Korona po Polonii - ciałami na boisku, a gdzie myślami?
Gdyby w piątek przy Ściegiennego grali piłkarze ręczni Vive Targów Kielce, w pełni rozumiałbym, że są myślami gdzie indziej - przy meczach Final 4 Ligi Mistrzów. Grali natomiast piłkarze Korony Kielce i zabrakło tym razem walki, zabrakło skupienia i pomysłu na grę.
Mam złe przeczucia - takie zdanie wypowiedzieliśmy zgodnie razem z kolegą z redakcji przed rozpoczęciem wczorajszego meczu Korony z Polonią (swoją drogą dziennikarze z innej redakcji zakładali się, czy sędzia Wajda pokaże czerwoną kartę w meczu, gdyż ma w tym 100% statystykę, którą podtrzymał). Po kilku minutach gry wiedzieliśmy już co oznaczały nasze złe przeczucia. Karny - całkiem zasłużony zresztą - podciął skrzydła Koronie a rykoszetem oberwał chyba również rdzeń kręgowy, bo umysł był jakby odcięty od nóg Koroniarzy w kolejnych minutach.
Od razu zaczęło się granie długich piłek, a niedokładności czy wręcz podań do gości było zdecydowanie za dużo. Polonia grała słabo, Daniel Gołębiewski gwiazdorzył i aktorzył ponad miarę, zapominając chyba, w którym klubie był w poprzednim roku, ale Korona i tak nie mogła znaleźć na to recepty. Powiecie, że Gołębiewski teraz jest w Polonii i ma grać dla jej dobra. Ok, ale czy Jacek Kiełb próbował choćby wymusić jeden faul? A no właśnie...
Bardzo słabe spotkanie, szczególnie w ataku - zupełnie nie w swoim stylu - zaliczyli Vlastimir Jovanović, Michał Janota i Tomasz Lisowski. Paweł Zawistowski błąkał się bez celu, a zmiany Marcina Cebuli i Karola Angielskiego nie były trafione.
Gdy po przerwie z tunelu wychodził Michał Siejak, pomyślałem sobie - ciekawe co nagrał, co mówił piłkarzom Leszek Ojrzyński żeby się otrząsnęli. Nie ważne co mówił, ważne, że nie poskutkowało. Korona nadal grała chaotycznie, bez pomysłu, niedokładnie i niechlujnie. Ale walki było nieco więcej.
Czerwona kartka dla Polonii nie była zbyt widoczna na boisku. Oczywiście Korona nadal przeważała, ale z tej przewagi nic nie wynikało.
Najgorsza była końcówka. Wiem, wiem - przecież Korona strzeliła gola. No ale właśnie po 87 minucie najbardziej było widać brak myślenia. Piłkarze zaczęli zlatywać się po golu Macieja Korzyma do narożnika zamiast zabrać piłkę z bramki (może Mariusz Pawełek "broniłby" jej - a miał już przecież żółtą kartkę). Dopiero gdy kibice zaczęli krzyczeć "na środek" piłkarze przerwali euforię po golu i pobiegli na swoją połowę. Gra na aferę w pięciu doliczonych minutach też była zbyt wolna i chaotyczna.
Nie wiem, co tym razem nie zagrało w planie trenera Leszka Ojrzyńskiego, ale to był chyba najgorszy mecz Korony w tym sezonie przed własną publicznością. Kielczan stać zdecydowanie na więcej, ale czasem gorsze dni się zdarzają, tym razem chyba miało go kilku graczy. Martwić może to, że był to już drugi mecz Korony z brakiem pomysłu na akcję. Ważne, że udało się wywalczyć remis, choć gdyby jeszcze troszkę przycisnąć Polonię, 3 punkty zostałyby w Kielcach.
fot. Oskar Patek
Wasze komentarze
Niestety, jeśli Korona dalej będzie grała taką padakę to niedługo stadion zaświeci pustkami (wątpię żeby w przyszłym sezonie sprzedało się więcej karnetów niż w obecnym), odejdą sponsorzy, radni kasy nie dadzą (bo ile razy można reanimować trupa?) i klub pofrunie znowu gdzieś do 3 ligi.
Przykre to wszystko, ale niestety klub swoją polityką (a w zasadzie jej brakiem) do tego dąży.