Gil: Rozczarował wynik i gra
– Dramatyczny był nie tylko przebieg spotkania, co po prostu nasza gra w obronie w pierwszej połowie. Fatalnie zaczęliśmy to spotkanie. Może to było jakieś rozluźnienie w związku z tym, że u rywali nie grało dwóch podstawowych zawodników? – zastanawiał się trener Rafał Gil po przegranym spotkaniu z Novum Lublin.
UMKS nie zaliczy swojego pierwszego meczu w sezonie do udanych. Kielczanie przegrali na własnym parkiecie z rywalami z Lublina 87:88, mimo że jeszcze na 11 sekund przed końcem rywalizacji to gospodarze byli na prowadzeniu. O wyniku spotkania jednak tak naprawdę zadecydowała fatalna pierwsza połowa spotkania, w której nasi koszykarze dali sobie rzucić 50 punktów. – W pierwszej kwarcie zupełnie nie realizowaliśmy naszych założeń, w następnej natomiast wszystko diametralnie zmieniliśmy, dlatego wyglądało to trochę lepiej. Ciężko jednak wygrać mecz, jak do przerwy traci się 50 punktów – przyznał Rafał Gil.
Słaba gra defensywy była bardzo dużym zaskoczeniem dla szkoleniowca kieleckiego drugoligowca. – Przecież mamy dobrych obrońców, którzy umieją grać 1 na 1. Trzeba przyznać, że było też sporo akcji, gdzie defensywa zachowywała się dobrze. Nieraz była ręka wystawiona do rzutu rywala, a oni i tak trafiali do kosza, bo byli znakomicie dysponowani. Niestety nie brakowało momentów, w których się pogubiliśmy. Nie było jakieś prostej rotacji w obronie czy ustania gry 1 na 1. Jestem rozczarowany grą i wynikiem – mówił załamany trener UMKS-u.
Po przerwie jednak jego zespół zagrał z dużo większą werwą. Po ambitnej pogoni kielczanie w ostatniej kwarcie dali sobie szansę na zwycięstwo, którą jednak zmarnowali. – Będąc szczerym, mieliśmy też sporo szczęścia w tych gonitwach. Nie wynikało to wcale z jakiejś naszej lepszej gry. W końcówce jednak znowu tego uśmiechu od losu nam zabrakło, bo wystarczyło tylko zablokować jedną piłkę i mielibyśmy zwycięstwo – żałował Gil.
Nie ma co ukrywać, że nie tak miała wyglądać inauguracja sezonu w wykonaniu UMKS-u, szczególnie że w pierwszym meczu podopieczni Gila mieli przewagę własnego parkietu. – To nie powinno się zdarzyć u siebie. Ostatnia minuta musi być tylko formalnością do dokończenia spotkania, a nie początkiem wielkiej bitwy – zakończył Rafał Gil.