Jędrzejczyk: Mogłem grać w Kielcach już wcześniej
– Jestem szybki, lubię grać w powietrzu, strzelać na bramkę. A wady? To już zweryfikuje boisko – mówi obrońca Korony, Artur Jędrzejczyk. Jego dobra gra w sobotnim meczu sprawiła, że niektórzy już teraz porównują go do byłej gwiazdy „żółto-czerwonych”, Pawła Golańskiego.
Wiele pochwał zebrałeś po sobotnim meczu z Jagiellonią. Sam też jesteś zadowolony ze swojej gry w tym spotkaniu?
Artur Jędrzejczyk: - Na początku było troszkę nerwowości, ale z każdą kolejną minutą grało mi się coraz lepiej. Trzeba pamiętać jednak o tym, że był to pierwszy mój mecz na tym stadionie, przed tą publicznością, a do tego zagraliśmy po raz pierwszy po dłuższej przerwie. Najważniejsza jest jednak postawa całego zespołu, a wydaje mi się, że wypadliśmy całkiem nieźle. Wygraliśmy 1:0, nie straciliśmy bramki i to jest najważniejsze. Wiemy przecież, że w poprzedniej rundzie z tą grą na zero z tyłu Korona miała duże problemy, a w sobotę udało nam się w końcu zachować czyste konto.
W poprzedniej rundzie Korona miała też duże problemy z grą bocznych obrońców, a zwłaszcza z włączaniem się przez nich do akcji ofensywnych. Ty, podobnie jak Nikola Mijajlovic, nie bałeś się grać do przodu, dzięki czemu i skrzydłowi prezentowali się bardzo dobrze.
- Trener mówił nam żebyśmy grali dużo bokami, próbowali wielu dośrodkowań i myślę, że to nam w spotkaniu z „Jagą” całkiem nieźle wychodziło. Oczywiście musieliśmy jednak cały czas uważać na obronę, zwłaszcza na Frankowskiego i Grosickiego.
Jak ci się grało przeciwko wspomnianej dwójce?
- Dobrze. Obaj byli wprawdzie dużo przy piłce, ale nie stworzyli sobie wielu sytuacji do zdobycia bramki, a to jest nasz sukces.
Patrząc na twoją grę kibice Korony mogą żałować, że „żółto-czerwonych” barw nie przyodziałeś znacznie wcześniej, a możliwość do tego przecież była...
- Faktycznie. W lipcu 2008 roku przebywałem w Koronie na testach. Rozegrałem wtedy nawet kilka sparingów na zgrupowaniu w Straszęcinie i wszystko wskazywało na to, że będę grał w tym klubie. Umowa była gotowa, wystarczyło ją wtedy tylko podpisać. Niestety kluby się nie dogadały, Mirosław Trzeciak nie zgodził się na warunki Korony i musiałem wrócić do Warszawy. Wtedy się nie udało, ale do Kielc zawitałem teraz.
Z perspektywy czasu chyba jednak nie żałujesz, że do Kielc nie trafiłeś? Legia wypożyczyła cię przecież do Ząbek, a tam byłeś jedną z wiodących postaci zespołu.
- Na pewno wypożyczenie do Dolcanu to był dla mnie w jakimś stopniu moment przełomowy. W Legii dopiero wchodziłem do pierwszego zespołu i było mi ciężko rywalizować z wieloma bardziej doświadczonymi zawodnikami, którzy występowali na mojej pozycji. Podczas gry w Ząbkach rozegrałem 28 spotkań, strzeliłem 2 bramki i przede wszystkim nabrałem doświadczenia.
Tam też poznałeś obecnego szkoleniowca Korony, Marcina Sasala. Jak ci się z nim współpracowało?
- Bardzo dobrze. Złego słowa nie mogę o nim powiedzieć.
Świetna gra w Dolcanie zaowocowała tym, że w następnym sezonie znalazłeś się w szerokim składzie warszawskiej Legii. Już w pierwszym meczu z Zagłębiem Lubin wyszedłeś w podstawowej „jedenastce” i strzeliłeś gola. Później jednak nie było tak kolorowo. Dlaczego w Legii się nie udało?
- Początek był świetny. Nie spodziewałem się, że wyjdę w pierwszym składzie, a co dopiero, że uda mi się strzelić gola. Zaprezentowałem się bardzo dobrze, podobnie zresztą jak Adrian Paluchowski, który strzelił wtedy trzy bramki, ale pomimo tego w następnym spotkaniu na murawie już się nie pojawiłem. Taka była decyzja trenera Jana Urbana, ale i tak z tej rundy spędzonej w Legii jestem zadowolony, bo udało mi się w sumie zagrać w 7 meczach. Wiadomo, jaka w Legii jest konkurencja, jacy zawodnicy tam grają i jak trudno jest się przebić do pierwszej jedenastki.
Trener Urban po jednym ze spotkań powiedział, że „Artur Jędrzejczyk to kawał chłopa i dobrze gra głową. Jest też zwrotny i szybki”. Lepszej metryczki obrońcy chyba nie można wystawić?
- Na pewno fajnie słyszeć takie słowa z ust trenera. Lubię grać w powietrzu, wyskakiwać do piłek i strzelać głową na bramkę przeciwnika. O tym, że jestem szybki świadczą najlepiej bardzo dobre wyniki testów szybkościowych. Czuję się naprawdę bardzo dobrze, wiem, że jestem odpowiednio przygotowany do sezonu i to będzie procentować w meczach ligowych.
Jakie są w takim razie twoje boiskowe wady?
- O tym przekonamy się na murawie (śmiech).
Traktujesz Koronę jako trampolinę do powrotu do Legii?
- Nie myślałem jeszcze o tym. Dla mnie gra w Kielcach to jest niewątpliwy plus, bo mam szanse regularnie grać. Wiadomo też, że Legia może mnie po pół roku ściągnąć z powrotem, w zależności od tego, czy w Koronie będę grał i przede wszystkim, jak będę grał. Bardzo cieszę się, że jestem w Kielcach. Chcę tutaj grać, pomagać temu klubowi, nabierać doświadczenia. Zobaczymy co będzie dalej, ale to już nie zależy tylko ode mnie.
Rozmawiał Grzegorz Walczak.
fot. P. Duda / T. Fąfara
Dzięki postawie m.in. Jędrzejczyka, w sobotę nie pograł sobie Frankowski
Wasze komentarze