Komentarz: Gala MMA - dno i wstyd...
Pierwsza gala MMA w historii naszego województwa przeszła do historii. I choć nie mam na ścianie plakatu z Remym Bonyaskim to uznałem, że podzielę się swoją subiektywnią opinią na temat tego wydarzenia.
Godzina 18:30. Jestem pod Halą Legionów. Ludzi niewiele, ale specjalnie mnie to nie dziwi – do rozpoczęcia gali jeszcze przecież pół godziny... Powoli kieruje się na trybunę prasową. Czas na pierwszy rzut okiem na miejsce dzisiejszych zmagań. Cóż... Jest ring, jest czerwony dywan dla zawodników, są krzesełka dla VIP-ów i telebimy. Przez chwilę pomyślałem tylko, że szkoda mi tych, którzy zapłacili 100 zł za bilet i siądą w czwartym rzędzie za jakimś korpulentym panem Kowalskim...
Godzina 19:00. Emocje sięgają zenitu! Niestety nie tu, a przy ul. Żytniej, gdzie UMKS ambitnie walczy z liderem II-ligowych rozgrywek. Bo w Hali Legionów nuda. Niby gra muzyka, niby przygasły światła. Ale ludzi wciąż mało, a tych siedzących na „uprzywilejowanych” miejscach można policzyć na palcach jednej ręki – nooo, może dwóch... Trochę koliduje to ze słowami Pana organizatora, który zapewniał, że kielecka impreza cieszy się bardzo dużym zainteresowaniem (...). Jeszcze raz dla pewności sprawdzam godzinę rozpoczęcia – wszystko się zgadza.
Godzina 19.15. Jeśli liczyłem, że o tej porze będę mógł pasjonować się pierwszą walką to cholernie się myliłem. Całe szczęście, że kierownictwo hali zadbało o bezprzewodowy internet. Jedyną małą zmianą, którą udało mi sie wyłapać jest fakt, że teraz do policzenia osób zasiadających przy ringu potrzebowałbym drugiej pary rąk.
Godzina 19:25. (...)
Godzina 19:30. Z półsnu wyrwał mnie głos Pana wystrojonego w gustowny smoking i muszkę. Na zegarze wpół do ósmej – no cóż, niewielkie niedociągnięcie. Po gali zapytam organizatora o jego powód... A tymczasem wsłucham się, jak ze swojej roli wywiąże się zagajacz, którego główną rolą jest przecież budowanie klimatu i napięcia przed walką. Gość miał chyba jednak gorszy dzień, bo w jego słowach nie doszukałem się ani krzty tych emocji, jakie czuje się w głosie konferansjera podczas zapowiadania walk bokserskich. Odbębnił swoje i zszedł. „Jaka gala, taki gospodarz wieczoru” - pomyślałem. Mieliśmy dziś oglądać zawodników rozpoczynających swą karierę w MMA, więc nie mogłem przecież oczekiwać, że na środku ringu zobaczę Michaela Buffera wykrzykującego „Lets get ready to rumble!”.
Godzina 19:40. Zaczęło się. I tu pierwszy pozytywny aspekt – moment wychodzenia na ring zawodników. Dym, lasery, efekty pirotechniczne i głośna muzyka zdecydowanie na plus spektaklu. Brak tylko kilkudziesięciu ochroniarzy towarzyszących walczącemu do momentu wejścia na ring, ale z drugiej strony po co płacić komuś, kto nie jest potrzebny... W jeszcze większe ożywienie wprawiła przybyłych skąpo ubrana brunetka, ogłaszająca rozpoczęcie pierwszej rundy. O ile można polemizować nad poziomem prezentowanym przez walczących i konferansjera, to w tym wypadku mieliśmy do czynienia z prawdziwą perełką. „International Level”- jak mawiał pewien Holender. Oj, dla tej Pani byłbym gotowy zrezygnować z walki Gołota – Adamek, a co dopiero dzisiejszej gali...
Gong! Chwila walki na dystansie, po pół minuty schodzimy do parteru. I tak już w zasadzie do końca pierwszej potyczki. Wiadomo – parter to również ważny element walki, ale gdy przeszło mi przez myśl, że tak będzie wyglądała każda z ośmiu potyczek, to chyba zaprzyjaźnię się z samosprzedającym automatem do kawy. I do tego te teksty z trybun w stylu: „Połóż się na nim, sędzia!”, które co prawda dla niektórych mogły wydać się zabawne, ale u mnie wzbudzały raczej zażenowanie poziomem kieleckich sympatyków sztuk walki....
Na szczęście z każdym pojedynkiem było coraz lepiej. Niektóre akcje z pewnością mogły zasługiwać na najwyższe uznanie a komu jak komu, ale zawodnikom na pewno nie brakowało sił i zaangażowania. Czasem tylko wraz ze współtowarzyszącymi dziennikarzami stwierdzaliśmy, że w niektórych sytuacjach zawodnicy głaszczą, zamiast okładać swoich przeciwników. Ale może to tylko złudzenie optyczne. A może po prostu chłopaki darzą się zwykłym szacunkiem.
Okazało się, że atmosfera krwi i wylewanego potu podziałała też na kibiców, którzy w geście jedności i przyjaźni z walczącymi zaczęli okładać się pięściami. Jak można było się spodziewać pojedynek dwóch debiutujących na trybunach Hali Legionów mężczyzn wzbudził dużo większe zainteresowanie od właściwej walki. Niestety – interwencja ochrony ostudziła zapały oglądających a „bokserom” dała możliwość kontynuowania swej potyczki poza terenem hali.
Godzina 21:00. „Podczas gali odbędzie się kilka występów troszeczkę skąpo ubranych pań...” – przypomniały mi się nagle słowa, których udzielił w wywiadzie organizator imprezy. Jak bardzo się myliłem mając nadzieję, że zobaczę jakiś pokaz tańca o lekkim zabarwieniu erotycznym, czy choćby grupę ślicznotek wykonujących mniej czy bardziej skomplikowane ewolucje. Zdałem sobie więc sprawę, że mówiąc o owych występach Pan Gozdalski miał po prostu na myśli 10-sekundowy spacer uśmiechniętej dziewczyny po ringu. Cóż... Różni ludzie – różne pojęcia słowa „występ”.
Na zegarze kilka minut po 21.00 a tu walka wieczoru. Szybko, zwłaszcza, że zaczęliśmy po 19.30. Sama walka zupełnie na przyzwoitym poziomie. Widać, że Held (zwycięzca finałowego pojedynku – przyp. red.) ma wszelkie predyspozycje, by osiągać sukcesy nie tylko na polskiej arenie. Szkoda rywala, który podczas walki niefortunnie złamał nogę, ale takie życie sportowca. Po ogłoszeniu wyniku ludzie w pośpiechu zaczęli opuszczać kielecką halę. Ja zostałem czekając na ostatnie słowa gospodarza wieczoru. I byłem zmuszony obejść się smakiem. "Jest kryzys, więc czas to pieniądz; może zdąży odwalić dziś jeszcze jedną chałturę" – pomyślałem.
Zgodnie z planem wraz z drugim kolegą uznaliśmy, że poprosimy organizatora o podsumowanie dzisiejszej gali i wygarmiemy niedociągnięcia. Udało nam się znaleźć go na schodach, tuż przy wejściu do toalety. „Proszę chwileczkę poczekać” – rzucił jednak i udał się w sobie tylko znanym kierunku. I tyle było go widać...
Krystian Stępień
A może takie gale zachęciłyby kielczan do przybycia na ul. Boczną?
Fot: www.mmawomen.com
Wasze komentarze
Generalnie - prosto, płytko(komentarz o Pani zapowiadającej 1 rundę), żart przychodzi z trudem. Na plus - że na temat, choc widać, że kosztuje to autora sporo wysiłku.
Tak już czasem jest, ze komentując dno - można stracić dystans i zupełnie przypadkowo zakopać się w głebokiej warstwie mułu. Pozdrawiam serdecznie i życzę większego zaangażowania w swoją pracę/hobby*. *Niepotrzebne skreslić.
Z zaproszenia Autora nie skorzystam, pozostanę czytelnikiem. Na tym portalu jest sporo bardzo dobrych tekstów - uważam ponad wszelką wątpliwość, że w gronie redakcyjnym masz sie od kogo uczyć. Polecam odstawienie piwa i zabranie sie do pracy, żeby różnice nie były aż tak widoczne.
P.S. To co, jutro zaczynamy zamiatać ulice, czy dalej bębnimy, w mniej lub bardziej puste centralno-perskusyjne bębny krytyki? Proponuję dżentelmeńsko... Radzio przodem.
Z zaproszenia Autora nie skorzystam, pozostanę czytelnikiem. Na tym portalu jest sporo bardzo dobrych tekstów - uważam ponad wszelką wątpliwość, że w gronie redakcyjnym masz sie od kogo uczyć. Polecam odstawienie piwa i zabranie sie do pracy, żeby różnice nie były aż tak widoczne.
P.S. To co, jutro zaczynamy zamiatać ulice, czy dalej bębnimy, w mniej lub bardziej puste centralno-perskusyjne bębny krytyki? Proponuję dżentelmeńsko... Radzio przodem.