Na boisku liczyła się walka. Korona i ŁKS pobiły rekord
Smutek, żal, niepocieszenie – nastrój przygnębienia dominował po niedzielnym meczu wśród piłkarzy kieleckiej Korony. Co innego w ŁKS-ie. Z szatni gości jeszcze długo po spotkaniu słychać było chóralne śpiewy i okrzyki. Przegrani, jak i wygrani, w ocenie pojedynku byli jednak zgodni. – To był typowy mecz walki – powtarzali.
I z tymi słowami trudno się nie zgodzić. W niedzielę na Arenie Kielc padł zresztą rekord T-Mobile Ekstraklasy sezonu 2011/2012. W ilości podyktowanych żółtych kartek rzecz jasna. Sędzia Marcin Borski w całym meczu upomniał w ten sposób aż dwunastu zawodników – ośmiu z ŁKS-u i czterech z Korony. – Czy mecz był aż tak ostry? Chyba tak. Trudno udawać, że było inaczej – odpowiada obrońca łodzian, Marcin Kaczmarek. – Trener uczulał nas na to, że Korona gra z dużym zaangażowaniem. Wiedzieliśmy, że musimy przeciwstawić się im tym samym. Wygraliśmy walkę na boisku i cały mecz – dodaje „Kaka” (nasz wywiad z Kaczmarkiem, byłym zawodnikiem Korony, będziecie mogli przeczytać w poniedziałek).
Za sprawą licznych fauli mecz był na dodatek bardzo „rwany”, często przerywany przez sędziego. – Czy to było brzydkie spotkanie? To był przede wszystkim mecz walki. Nic poza tym – zauważa napastnik „żółto-czerwonych”, Maciej Korzym. – O takich pojedynkach mawia się, że „pierwsza bramka zadecydowała”. Mieliśmy swoje szanse – niestety nie udało się ich wykorzystać. Co innego ŁKS, który był skuteczniejszy pod naszą bramką – przyznaje z kolei pomocnik kieleckiej drużyny, Aleksandar Vuković.
Faktycznie, Korona miała swoje okazje, aby wcześniej otworzyć wynik meczu. Tę najlepszą – pod koniec pierwszej połowy – zmarnował Tomasz Lisowski, który z najbliższej odległości nie potrafił skierować piłki do pustej już bramki. – Szkoda, ten mecz przecież mógł przybrać zupełnie inny scenariusz. Przy wyniku 0:0 mieliśmy dwie bardzo dobre sytuacje, których jednak nie potrafiliśmy wykorzystać. Później, gdy straciliśmy gola, już o wiele ciężej było o dogodne okazje bramkowe – przyznaje „Vuko”.
W drugiej połowie, zwłaszcza po strzelonym w 74. minucie golu, ŁKS grał za to „swoje” – agresywnie, z kontry i konsekwentnie. Tak jak lubi. – Wiedzieliśmy, że w tej części meczu Korona się otworzy i dzięki temu będzie więcej miejsca na boisku. Tak też było i my to wykorzystaliśmy – wyjawia taktykę swojego zespołu Marcin Mięciel. Kielczanie za to bili głową w mur. Brakowało dokładności, strzałów, czasami też i sił. – Z czego to wynika? Po prostu, nie ma takiej możliwości, aby przez 90 minut grać na pełnych obrotach – tłumaczy otwarcie serbski pomocnik.
– W pierwszych połowach w naszym wykonaniu obowiązuje zasada: „zero oszczędzania”. W tym czasie, w poprzednich meczach, często wykorzystywaliśmy swoje dobre momenty, dzięki czemu w drugich 45 minutach mogło nam się grać nieco łatwiej. Musimy do takiej gry powrócić – dodaje. – W niedzielę nie zagraliśmy dobrego spotkania. Z drugiej strony, wydaje mi się, że w niektórych wygranych przez nas meczach wcale nie graliśmy lepiej niż w niedzielę, a jednak potrafiliśmy punktować. Tym razem jednak się nie udało – przegraliśmy i możemy tylko pogratulować ŁKS-owi – zauważa po chwili.
Korona przegrała tym samym trzecie ligowe spotkanie z rzędu. Po dobrym początku rozgrywek, teraz sytuacja staje się coraz bardziej kłopotliwa. – Być może jest jakieś załamanie formy, ale musimy się z tego jak najszybciej wydostać – zaznacza Korzym. – Boli jednak to, że przegraliśmy mecz, w którym mogliśmy zdobyć jakieś punkty. Jak nie potrafiliśmy go wygrać, to przynajmniej powinniśmy zremisować. Wyszło jak wyszło, musimy teraz wyciągnąć wnioski z tego pojedynku i jak najszybciej wyjść z dołka – dodaje.
Korzym apeluje jednak, aby nie popadać w panikę. – Złośliwi mówią, że za „taki mecz” kibicom powinien należeć się zwrot pieniędzy? To naprawdę złośliwe stwierdzenie. My jesteśmy od grania, chcemy pracować jak najlepiej na treningach, aby móc później zbierać tego efekty w meczach o stawkę. Nie zawsze się jednak udaje. Nie da się wygrać wszystkich meczów w lidze. Gdzie ci złośliwi byli kilka meczów temu? Wtedy nie chcieli zwrotu za bilety. Teraz też muszą wykazać dla nas jakąś cierpliwość – odpowiada stanowczo.
fot. Paula Duda, Oskar Patek
Zbigniew Małkowski w audycji Cały Ten Sport! Słuchaj nas w poniedziałek o godz. 17 na 107,9 FM!
Zapraszamy na wspólny program portalu CKsport oraz Radia Plus Kielce.
Wasze komentarze