Po pierwszym meczu Ligi Mistrzów: wielkie zmiany, których nie dostrzegamy
To miał być sprawdzian formy dla kielczan i mecz, który miał pokazać w którym miejscu są. I już teraz można spoglądać na rozpędzający się sezon z dużym optymizmem, choć w grze mistrzów Polski nadal są elementy wymagające poprawy, ale co najważniejsze sami zawodnicy są tego świadomi i dążą do jeszcze lepszej formy.
Dunkierka miała być niewygodna z wielu przyczyn. Przede wszystkim z powodu jej agresywnej obrony 3-3, czy nawet 3-2-1. Jeżeli ktoś nie pamięta to jeszcze kilka sezonów wstecz taka gra rywala była największą zmorą Vive Targów. Kielczanie często bili głową w mur i nie mogli się przebić. Nasza drużyna swego czasu sporo punktów straciła z drużynami, które preferowały właśnie ten styl.
Teraz do Hali Legionów przyjechał wicemistrz Francji (według ostatniego rankingu EHF trzeciej ligi Europy), który chciał właśnie taką grą pokrzyżować szybki Vive Targom. I co? Nie udało się. Nasz zespół zaczął ten mecz z ogromną mądrością, od podań na koło do Julena Aginagalde. Nic tak „nie niszczy” takiej defensywy jak właśnie współpraca z obrotowym. A kielczanie już w pierwszych akcjach meczu dali swoim rywalom jasny sygnał: nie z nami takie numery.
Na przykładzie niedzielnego meczu świetnie widać jaką drogę w ostatnich latach pokonali zawodnicy Bogdana Wenty. I nie chodzi tylko o same sukcesy, bo one czasem są, czasem nie. Chodzi tutaj raczej o jakość w grze i doświadczenie.
To zresztą widać rewelacyjnie na przykładzie przebiegu meczu. Do 45. minuty spotkanie było pod nieznaczne dyktando kielczan, ale jednak Dunkierka trzymała się blisko i w każdej chwili mogła doprowadzić do remisu. W pewnym momencie zaczął się jednak odjazd mistrzów Polski.
Przychodzą mi teraz do głowy pierwsze mecze Ligi Mistrzów, gdy Vive dopiero wchodziło do salony.
Wtedy wiele osób mogło być dumnych ze swoich pupili, ale ciągle czegoś brakowało. Ot choćby mecze z MKB Veszprem, czy Rhein-Neckar Loewen wiosną 2010. Nasza drużyna grała dobrze, ale przegrywała. Czemu? Każdy mógł powiedzieć, że rywale to starzy wyjadacze, którzy grają równo przez całe spotkanie i wykorzystują najmniejszy błąd rywala, a gdy już zaczynają odjazd, to straty są wręcz nie do odrobienia. Teraz po kilku latach mamy właśnie taką drużynę w Kielcach i teraz podobnie o nas mogą mówić rywale.
Ktoś może powiedzieć, że do Dunkierka to słaby zespół. Ale ktoś kto wypowiada takie słowa sam jest słaby z wiedzy o piłce ręcznej. Owszem, Dunkierka może nie jest zespołem, który jest w ścisłym topie europejskich drużyn, ale to solidna drużyna. Nikt nie zdobywa wicemistrzostwa Francji z przypadku i dlatego, że jest słaby. Po prostu Vive Targi nie mają już litości, i potrafią wykorzystać każdy błąd rywala.
Kluczem do sukcesów w piłce ręcznej jest teraz obrona. W ataku czasem może nie iść, ale jeżeli zawodzi defensywa wygrywać jest arcytrudno. Nie oszukujmy się rola obrońców w piłce ręcznej jest najmniej przyjemna, bo wiadomo brutale..., a i tak każdy zauważy biegnącego do kontry zawodnika, a nie tego, który piłkę odzyskał. Nie mniej w pojedynku z Dunkierką kielecka obrona była na najwyższym poziomie. Choć i tak można się przyczepić do kilku akcji, o których po meczu wspominał Grzegorz Tkaczyk.
W ataku „żółto-biało-niebiescy” starali się grać szybko i widowiskowo. Czasem przez to tracili w prosty sposób piłki, a kilka razy w tzw. krzyżówkach się gubili. Można też się trochę czepiać o skuteczność. Generalnie jednak gra ofensywna wyglądała bardzo obiecująco. Duża w tym zasługa Michała Jureckiego, który niczym taran wchodził w obronę Dunkierki. Z ogromną przyjemnością patrzyło się także na grę Manuela Strleka. Jego rzuty były najwyższej klasy i świadczyły o tym, jakie ma on wyszkolenie techniczne. Każdy skrzydłowy może mu zazdrościć.
Warto uwagę zwrócić też na to, że w pierwszej kolejce Ligi Mistrzów wielu faworytów się męczyło lub nawet traciło punkty. To nie dotyczyło jednak naszej drużyny. I z tego powodu trzeba się bardzo cieszyć. Sezon się dopiero rozkręca, a te pierwsze spotkania pokazały, że będzie na pewno bardzo ciekawie.
fot. Paula Duda