Klątwa Hali Legionów wciąż trwa? Trudny mecz przed Effectorem
Nietypowo, bo w piątek na drodze kielczan stanie kolejny silny przeciwnik. Jastrzębski Węgiel – brązowy medalista PlusLigi aktualnie plasuje się na szóstym miejscu w tabeli z 16 punktami. Choć zespół prowadzony przez Dariusza Daszkiewicza po raz kolejny nie jest stawiany w roli faworyta, może sprawić niespodziankę i pokonać wyżej notowanego przeciwnika.
Po dwóch porażkach z rzędu zawodnicy Effectora podejmują kolejnego silnego rywala. Podopieczni Lorenzo Bernardiego, którym nie najlepiej wiedzie się w tegorocznych rozgrywkach, wygrali ostatnio z Politechniką Warszawską dopiero w tie-breaku. – Do tej pory naszemu zespołowi dobrze grało się z Jastrzębskim Węglem. Ta statystyka jest chyba bardzo wyrównana. Jest to jednak bardzo mocny zespół, co pokazał chociażby podczas meczu Ligi Mistrzów z Tomisem Constanta – mówi Dariusz Daszkiewicz, szkoleniowiec drużyny z Kielc.
Ekipa Jastrzębskiego Węgla po 8 kolejkach zajmuje 6 miejsce w tabeli. Jastrzębianie, którzy ostatnio nie prezentują zbyt wysokiej formy nadal pozostają pretendentami do mistrzostwa polski. Przed sezonem szeregi ekipy prowadzonej przez Lorenzo Bernardiego zasiliło sześciu zawodników – Masny, Van De Voorde, Pajenk, Jarmoc, Filipov oraz Marechal. – Skład Jastrzębia trochę się zmienił, ale jeżeli będzie taka możliwość to na pewno będę służył chłopakom z Kielc radą. Jest to na pewno drużyna do ogrania i postaramy się zdobyć 3 punkty – podkreśla Łukasz Polański, zawodnik Effectora, który w Jastrzębiu-Zdroju spędził 3 lata.
– Nie ukrywam, że nie mogę doczekać się tego spotkania. Ten mecz będzie dla mnie sentymentalny. Chciałbym pokazać się z jak najlepszej strony i może coś udowodnić trenerowi Lorenzo Bernardiemu. Trener zawsze motywował nas przed meczami w Kielcach. Śmialiśmy się w drużynie, że może jakaś klątwa ciąży nad Halą Legionów – dodaje.
Jastrzębianie wysoko klasyfikują się w ligowych statystykach. Wśród najlepiej punktujących Michał Łasko plasuje się na czwartej pozycji ze 127 punktami na swoim koncie. Zaraz za nim znajduje się Kubiak, który zdobył 122 punkty. Przyjmujący reprezentacji polski wysoko lokuje się również na pozycjach w takich kategoriach jak najlepiej blokujący (7 miejsce –19 punktów, 0,54 bloku na set) oraz najlepiej zagrywający (8 miejsce – 10 punktów, 0,29 asa serwisowego na set). Podczas słabszej dyspozycji Michała Łasko, to właśnie Kubiak wyrasta na lidera swojej drużyny.
Na kogo jeszcze drużyna Effectora powinna uważać? Bezsprzecznie na środkowych, którzy w drużynie z Jastrzębia-Zdroju spisują się fenomenalnie i często są wykorzystywani przez swoich rozgrywających. Simon Van De Voorde zanotował już na swoim koncie imponującą liczbę punktów. Belgijski środkowy od początku rozgrywek zdobył ich dla swojej drużyny aż 92. Van De Voorde plasuje się również na 8 miejscu wśród najlepiej blokujących (19 punktów, 0,54 bloku na set). Dorobek punktowy Alena Pajenka choć nieco mniejszy również prezentuje się dobrze. Słoweński siatkarz zanotował na swoim koncie 73 „oczka”.
Tym samym na uwagę zasługuje też para rozgrywających. Dmytro Filippov wraz z Michałem Masnym to najlepsi „sypacze” PlusLigi. Grecki rozgrywający plasuje się na pierwszym miejscu z 53,33% skutecznego rozegrania. Masny natomiast zajmuje drugą pozycję z 49,49% skutecznością.
Kielecka ekipa rozegrała z drużyną Jastrzębskiego Węgla 13 spotkań. Bilans dotychczasowych zmagań obu drużyn minimalnie lepiej wypada na korzyść kielczan. Podopieczni Dariusza Daszkiewicza odnieśli 7 zwycięstw nad drużyną prowadzoną przez Lorenzo Bernardiego i ponieśli 6 porażek.
W ubiegłym sezonie kielczanie byli o krok od sprawienia ogromnej niespodzianki wygrywając dwa ćwierćfinałowe pojedynki z drużyną Jastrzębskiego Węgla. Effector doprowadził do piątego spotkania, jednak w ostatnim meczu uległ drużynie gospodarzy 0:3 i tym samym to jastrzębianie przeszli do dalszej rundy.
Przypominamy, mecz pomiędzy Effectorem, a Jastrzębskim Węglem w piątek o godzinie 18 w Kielcach. Relacja Scyzorykiem Wyryte! na łamach portalu CKsport.pl.
Materiał przygotowała Paulina Idziak.
Fot. Paula Duda