Tataj: Cieszę się, że nic nie zepsułem
- Strzeliłem pierwszego gola w tym sezonie i mam nadzieję, że ten worek z bramkami wreszcie się rozwiążę. Cały na świętowanie jednak nie ma. Teraz ja, i cały zespół, zaczynamy już myśleć tylko i wyłącznie o Legii - mówi napastnik Korony Kielce, Maciej Tataj.
To był szalony wieczór na Arenie Kielc. Pomyłki sędziego, mecz przerwany w 80. minucie, cztery bramki, zwycięstwo Korony i kontuzja najlepszego snajpera „żółto-czerwonych”, Andrzeja Niedzielana – tak w skrócie podsumować można pojedynek pomiędzy Koroną Kielce, a GKS-em Bełchatów. Największym wygranym tej konfrontacji był nie kto inny jak, przez niektórych już zapomniany, Maciej Tataj. Snajper kieleckiej drużyny na murawie pojawił się dopiero w 41. minucie meczu, kiedy to zastąpił zmagającego się z urazem Niedzielana. Były gracz Dolcanu Ząbki w trakcie nieco ponad 50 minut gry zdołał zdobyć bramkę, wywalczyć rzut karny, i... przegrać pojedynek sam na sam z golkiperem gości, Łukaszem Sapelą.
Tataj został zresztą wybrany najlepszym zawodnikiem sobotniego spotkania. Nic zatem dziwnego, że po meczu napastnik Korony oblegany był przez tłum dziennikarzy. – Tak się złożyło, że nieszczęście Andrzeja spowodowało, iż pojawiłem się na boisku. Cieszę się z tego, że nic nie zepsułem. Wygraliśmy mecz i to jest na chwilę obecną najważniejsze. Strzeliłem pierwszego gola w obecnych rozgrywkach i mam nadzieję, że - podobnie jak w poprzednim sezonie - rozwiązałem ten worek z bramkami - mówił z satysfakcją były gracz Dolcanu Ząbki.
Snajper „żółto-czerwonych” pokusił się również o cenę sobotniego pojedynku. - Na pewno mecz mógł się podobać kibicom. Obie drużyny stworzyły sobie dużo dogodnych sytuacji do strzelania kolejnych bramek, przez co było to otwarte widowisko. Dla nas najważniejsze jest to, że bardzo szybko, po utracie prowadzenia, strzeliliśmy drugą w tym meczu bramkę. Dzięki temu zaoszczędziliśmy sobie bardzo nerwowej końcówki w ostatnich minutach tego pojedynku. Później już skupialiśmy się na wyprowadzaniu kontr, mogliśmy strzelić jeszcze jedną, lub też dwie bramki, ale i tak nie ma się co smucić, bo zdobyliśmy przecież kolejne w tym sezonie trzy punkty - zaznaczył.
Tataj nie ukrywał po meczu zdziwienia z decyzji arbitra zawodów, Sebastiana Jarzębaka z Bytomia, który w 80. minucie zdecydował się... zakończyć spotkanie. Snajper Korony starał się jednocześnie usprawiedliwiać błąd arbitra. - Strasznie się zdziwiłem, jak sędzia na 10 minut przed końcem gwizdnął koniec meczu, nie wiedziałem kompletnie o co chodzi. Było troszkę śmiesznie, ale zdarzają się takie pomyłki, więc trzeba to jakoś zrozumieć - podkreślił.
Napastnik Korony przyznał również, iż raczej nie będzie miał zbyt wiele czasu, aby nacieszyć się dobrym występem. Już od jutra on i jego koledzy rozpoczynają bowiem przygotowania do kolejnego niezwykle ciekawie zapowiadającego się meczu. - Bramkę będę świętował normalnie. Usiądę z rodziną, pewnie troszkę podyskutujemy na temat tego co zrobiłem dobrze, a co mogłem wykonać jeszcze lepiej. Nie ma jednak za bardzo czasu na świętowanie. Już w niedzielę mamy trening i zaczynamy teraz przygotowania do kolejnego ważnego meczu, z Legią - zakończył.
fot. Oskar Patek
Wasze komentarze