chęci udowodnienia, że Paweł Golański jest dobrym zawodnikiem?
- Po części tak. W piłkę parę lat grałem i można powiedzieć, że na całkiem niezłym poziomie. Spełniły się moje dwa największe marzenia sportowe: reprezentacja Polski (kilka meczów podczas Euro) i Liga Mistrzów. Czy komuś chciałbym coś udowadniać? Może nie komuś, ale sam sobie, bo przychodzi taki moment analizy samego siebie i myślisz – może rzeczywiście jest coś nie tak, skoro jestem w takim, a nie innym punkcie. Chciałbym zejść z boiska, wejść do szatni i powiedzieć – dzisiaj zrobiłem wszystko, co mogłem, jestem z siebie zadowolony. To, czy ktoś z boku powie: Golański jest w świetnej formie lub w fatalnej? Odcinam się od tego, bo mówić nie jest trudno. Przeciętny śmiertelnik może przyjść na stadion i cię zwyzywać, albo bić brawo. Jestem uodporniony i mnie to jakoś specjalnie nie rusza. O ile ktoś nie mówi na mnie rzeczy totalnie zmyślonych, a zdarzały się takie sytuacje, gdy byłem w Młodej Ekstraklasie. Wtedy ta bariera zostaje przekroczona.
Ostatnio odbyła się prezentacja zespołu i też wywołała trochę kontrowersji, bo nie każdy kibic mógł w niej uczestniczyć.
- Zawsze twierdziłem, że klub to są kibice. Patrzę też z perspektywy tego, że sam kiedyś byłem kibicem, nawet zagorzałym fanem. Dla mnie, dla dzieciaka prezentacja, czy mecze były frajdą. Tutaj wiem, że są nieporozumienia na linii klub - kibice. Mam nadzieję, że się to wyjaśni, bo tak naprawdę cierpi na tym cały zespół. Wiadomo, że kibic to nasz dwunasty zawodnik. Bywało różnie w Koronie. Przeżyłem moment awansu do ekstraklasy. Na początku było słabo, ale kibice byli z nami. Przeżyłem momenty, gdzie potrafiliśmy ograć Legię, Wisłę, był pełen stadion kibiców i bili brawo, a więc na pewno doping kibiców, szczególnie tych zagorzałych, którzy zazwyczaj chodzą na mecze, jest bardzo ważny. Piłka nożna dla kibiców – wszyscy to powtarzają. Ale to prawda, bo piłkarz też gra dla kibica. Dużo lepiej się gra, gdy stadion jest pełny i słyszy się doping, niż jak wchodzisz na plac, jest dwa tysiące ludzi, smażą się kiełbaski, a co trzeci sfrustrowany problemami domowymi kibic zaczyna krzyczeć. To jest słabe. Mam nadzieję, że wszystko się jakoś ułoży, nasi kibice będą przychodzić na mecze i dopingować. Zdaję sobie jednak sprawę, że nie będzie łatwo dojść do porozumienia, bo orientuję się o co chodzi.
Szkoda tym bardziej, że kieleccy kibice potrafią zrobić naprawdę fajną atmosferę. Nie wspominam już o meczach, ale na przykład na zeszłorocznej prezentacji w Hali Legionów pokazali się ze świetnej strony.
- Dokładnie. Miałem okazję uczestniczyć w tej prezentacji i było naprawdę bardzo fajnie. Tegoroczna prezentacja odbyła się trochę inaczej. Była bardziej kameralna. Więcej było vipów, niż normalnych kibiców, którzy przychodzą co sobotę czy niedzielę na stadion i dopingują. Akurat taką drogę wybrał teraz klub.
Przejdźmy do rozgrywek. Korona dobrze się do nich przygotowała?
- Najważniejsze, że praktycznie bez urazów. Jedynie Miłosz (Przybecki - przyp. red.) złapał bardzo poważną kontuzję. Strasznie mi go szkoda, bo to chłopak, który mógłby piłkarsko dużo wnieść do drużyny. Zespół się skrystalizował. Jesteśmy drużyną wyrównaną, silną. Myślę, że Korona jest przygotowana do sezonu bardzo dobrze. Trener Ojrzyński jest człowiekiem, który dużą wagę przywiązuje do przygotowania fizycznego, a w obecnych czasach w piłce nożnej to 40 procent sukcesu. Myślę, że z bieganiem nie powinniśmy mieć większych problemów. Do tego oczywiście trzeba dołożyć trochę umiejętności piłkarskich, ale jest kilku piłkarzy, którzy mają te umiejętności dobrze rozwinięte. To może połączyć się w fajną całość. Korona może trochę zamieszać.
Wspomniałeś już o Miłoszu Przybeckim, ale szeregi Korony zasilili także Daniel Gołębiewski, Mateusz Łuczak i Ołeksiej Szlakotin. Co sądzisz o tych zawodnikach? Co nowego mogą wnieść do zespołu?
- Są to młodzi piłkarze. Byli z nami na obozie i na pewno będą przydatnymi zawodnikami. Popularni "Pele" i "Gołąb" są to piłkarze, którzy będą odpowiedzialni za strzelanie bramek, więc trener będzie miał troszkę większe pole do manewru w ataku. Co do Aleksa – jest to bramkarz, który ma świetne warunki. Jest ich teraz trzech: Zbyszek Małkowski, Krzysiu Pilarz i Aleks. Rywalizacja będzie się między nimi rozstrzygać. Klub poczynił kroki pod kątem przyszłości, żeby powoli odmładzać ten zespół.
A jaka panuje atmosfera w drużynie przed rundą wiosenną? Jest dobrze?
- Jest bardzo fajna atmosfera. Był obóz w Turcji, a więc był też moment na popularny chrzest. Było bardzo śmiesznie, mamy miłe wspomnienia. Myślę, że tak też krystalizuje się zespół. Nie musimy się wszyscy kochać, jeden zawodnik nie musi zapraszać drugiego w niedzielę na obiad. Mamy się szanować i każdy ma – mówiąc naszym slangiem – zapier... Jak wychodzimy na boisko to mamy być rodziną, a poza boiskiem każdy zawodnik trzyma się z grupką 3-4 innych, z którymi ma lepszy kontakt. W każdej dyscyplinie zespołowej jest tak samo. Co do atmosfery - naprawdę jest fajna, nie ma żadnych problemów, wszystko odbywa się tak jak powinno.
Zajmujecie obecnie 8. miejsce. O co będziecie grać?
- Wszystko pokaże czas. Najważniejsze, żebyśmy dobrze wystartowali. Po 2-3 kolejkach będziemy wiedzieć o co chcemy grać. Ja mogę powiedzieć za siebie, sądzę, że koledzy myślą podobnie: nie będę wybiegać do przodu i składać deklaracji czy będziemy walczyć o utrzymanie, czy o puchary. Musimy do każdego meczu podejść maksymalnie skoncentrowani i każde spotkanie traktować indywidualnie, Wiadomo, jeśli będziemy zdobywać punkty, to nasze miejsce będzie automatycznie wyższe. Ja wychodzę z założenia, że lepiej wybić się z drugiego szeregu, a nie zapewniać, że będziemy niewiadomo jak wysoko, by później spaść.
Chyba poważnie myślicie już o meczu z Jagiellonią. To już w poniedziałek.
- Tak, już dużo rozmawiamy o tym meczu. Jest to początek rundy, a więc bardzo ważne spotkanie. W Jagiellonii też sporo się pozmieniało, jest nowy trener – Tomek Hajto, człowiek z charyzmą, a więc na pewno będzie swoich zawodników „pompował”. Musimy się nastawić na ostrą walkę. Nie będzie łatwo, ale gramy u siebie, chcemy zdobyć 3 punkty. To jest dla nas najważniejsze.
Ale pogoda na rozpoczęcie rundy nie jest zbyt korzystna…
- Sama widzisz w jakich warunkach się dzisiaj spotykamy (śmiech). Nie wiem jak to będzie. Dostaliśmy informację, że kolejka ma się odbyć, ale to wszystko zależy od warunków atmosferycznych. Gdyby mecz miał być dziś, pewnie by się nie odbył, bo boisko jest zasypane.
Czego ci życzyć na tę rundę?
- Najbardziej zdrowia. Bo jak będzie zdrowie, to dam sobie radę.
Rozmawiała: Agnieszka Łapka
fot. Paula Duda, Oskar Patek, Marek Kita
Wasze komentarze
Co do tego czy należała mu się taka pensja za poziom który prezentował to zupełnie inna kwestia, ja również uważam że nie... Tutaj problem jest w braku kompetencji osób które podpisują kontrakty z zawodnikami. Brak zapisów o wysokości wynagrodzeń zależnej od osiągnięć to w Koronie normalka.