Łączy pasję z pomaganiem. Świetna inicjatywa kielczanina
Kielczanin Dominik Kowalik to fan kolarstwa oraz twórca fundacji Wielka Radość na Małych Kółkach. Swoją pasję łączy z pomocą dzieciom, dla których samodzielnie wyremontował ponad 130 rowerów. Zapraszamy na wywiad z Dominikiem, w nim między innymi o samej fundacji, frajdzie z pomagania oraz problemach spowodowanych pandemią.
CKsport: Powiedz nam na początek, co się działo przez ostatnie półtorej roku?
Dominik Kowalik: - Na początku działo się bardzo dużo, a teraz wszyscy widzimy co się dzieje i to nam nieco utrudniło nasze działania. Troszeczkę wyhamowaliśmy, ale jednak w garażowym zaciszu szykujemy następne akcje. Często wieczorami myślę nad kolejnymi przedsięwzięciami, aby jeszcze więcej działać.
Masz pozytywne wspomnienia, które szczególnie zapadły Ci w pamięć?
- Nawet w tym roku udało się pojechać z okazałą liczbą rowerów do warszawskiego szpitala, w którym leczona jest mukowiscydoza. Tam przekazaliśmy na ręce pani dyrektor dwanaście rowerów. Jeszcze przed pandemią najfajniejszym przeżyciem była wizyta w domu dziecka, gdzie rozdaliśmy ponad dwadzieścia pojazdów. Ten niesamowity szał dzieciaków na widok rowerów, uściski, podziękowania. Do tej pory mam z tym miejscem kontakt i wiem, że te rowery służą i dzieci się cieszą. I bardzo fajnie!
Gdyby ktoś jeszcze nie oglądał (tak jak ja), choć sądząc po ilości telefonów, e-maili, SMS i co tam jeszcze jest, raczej...
Opublikowany przez Fundacja Wielka radość na małych kółkach Sobota, 23 maja 2020
Przypomnij na czym polega działalność fundacji.
- Działalność zaczęła się od remontowania rowerów nieużywanych, zalegających w piwnicach, garażach. Odnowione pojazdy trafiają do potrzebujących, do domów dziecka, ośrodków opiekuńczo-wychowawczych. Jednak było mi mało, pojawiła się pewna inicjatywa. I tym samym wystartowała akcja „Szkółka Na Dwóch Kółkach”, w ramach której jeździmy do szkół, świetlic, opowiadamy o bezpieczeństwie, edukujemy dzieci na temat rowerów. Oprócz tego chcemy ruszyć z pomysłem przekazania rowerów dla domów samotnych matek, w zestawach, rower dla mamy, dla dziecka, fotelik.
Zwróciłeś uwagę na to, że odbywały się takie zajęcia, jak nauka przepisów dla dzieciaków etc.. Czy to jest potrzebne? Zwłaszcza, że nie ma obowiązku posiadania karty rowerowej.
- To prawda. Obecnie przepisy dotyczące rowerzystów są bardzo pogmatwane, fajnie jakby ktoś to uporządkował. Rower, jeśli dodamy do tego rosnącą popularność tych elektrycznych, to bardzo szybki pojazd, a dodając do tego dramatyczny poziom znajomości przepisów, częśto kończy się to w zły sposób. Dlatego mówimy na ten temat na naszych wykładach. Poświęćmy chociaż tę jedną godzinę na takich zajęciach jak godzina wychowawcza, na to, aby dzieci mogły dowiedzieć się jak jeździć, którą stroną, poznać podstawowe znaki. Obecnie mamy szarówkę. Wcześnie robi się ciemno, dużo i często jeżdżę rowerem i widzę… a w zasadzie nie widzę rowerzystów, gdyż takowi nie posiadają nawet odblasków, co jest obowiązkiem. Apeluję, bądźmy widoczni!
Czy to dla dzieci nie jest zbyt trudny materiał do przyswojenia? Rozumieją zagadnienia związane z bezpieczeństwem?
- Tak ,rozumieją. Jednak dużo zależy od tego jak poda się taką wiedzę. Próba uczenia a'la regułki w szkole nie zdaje egzaminu. My staramy się przekazywać wiedzę w formie zabawy. Czym skorupka za młodu… wiadomo. Spróbujmy odejść od nakazów, zakazów, a dążmy do tego, aby była to pewna moda. Moda na odblask, światełko, ponieważ nas zwyczajnie nie widać.
Bardzo fajna kompilacja. Z jednej strony rozdajesz rowery dzieciakom, a z drugiej edukujesz i mówisz jak mają z nich korzystać.
- Takie jest założenie. Działanie kompleksowe. To nie sztuka coś dać, mieć poczucie „spełniłem fajny obowiązek”. Poza tym praca z dziećmi to wielka frajda. One chłoną wszelkie informacje. Jest interakcja. Tak chcieliśmy działać… nie bez problemów, ale udaje się.
Mówisz o nasilających się komplikacjach, spowodowanych zapewne sytuacją na świecie.
- Dokładnie. „Pan COVID” bardzo namieszał. Brakuje nam wsparcia. Nie oszukujemy się, wszystko wymaga finansów, a bez nich nie jesteśmy w stanie funkcjonować. To nie są ogromne sumy, lecz rower potrzebuje części, pewnych środków czystości, potrzebny jest ich transport. Na samych spotkaniach z dziećmi przyjeżdżamy zawsze z upominkami, gadżetami. To wszystko kosztuje. Więc teraz, gdy jest nas mniej, to nieco przycichło.
Ludzie dobrej woli, którzy oddają rowerki to jedno. Dwa, że trzeba je wyremontować. Jeśli zsumujemy koszt naprawy hamulców, napędu oraz innych akcesoriów, pomnożymy to przez jakąś liczbę, te koszty naprawy robią się bardzo duże.
- Tak. Obecnie musimy pomnożyć to przez 90, bo właśnie tyle zostało nam rowerów do wyremontowania i każdy z nich wymaga wymiany czegoś. Sama robocizna leży w moich rękach, więc jest darmowa, jednak tak jak mówisz, opony, hamulce, nie mówiąc o malowaniu ram. Grosik do grosika, jeszcze w tych czasach… jest ciężko. Ale co bardzo ważne. Bardzo się cieszę, że są chętni na oddanie rowerów, jest ich naprawdę dużo, codziennie mam telefony, tylko wracamy do punktu wyjścia. Gdzieś trzeba jest zrobić i za coś. W czasie dwuletniej działalności wykonałem blisko 160 rowerów, więc te kilkanaście złoty za przykładowy łańcuch, przemienia się w kilka tysięcy.
Warto zaznaczyć pewną oczywistość. Pieniądze nie biorą się z nieba, tu potrzebna jest dobra ludzka wola.
- Nigdy nie jest tak, że ja powiem „dajcie” i worek się rozwiązuje. Nie mam wielkich sponsorów za sobą. Różnymi sposobami próbuje pozyskiwać te fundusze, a jak brakuje, to sam dokładam. Ponieważ fundacja jest zarejestrowana, jestem zobowiązany do składania zeznań i raportów. Rozliczam się z każdej złotówki. Jest pełna transparentność. To nie jest tak, że coś się uda, lub nie.
Więc jak można ci pomóc?
- Każda pomoc się liczy. Na razie zapominam o pozyskaniu kolejnych pojazdów. Mam 90 rowerów i chciałbym, aby tyle samo dzieciaków je otrzymało. Nie umiem prosić, ale gdzie się da, staram się mówić. Chodzi mi głównie o elementy związane z bezpieczeństwem. O ile używane siodełko zostawiam, tak wymiana słabych hamulców, czy łysych opon to jest mus.
W pierwszej kolejności zapraszam wszystkich na profil facebookowy oraz na stronę wielkaradosc.org. Tam można w różny sposób wesprzeć działalność. Niech dzieci, które potrzebują i marzą o rowerze czy hulajnodze, bo takie tez u nas jeżdżą, mają szanse je otrzymać. Pamiętamy jak dla nas, ludzi trochę starszej daty, dwukołowce były frajdą i jak potrafiły umilić czas. To się nie zmieniło nawet w czasach smartfonów czy komputerów. Mam kontakt z rodzicami obdarowanych dzieci i wiem, że zamienili elektroniczne pożeracze czasu na nasze pojazdy. Dla osoby przywiązanej do rowerów i tej fundacji to miód na serce.
Fot. Fundacja Wielka Radość na Małych Kółkach