Korona dyskryminowana? „Traktują nas inaczej”
– Chcielibyśmy, żeby sędziowie nie traktowali naszych zagrań inaczej – mówią zgodnym głosem obrońcy kieleckiego klubu, Krzysztof Kiercz i Tadas Kijanskas. Nie w arbitrze, ale w nieskuteczności piłkarze Korony szukają jednak przyczyny kolejnego niepowodzenia. – Powinniśmy wygrać wysoko, a znów gubimy punkty – podkreślają.
„Znów” w tym przypadku znaczy po raz czwarty z rzędu. Ostatni raz „żółto-czerwoni” zwycięscy z boiska schodzili ponad miesiąc temu, 3 października. Po trzech kolejnych porażkach – z Lechem, Zagłębiem i ŁKS-em, w sobotę czarną serię udało się przełamać. Ale tylko połowicznie. – Z GKS-em zremisowaliśmy, ale ja znów czuję się jak przegrany – mówi ze smutkiem w głosie obrońca Korony, Tomasz Lisowski. Uczucie byłoby pewnie inne, gdyby nie to, że on i jego koledzy decydującą o remisie bramkę stracili już w doliczonym czasie gry. – To bardziej strata, niż zdobycz punktu – zauważa z kolei Krzysztof Kiercz.
I z tym stwierdzeniem trudno się nie zgodzić. Na początku drugiej połowy, przy stanie 2:0 dla Korony, gospodarze mieli bowiem co najmniej trzy wymarzone sytuacje do zdobycia kolejnych goli. Sam Michał Zieliński mógł w tym czasie ustrzelić hat-tricka. – Gdybyśmy wykorzystali swoje okazje, GKS nie zremisowałby tego meczu. Wystarczyło strzelić gola na 3:0 i sprawa byłaby załatwiona – mówi Lisowski, który w sobotę zdobył swoją pierwszą bramkę na najwyższym szczeblu rozgrywkowym od ponad trzech lat. – I co z tego. Z gola oczywiście się cieszę, ale to teraz mało istotne – nie kryje rozczarowania.
Słyszałeś takie polskie powiedzenie: „niewykorzystane sytuacje się mszczą”? – podpytaliśmy w sobotę obrońcę Korony, Tadasa Kijanskasa. – Coś w tym jest – Litwin skinął głową. – Wina leży jednak po naszej stronie. Gdy ma się tyle 100-procentowych sytuacji, trzeba coś strzelić. Do 90. minuty „trzymaliśmy” wynik, ale popełniliśmy błąd w kryciu indywidualnym i stało się. Ten remis boli, chcieliśmy zdobyć trzy punkty. Mimo że prezentowaliśmy się nieźle, to nie wygraliśmy. Taka jest piłka – dodał ze smutkiem.
Czego – oprócz skuteczności – zatem zabrakło? – Szczęścia – odpowiada Kijanskas. – Na początku sezonu było ono po naszej stronie. Nieraz przegrywaliśmy, mieliśmy dwie-trzy sytuacje i wygrywaliśmy mecz, odwracaliśmy jego losy. A w meczu z GKS-em… Nawet ciężko policzyć, ile tych sytuacji sobie wypracowaliśmy. Może trzeba było i trochę mądrzej zagrać w obronie, ale ogólnie w defensywie nie prezentowaliśmy się źle. Dwie bramki padły po stałych fragmentach, popełniliśmy błędy indywidualne w kryciu, ale to się zdarza – tłumaczy.
Tak samo jak i zdarzają się pomyłki sędziowskie. Jednak zdaniem Kijanskasa, arbitrzy nie do końca sprawiedliwie oceniają ostatnie mecze z udziałem Korony. – Wydaje mi się, że sędziowie traktują nas nieco inaczej. Nasz faul jest bardzo „gruby”, od razu na żółtą kartkę. I to bardzo wkurza. Gramy w piłkę, podchodzimy agresywnie, ale nie po to, żeby zrobić komuś krzywdę – tłumaczy litewski obrońca. – Żeby było jasne – to jednak nie w postawie sędziów szukamy usprawiedliwień naszych niepowodzeń – dodaje po chwili.
Łatką brutali, jaką przypięto kieleckiemu zespołowi, niepokoi się również inny defensor „żółto-czerwonych”, Krzysztof Kiercz. – Nie chcę narzekać na pracę sędziów, ale chciałbym aby wszystkie nasze zagrania były gwizdane tak, jak w przypadku innych zawodników z pozostałych klubów ekstraklasy. Zdarzają się sytuacje, że trafiamy w piłkę, a dostajemy za takie wejścia żółte kartki. Z drugiej strony zawodnik drużyny przeciwnej skacze do nas z łokciami, a arbiter nie odgwizduje nawet faulu – zauważa.
Narzekania piłkarzy z Kielc mają swoje podstawy. W kolejnym meczu, z Widzewem, podopieczni Leszka Ojrzyńskiego znów nie będą mogli zagrać w teoretycznie najmocniejszym składzie. Tym razem, w wyniku nadmiaru żółtych kartek, przymusowa absencja czeka Aleksandara Vukovica i Pavola Stano. – Mimo to, do Łodzi pojedziemy na pewno po zwycięstwo – zastrzega Lisowski. – Czekają nas teraz dwa tygodnie ciężkiej pracy. Zrobimy wszystko, aby skuteczność wróciła i abyśmy wreszcie zdobyli trzy punkty – dodaje.
fot. Grzegorz Pięta, Oskar Patek
Wasze komentarze
.walet cieciu,muszę ci przyznać rację,ten jeden jedyny raz
Gdzie parada równości, tam mnie w dupsko walą!!
Widać niedorozwinięta dziecino,że mózg ci się nieżle zlasował od tego.Widocznie tatuś też cię zapłodnił w dupsku bo inaczej taki imbecyl by na świat nie przyszedł.Wybitny wybryk natury
Zielu niech codziennie po treningu przez godzinę trenuje strzały i będzie dobrze