II część wywiadu z Krzysztofem Zającem. Żałuję tylko jednej decyzji
Wczoraj o marketingu i organizacji, dzisiaj przede wszystkim o sportowej części. Kilka nieznanych faktów, odważnych deklaracji i ważnych zapowiedzi. To część nieco dłuższa, ale w naszym odczuciu – jeszcze ciekawsza. Zapraszamy do lektury drugiego, ostatniego fragmentu wywiadu z Krzysztofem Zającem, prezesem Korony Kielce.
O Jakubie Żubrowskim i Mateuszu Możdżeniu mówiło się ostatnio wiele. Wiemy, że klub chce ich zatrzymać. Ich kontrakty kończą się w czerwcu 2018 roku. Kuba nie ma wpisanej sumy odstępnego, Mateusz ma, ale jest to kwota w miarę satysfakcjonującą dla Korony. Rozpoczęliście już z nimi negocjacje w sprawie przedłużenia kontraktów. Na kogo jednak, poza tą dwójką, liczą państwo najbardziej w perspektywie gotówkowych transferów?
- Teraz sprowadzamy zawodników właśnie pod takim kątem. Zależy nam na pobudzeniu polityki transferowej. A to uda nam się zrobić tylko wtedy, gdy bierzemy piłkarza w miarę młodego, kształtujemy go, przygotowujemy go do gry w ekstraklasie i prowadzimy z myślą wytransferowania w przyszłości do lig zagranicznych. W tym kierunku poszliśmy z Adnanem Kovaceviciem. Ma 23 lata. Piłkarz miał jednak ciężką kontuzję i to była nasza wątpliwość, czy ten projekt uda się, czy nie. Czy wytrzyma obciążenia. Wytrzymał. Nie ma żadnego problemu i w tych pierwszych meczach był jednym z najlepszych zawodników Korony. Wiemy już, że Adnan jest po rozmowach z trenerem reprezentacji Bośni i Hercegowiny. Gdzieś, w dalszej perspektywie, ma szansę liczyć na powołanie do kadry, co dałoby jemu, ale też nam nobilitację. Byłby to jednocześnie wyraźny przekaz wysłany do zagranicznych klubów, które pewnie mocniej by się nim zainteresowały. Ale abstrahując od reprezentacji – jeśli będzie się rozwijał dalej w klubie tak, jak sobie tego życzymy, to i tak zainteresowanie jego osobą jest tylko kwestią czasu.
Duże nadzieje wiążemy też z młodym Ivanem Jukiciem, który ma 21 lat. Chłopak właściwie zderzył się w Kielcach z inną metodyką treningową. Lettieri forsuje inną piłkę od tej, do której był przyzwyczajony w Chorwacji. Sądzimy, że w jego przypadku to również kwestia czasu i stanie się wysokiej klasy skrzydłowym. Pomocnikiem, który może z powodzeniem zagrać na prawej, lub lewej stronie.
Dobrym pociągnięciem jest też Soriano. Ten napastnik wprawdzie ma 28 lat, ale jeśli pójdzie we właściwym kierunku, to w krótszej lub dłuższej perspektywie również możemy go wytransferować.
Nie chciał pan o nich mówić, ale ja jednak to uczynię. Bo to moi ulubieńcy. Bardzo lubię tego typu zawodników. Możdżeń i Żubrowski są mózgiem zespołu – poza boiskiem i w czasie gry. Ich wartość rośnie z każdym miesiącem. Ta wartość będzie o tyle większa, im lepiej będzie grał cały zespół. To 4-5 zawodników, z których Korona może mieć bardzo dużo pożytku sportowego, ale też finansowego.
REKLAMA
Trochę dziwi nie tylko mnie, ale też większość kibiców fakt, że w tym gronie nie wymienia pan Nabila Aankoura i Djibrila Diawa. Oni też są stosunkowo młodzi – pierwszy ma 24 lata, drugi 22 i prezentują niezły poziom sportowy. Zacznijmy od Aankoura. Przekaz z klubu jest prosty: Korona chce się go pozbyć, lub mówiąc łagodniej: nie miałaby nic przeciwko, gdyby odszedł.
- Powiem tak... Kibice mają swoje zdanie, pion sportowy swoje i zarząd też swoje. Nabil jest zawodnikiem, który jeśli tylko będzie miał nowy klub na horyzoncie i będzie chciał odejść, może to zrobić.
Doszliśmy z trenerem do wniosku, że jest to piłkarz na teraz. On nam w przyszłości nie pomoże. Wynika to ze statystyk, które prowadzą trenerzy. Są bezwzględne. I to nie tylko w ostatnich meczach, bo tu wcale nie chodzi o przestrzelony karny. To nie ma żadnego znaczenia. Patrzymy na to, co ofensywny pomocnik jest w stanie zrobić dla zespołu. Z oceny pionu sportowego wynika, że jest to o wiele za mało od tego, czego oczekujemy.
Były dwa polskie kluby zainteresowane Nabilem, ale on odrzucił te oferty. Teraz jest kontuzjowany, więc żadnego tematu nie ma. Kibice muszą pamiętać o jednej rzeczy. Klub jest po to, by funkcjonował. Ma prawo zawodników kontraktować, wypożyczać, sprzedawać, albo nie przedłużać umów. Trochę tych komentarzy nie rozumiem. Oczywiście, każdy kibic jest trenerem, zna się najlepiej na sporcie i wszystko potrafi ocenić. Ale to trenerzy mają statystyki, które prowadzą skrupulatnie. Dochodzimy do pewnego punktu, gdy musimy zadać sobie pytanie: czy on pomoże nam dalej, czy nie. Przekaz był taki, że grając na tej pozycji, jest za mało przydatny drużynie i za mało niebezpieczny dla przeciwnika.
W przypadku Djibrila Diawa dochodzi czynnik dodatkowy – jest spoza Unii Europejskiej. Ale można podejrzewać, że chodzi o coś więcej – o jego poziom sportowy?
- Nie. Jego poziom sportowy jest dla nas bardzo satysfakcjonujący. Ale kibice nie mogą wiedzieć, że Djibril przyszedł do nas 1,5 miesiąca temu i powiedział, że chce odejść. Usłyszeliśmy, że źle się czuje w Kielcach i jego marzeniem jest wyjazd do Francji. Rozmawialiśmy o tym z jego menedżerem, chcieliśmy iść w tym kierunku, by mu pomóc. Kibice nie mają również wiedzy o tym, że gdybyśmy wytransferowali go do obojętnie jakiego klubu, to Korona niewiele by na tym zyskała. Prawie cała kwota przechodzi na senegalski klub, z którego do Kielc trafił. Korona miałaby z tego tylko 25 procent. Nie chodzi zatem o sprawy finansowe. Nie chcemy na nim zarobić, tylko wyjść naprzeciw temu, co nam deklarował.
Ale wtedy Djibril był po kontuzji. Może nie był zadowolony sam z siebie. Z tego, jak się prezentuje. Może nie mógł, z powodu długiej rekonwalescencji, dobrze znieść tych obciążeń treningowych. Po kilku tygodniach wygląda to zupełnie inaczej. Fizycznie jest dziś super przygotowany. I trener ostatnio miał dylemat, na kogo postawić – na Diawa, czy innego zawodnika. Temat w jego przypadku jest otwarty.
Opinie, że chcemy się go pozbyć, są dla nas bardzo krzywdzące. To my znamy sprawę od kuchni, wiemy, jak piłkarz myśli, czego chce. My pragniemy mu tylko pomóc. Nic więcej. Nie robimy nic na siłę.
Jest klub z polskiej ekstraklasy zainteresowany tym piłkarzem. Jeśli Djibril to zaakceptuje, to OK. A jak nie, to dalej będzie w Kielcach i w najbliższym czasie okażę się, czy uda mu się przebić do pierwszego składu. Na to oczywiście ma szansę.
Rozumiem, że ci piłkarze odejdą z Korony tylko za pieniądze?
- Oczywiście, tak. Nie ma opcji, by mogli odejść z Kielc bezgotówkowo. W przypadku Nabila w kontrakcie jest wpisana suma odstępnego...
I jest ona niska?
- Nie. Jest wysoka.
Niedawno wspominał pan, że jeden z piłkarzy Korony ma niską sumę odstępnego. Podejrzewaliśmy, że chodzi o Aankoura.
- Nie, to inny zawodnik.
Zdradzi pan kto?
- Nie, ale... Za chwilę tej sumy nie będzie. Tyle mogę powiedzieć. Reszty niech się pan domyśli.
Mocno zastanawia mnie przypadek Macieja Górskiego. W ostatnich dniach mówiło się o tym, że Korona skróci jego wypożyczenie z Jagiellonii, choć do jego końca zostały raptem cztery miesiące. Wcześniej bardzo bronił pan tego piłkarza, twierdził, że swoją walką bardzo pomaga drużynie. Skąd zatem taki pomysł?
- Wrócę do wcześniejszej wypowiedzi. Klub ma prawo podejmować takie decyzje. To są zakontraktowani piłkarze. Zawodowcy. Nie mówimy o amatorach. Nie można kierować się uczuciami, bo to jest zły doradca. Trzeba patrzeć na temat trzeźwo. Ocenić, co zawodnik zrobił, zrobi teraz oraz dokona w przyszłości. Potrzebowaliśmy Maćka w momencie, gdy mieliśmy problem z napastnikami. Oprócz niego, nie mieliśmy żadnego snajpiera. Górski swoje zadania spełnił w 80 procentach. Spłynęła na niego fala krytyki, narzekano, że nie strzela bramek. A ja zawsze podkreślałem, ile dla nas zrobił biegowo. Ile zostawił zdrowia na boisku. Zawsze go za to chwaliłem i złego słowa na niego nie dam powiedzieć.
Ale dochodzimy do następnego punktu. Napastnicy, którzy do nas dołączyli, są już zdrowi (rozmawialiśmy zanim pojawiła się informacja o zapaleniu płuc Niki Kaczarawy – przyp. red.). Oni są zakontraktowani co najmniej do czerwca. Na nich teraz liczymy i kładziemy nacisk. Na kogo mamy stawiać – na Górskiego, który jest z nami tylko do grudnia, a potem wraca do Białegostoku, czy piłkarzy, którzy będą reprezentowali barwy Korony również w nowym roku?
Spłynęła na nas fala krytyki. Ja też słyszałem opinie, że „chłop się wypruł dla was, a teraz go odpuszczacie”. Powtarzam – w Koronie nikt nie gra za darmo. To są zawodowcy, którzy mają wysokie kontrakty i muszą się z tym liczyć. Tutaj nie ma towarzystwa wzajemnej adoracji. Jest umowa, piłkarz ma coś do spełnienia. Jeśli zarząd powie – spełniłeś to, ale mamy teraz lepszych, to nie ma powodów do rozrzewniania się. Trzeba patrzeć na to trzeźwo.
Tak jest na całym świecie. Wszystkie kluby patrzą na koniec swojego nosa. Tak, jak Dortmund, który kontraktuje piłkarza za 10 mln euro. Mieliśmy teraz dwa tygodnie cyrku, że piłkarz nie chciał wrócić, ale sprzedano go w końcu za 148 mln euro (chodzi o Dembele i jego transfer do Barcelony – przyp. red.). To jest potwierdzenie tego, co myśli zawodnik i klub. Piłkarz nie chciał wrócić – OK, możesz iść, ale za godne pieniądze. To biznes, tu nie ma miejsca na żałowanie kogoś. Zawodnik musi wiedzieć, że dostaje to, co mu się należy, ale decyzja odnośnie jego przydatności leży w gestii trenera i zarządu.
Porozmawiajmy o wizji współpracy z Werderem Brema. Kibice obawiają się, że Korona stanie się rezerwami tego niemieckiego klubu, co spotęgował jeszcze wywiad z Frankiem Baumannem, dyrektorem sportowym 8. drużyny Bundesligi.
- Nie ma opcji, że z Werderu będziemy sprowadzać gromadę piłkarzy. Możemy ściągnąć jednego, ale takiego, który jest super zawodnikiem, tylko potrzebuje ogrania. I to z zastrzeżeniem, że nie będziemy ponosili za to żadnych finansowych konsekwencji. W naszych działaniach mieliśmy zresztą już zamiar zapoczątkować taką współpracę, ale nieco od drugiej strony. Rozmawialiśmy z reprezentantem Polski U-21...
Był to Patryk Lipski.
- Na przykład. (Pisaliśmy o tym, prawdopodobnie jako jedyni, już 12 czerwca – przyp. red.) Zawodnik ten miał gotowy kontrakt z Werderem. Wcześniej miał trafić na rok do Kielc, ale koszty jego utrzymania byłyby od początku po stronie klubu z Bremy. Piłkarz jednak odmówił, tematu nie ma.
Mówiąc o z Werderze, nie patrzmy tylko na zawodników. Chcemy zintensyfikować współpracę. Kluby to jedno, ale porozumienie może powstać między Bremą a Kielcami – w zakresie wymiany młodzieży czy dzieci. Nie tylko na skalę miasta, ale też całego świętokrzyskiego, bo pamiętajmy, że Brema to miasto i województwo w jednym. Idźmy w tym kierunku, by dokonała się wymiana trenerów. Organizujmy staże trenerskie. Turnieje dla drużyn młodzieżowych, wspólne wyjazdy na treningi i obozy dla juniorskich zespołów. Jest wiele rzeczy do zrobienia. My się możemy uczyć od nich, ale oni od nas też.
Werder ma super akademię piłkarską, internat, wszystko jest przygotowane na bardzo wysokim poziomie. Chcemy wysyłać tam ludzi, by pojechali, podpatrzyli, wrócili i zaczęli wprowadzać te dobre praktyki w Kielcach.
Wymiana zawodników to tak naprawdę ostatni element współpracy, jaki może się pojawić. Powiem wprost. Gdyby ci zawodnicy, reprezentujący barwy niemieckiego klubu, usłyszeli, że chodzi o Warszawę, Gdańsk czy Wrocław, pewnie powiedzieliby: tak. O Kielce pięć razy zapytają, co to w ogóle jest, po czym stwierdzą, że nie, dzięki, wolimy jednak zostać w Bremie. Bo my możemy chcieć, Werder może chcieć, ale w środku jest piłkarz. I to on decyduje o swoim losie.
Oczywiście, jeżeli okaże się, że mamy super zawodnika, który jeszcze się nie łapie w Bremie, jest gotów zdecydować się na wypożyczenie i będziemy mogli go wziąć na pół roku, albo cały sezon, bez ponoszenia żadnych kosztów utrzymania – zrobimy to. Myśli pan, że jakikolwiek polski klub by tego nie zrobił? Przecież uznaliby ich za wariatów. Za darmo, bez żadnych kosztów, dobry zawodnik, który może pomóc drużynie przez pewien okres. Podobnie będzie, gdy my wychowamy jednego, czy drugiego zawodnika i klub z Bremy go wypatrzy. Nie ma lepszego partnera do rozmów. Ale absolutnie nie jest tak, że zamykamy się tylko na Werderze. Inne kluby też obserwują naszych piłkarzy, wiemy o tym i będziemy z nimi na równi rozmawiać.
Wróćmy do Lipskiego, bo to dobry przykład, ale z tego co mi wiadomo – niejedyny. Czy było tak, że Korona chciała ściągnąć kilku polskich piłkarzy, ale ci nie zgodzili się na transfer, ze względu na negatywne informacje, które płynęły z Kielc?
- Potwierdzam. Tak było. Te wiadomości do nich docierały i mocno na nich oddziaływały. Rozmawialiśmy z kilkoma zawodnikami. Jeden z nich jest teraz w Górniku Zabrze, Lipski też miał swoje zdanie... Do tego było jeszcze dwóch piłkarzy, których chcieliśmy pozyskać. Ale była taka nagonka na Koronę, taki hejt, że Kielce są do spadku, że nie wiadomo o co chodzi, że prezes zwariował... Ci zawodnicy grzecznie powiedzieli na, że to ich nie interesuje.
Teraz, gdy atmosfera wokół Korony robi się inna, lepsza, możemy spodziewać się próby podjęcia kolejnych rozmów z polskimi piłkarzami? Jest taki pomysł?
- Jest. Informacje, które się pojawiają, że chcemy zbudować zespół na samych Niemcach, to obłuda. Zależy nam na tym, by trzon drużyny był tworzony z polskich zawodników. Rozmawialiśmy z chłopakami i mówiliśmy im jasno – językiem obowiązującym w szatni ma być język polski. A resztę macie dogadywać się po swojemu. Znam to z własnego doświadczenia, odczułem to na swojej osobie. Gdy wyjechałem do Niemiec, to im szybciej nauczyłem się niemieckiego, tym bardziej byłem akceptowany w drużynie. Ci piłkarze, którzy przyszli teraz do Kielc, i tak mają duży komfort. Polacy potrafią się dogadać z nimi po angielsku i nie ma z tym kłopotu.
W klubie od początku pojawił się Fabian Burdenski, syn właściciela, co automatycznie wzbudziło ogromne kontrowersje. Było warto decydować się na ten ruch i dolewać oliwy do ognia? Jeżeli Fabian miał zostać sprowadzony, może lepiej było z tym poczekać pół roku, albo cały sezon?
- Syn właściciela to zawsze jest czerwona płachta na byka. Dla każdego i zdawaliśmy sobie z tego sprawę. Znam Fabiana od pewnego czasu i wiem, że on potrafi grać w piłkę. W ostatnich latach nie omijały go jednak kontuzje, które cały czas wyrzucały go daleko do tyłu. Wszystko mu odjeżdżało. Nie było tak, by mógł przez pół roku spokojnie grać i trenować. Teraz, gdy prowadzi go Lettieri, wierzymy, że będzie to inaczej wyglądać.
Burdenski wszedł na Legii i pomógł nam bardzo w ostatnich minutach. Grał w Pucharze Polski w Sosnowscu. Potem, co było dla mnie zaskoczeniem, z Piastem w Gliwicach. Spełnił swoje taktyczne obowiązki. Miał pomagać Żubrowskiemu i Możdżeniowi po ciężkim, pucharowym meczu z Zagłębiem. Mateusz grał tam 120 minut, Kuba, ze względu na dogrywkę, o wiele dłużej, niż było w planie. Fabian wykonał swoje zadania bardzo dobrze. Nie mamy do niego pretensji. Jego problemem jest to, że przez dłuższy rozbrat z regularnymi występami, nie jest jeszcze w stanie rozegrać pełnych 90 minut. Ale tu rola trenera, by go do tego etapu doprowadzić. To co jest pozytywne, to fakt, że został super zaakceptowany przez szatnię. Nie ma żadnego problemu, a pytałem o to kilku piłkarzy.
Przychodząc do Kielc, podjął pan od razu jedną, znakomitą decyzję: dogadał się z kibicami. Młyn wrócił na stadion. Wtedy sprawa dotyczyła jednak tylko końcówki sezonu. Obie strony dały sobie czas na dalsze rozmowy. Jak wygląda obecnie ten kontakt między wami?
- Super. Nawet wczoraj rozmawialiśmy w tym miejscu, gdzie teraz siedzimy, z przedstawicielami środowiska kibiców. Mamy spisaną umowę, raz w miesiącu spotykamy się i omawiamy sprawę. My się do czegoś zobowiązaliśmy, kibice podobnie i podsumowaliśmy pierwszy miesiąc rozgrywek nowego sezonu. Zależy nam na tym, by to miało ręce i nogi. Obdarzamy ich zaufaniem i chcemy, żeby oni też to zaufanie do nas czuli.
Mam też inny kontakt z kibicami. Ostatnio był organizowany turniej piłki plażowej o puchar prezesa Korony. Chętnie wspieram takie inicjatywy. Wręczyliśmy puchary, nagrody. Na tych relacjach również nam zależy.
Gdy rozmawialiśmy z kibicami, w trakcie tego gorącego okresu pod Hotelem Binkowskim, ci ludzie, po dyskusji ze mną i trenerem Lettierim, sami stwierdzili: „no tak, oni mają rację”. Nie zawodnik, który widzi tylko siebie i nikogo wokół. Dostaliśmy wtedy prosty przekaz od kibiców: „prezesie, jesteśmy z wami”. Nam to wystarczyło.
Zależy nam na kibicach, którzy są na młynie, ale też w innych sektorach. Tylko że jak jest młyn, to jest zupełnie inna atmosfera. Ci ludzie potrafią zmobilizować innych do dopingu, większego wsparcia dla zespołu. Jasne, cały czas mówimy, że im lepiej będzie drużyna grała, tym więcej pojawi się kibiców na trybunach. Ale ci ludzie za bramką są bardzo ważni, bo tworzą kulturę kibicowania. Jeśli popatrzy pan na Bundesligę, to zobaczy pan, że ta kultura tam jest i wygląda super.
Niemieckie kluby subwencjonują bilety, na tyle, ile tylko mogą, by były on bardzo tanie. Tak, żeby było na niego stać każdego Schmitta. I ta kultura jest – po jednej i drugiej stronie, bo pamiętajmy o kibicach drużyn przyjezdnych.
W Anglii za to ceny są horrendalne. Tam nie stać zwykłego Anglika na to, by poszedł na mecz. A na pewno nie jest możliwe, by taka grupa stanęła w liczbie 10 tysięcy osób i dopingowała swój zespół. W Niemczech tak jest na każdym stadionie. Borrusia Dortmund ma trybunę na 25 tysięcy widzów, gdzie te bilety są subwencjowane. Wszystko po to, żeby ta kultura, która była 10, 20, 30 lat temu, istniała dalej. W ligach, gdzie wejściówki są droższe, tak jak w Anglii, ona zanika. Wszyscy siedzą na krzesełkach, nie ma tej ikry. W Polsce bardzo dobrym przykładem jest Legia. Ona jest niekiedy źle widziana przez resztę, ale nie przesadzajmy. Ta kultura trwa i chcemy, by w Kielcach też tak było. Zależy mi na tym, by młyn funkcjonował dalej.
Kiedyś w Kielcach, w związku z nagonką na kibiców, popularne było hasło: „stadion to nie teatr”. Rozumiem, że pan się z tym zgadza i nawet, gdy pojawiają się bluzgi na trybunach, potrafi to pan zaakceptować?
- Bluzgi... O to najbardziej mi chodzi, za dużo jest tych przekleństw. Ale ani ja, ani nikt inny tego nie zmieni, bo to duża grupa ludzi, dochodzą emocje. To jest sport. Osobiście mi to nie pasuje. Ale bardzo podoba mi się, że kibice mają chorągwie, jest wspaniale, gdy dopingują zespół non stop. Kultura kibicowania jest jednak szeroka. Kibic to ten, który stoi za bramką, to ten, który siedzi w innym miejscu, albo wykupuje loże na stadionie za droższe ceny, między innymi po to, by ci kibice za bramką mieli taniej. To oni są dla mnie podstawą stadionu piłkarskiego.
REKLAMA
Czy jest jakaś decyzja, której żałuję pan od początku pracy w Koronie?
- Żałuję jednej. Tego, że cztery tygodnie przed zwolnieniem Macieja Bartoszka ogłosiłem to na konferencji prasowej, a mogłem standardowo, po ostatnim meczu z Pogonią Szczecin, zadzwonić do niego w autobusie i oświadczyć, że nie musi następnego dnia przyjeżdżać do klubu
Dlaczego?
- Ze względu na to, co się później działo i komentarze, jakie szły w kierunku mojej osoby.
Co zaskoczyło pana, po przyjściu do Korony, in plus, a co in minus?
- Na plus dużo rzeczy mnie zaskoczyło. Zadbane miasto, fajni ludzie, dobra infrastruktura, bardzo dużo zieleni. Ciekawy teren województwa świętokrzyskiego. Na minus – drogi w złym stanie, straszne dziury. Nie ma też możliwości recyklingu butelek. Jeżeli są, to tylko w małym wymiarze. Nie ma możliwości segregacji makulatury. Wiem, to są drobnostki, ale jeżeli przez wiele lat byłem nauczony sortowania śmieci, to dzisiaj z bólem serca wyrzucam je tam, gdzie nie powinienem. To surowiec wtórny, który może być super wykorzystywany. Mam z tym problem. Znalazłem jedno miejsce, gdzie mogę to wyrzucać, ale nie zawsze mam czas, żeby tam podjechać.
Prawdę mówiąc, jestem trochę zaskoczony. Spodziewałem się po tej rozmowie, że mogła pana zaskoczyć negatywnie mentalność mieszkańców Kielc.
- Absolutnie nie. Każdy człowiek ma swój charakter i trzeba to akceptować, jeśli tylko nie wychodzi poza sferę dobrego wychowania. Z tym nie mam żadnego problemu. Ludzie są różni, sztuką jest się z każdym dogadać i jakoś pchać to do przodu.
Dlaczego klub nie zatrudnił tłumacza? David Pietrzyk, asystent trenera, szczególnie na początku miał problemy z płynnym tłumaczeniem Lettieriego – rówież w przekazie do kibiców. Nie uważa pan, że to mogło być też problemem dla drużyny i z tego powodu na treningach mogło dochodzić do nieporozumień?
- Zgodzę się z tym. Ale dość szybko to uchwyciliśmy. Dlatego dodatkowo zatrudniliśmy trenera Grzesika, który odciążył w pewnym momencie trenera Pietrzyka. Potrafi fajnie dogadać się z Lettierim. Nie mówię, że to był błąd, tylko projekt, który wymagał dotarcia się. Nawet, jeśli pan Pietrzyk ma braki w tłumaczeniu, to z każdym dniem powinno wyglądać to coraz lepiej.
Ostatnie, proste pytanie na koniec. Ktoś dołączy jeszcze do Korony w najbliższych dniach?
- Właściwie mieliśmy to w zamiarze, ale nie zrobimy tego. Chcieliśmy najpierw wypożyczyć zawodników, ale do tego nie doszło. Powód jest jeden: zainteresowanie kluby były, ale zawodnicy nie chcieli do nich odejść. Musimy to inaczej rozwiązać. Postanowiliśmy zatem dobrze i spokojnie przygotować się do zimowego okienka.
Chodzi o Marcina Cebulę i Jakuba Mrozika?
- Do tego dochodzi Poński i Górski. Był też Diaw i Aankour. Z ostatniej dwójki tragedii nie robimy. Z Maćka również. Menedżer Cebuli ma na niego jakiś pomysł, zobaczymy. Ten piłkarz miał już chętny klub, ale nie dopięliśmy sprawy, bo go nie satysfakcjonował. Identycznie wyglądała sytuacja z Mrozikiem i Pońskim. Nie chcieli odejść. Będziemy musieli rozwiązać ten temat w następnych dniach.
Górski odchodzi, czy zostaje?
- Maciek miał klub, ale to nie było to, co go zadowalało. Tylko że w stosunku do niego jesteśmy mu dłużni za to, co dla nas zrobił. Zobaczymy, jak to będzie w jego przypadku wyglądało (teraz już wiadomo, że Górski w Kielcach do grudnia zostanie; ma to m.in. związek z zapalaniem płuc, które dotknęło Kaczarawę, Gruzin przebywa w szpitalu – przyp. red.). Pozostała trójka Polaków powinna znać jednak swoje miejsce w szeregu. Wiedzieć, co potrafią i zdawać sobie sprawę, że na razie są za słabi na ekstraklasę.
Jeśli nie trafią na wypożyczenia, będą dalej trenowali z pierwszym zespołem Korony?
- Nie będą.
Rozmawiał Tomasz Porębski
––––––––––––––
I część wywiadu z Krzysztofem Zającem, prezesem Korony Kielce
Skupiliśmy się tu nie tylko na "aferze klapkowej", ale porozmawialiśmy szerzej na temat Gino Lettieriego, organizacji klubu, relacjach z Markiem Paprockim, sponsorach oraz marketingu. Zapytaliśmy też, czy niemieccy inwestorzy - przede wszystkim Dieter Burdenski - na pewno mają pieniądze na utrzymanie klubu piłkarskiego.
Wasze komentarze
Koniu co ty na to ? Miejsce w szeregu powinni znac zawodnicy ktorzy zostali sprowadzeni do klubu, bo na meczu z jaga 10tys kibiców gwizdalo jak jeden z nich zchodzil i 10tys gwizdalo jak jeden wybitny reprezentant swojego kraju gral. Nie wspomne o super stoperze i jego wtopach /o innych niepisze bo to wszystko widac./ Co na to media ? Czyzby ktos zalozyl "knebel" ? Moze wdzięcznosc za full wypas fruhstuck ? Wolne Media - piszcie prawde a nie tylko to co ktos wam powie. Włodarzowi korony należy zyczyc powodzenia bo swojemu klubowi zyczyc zle nie mozna, ale w dniu 1 września odrobina zadumy nie zaszkodzi.
Co do Nabila - to argumenty, którymi posługuje się Zając to nonsens. Kto jeśli nie on ma najlepsze statystyki w drużynie, nawet pomimo zmarnowanego karnego z Jagiellonią? To Marokańczyk jest motorem napędowym akcji Korony, a argument, że jest to zawodnik "na teraz" jest śmieszny, by nie powiedzieć, że absurdalny, zważając na to, że chłopak ma 24 lata i prawie 100 występów w ekstraklasie.
Z obecnego zaciągu papiery na granie mają moim zdaniem - Kaczarawa, Soriano, Gardawski, Kovacevic i Alomerović. Możliwe, że do tego grona dołączy też Cvijanović, który sprawiał wrażenie jakby był człowiekiem, który posiada pojęcie o graniu.
Reszta zawodników jest słaba. Co z tego, że Barry odnotuje w meczu 6-7 interwencji na 10, skoro 3 pozostałe to - parafrazując Jana Tomaszewskiego - wielbłądy i kryminał piłkarski.
Co do oceny wywiadu i postaci publicznej, jaką jest prezes Korony - sądzę, że Krzysztof Zając zachowuje się bardzo wyniośle, czego dowodem są jego wywiady, w których niejednokrotnie gubi też wątki. Jego wiarygodność jest na niskim poziomie, przebija pod tym względem nawet duet Chojnowski-Kobylański. Ci panowie przynajmniej nie miotali się seryjnie w zeznaniach, tymczasem każda wypowiedź Zająca w mediach zwiastuje wizerunkową katastrofę dla niego samego i klubu. Mam wrażenie, że facet nie zdaje sobie z tego sprawy, albo nie chce sobie sprawy z tego zdawać (czyżby narcyzm?).
Cóż, przynajmniej jaki koń jest każdy widzi, wobec tego trudno dziwić się ocenom wystawianym przez niezbyt życzliwych i nieprzychylnym Koronie i Kielcom przedstawicielom warszafskich mediuff vide Krzysztof Stanowski.