Zespół pełen wychowanek. Byłoby miło, gdyby ktoś to docenił
Zawodniczki KSS-u Kielce udowodniły w obecnych rozgrywkach, że pomimo gry młodym składem i brakiem wielkich nazwisk można uzyskać dobre wyniki. - Niektóre spotkania z teoretycznie silniejszymi rywalkami pokazały, że wolą walki i sercem da się naprawdę dużo osiągnąć – mówi w rozmowie z CKsport.pl szkoleniowiec „Tygrysic”, Paweł Tetelewski.
Dzięki czemu KSS prezentuje się w obecnych rozgrywkach bardzo przyzwoicie?
Jest to młody zespół, dziewczyny bardzo ciężko pracują, żeby się pokazać. Na pewno to ma wielki wpływ na nasze wyniki. Drużyna stanowi kolektyw, zawodniczki walczą jedna za drugą i stanowi to połowę sukcesu.
Czyli jednym z najważniejszych elementów jest charakter.
Dokładnie. Niektóre spotkania z teoretycznie silniejszymi rywalkami pokazały, że wolą walki i sercem da się naprawdę dużo osiągnąć.
W ostatnim czasie jednak zespół notuje nieco słabsze wyniki.
Myślę, że nie ma co patrzeć na rezultaty w taki sposób. Graliśmy z topowymi zespołami, a więc Lubinem, Lublinem, Koszalinem. Przez Elbląg podejmowani byliśmy na wyjeździe, a one tam punktów nie tracą, praktycznie wszystkie swoje „oczka” zdobywają na własnym terenie. Trzeba też wziąć pod uwagę to gdzie jesteśmy – nie należymy do żadnych potentatów i wszystkich meczów w sezonie zdołamy wygrać. Wypadła nam ostatnio Paulina Piechnik, która była motorem napędowym naszych akcji. Cieszy to, że ostatnio godnie zastępuje ją Honorata Syncerz.
Macie określone cele do zrealizowania w rozgrywkach, czy po prostu wychodzicie na boisko i z meczu na mecz walczycie o punkty?
Przed sezonem, po odejściu Stefki Agovy i Marty Rosińskiej, KSS-u nikt nie wzmocnił, więc celem było utrzymanie. Start w naszym wykonaniu okazał się jednak bardzo dobry, co oczywiście rozbudziło apetyty. Widać jednak, że rywalki wiedzą już na co nas stać i analizują naszą grę. Po wypadnięciu Piechnik, Honorata Syncerz dopiero w ostatnich trzech meczach pokazała, na co ją tak naprawdę stać. Tak jak mówię, nie ma co sugerować się ostatnią teoretycznie słabszą dyspozycją. Jakiś kibic otworzy gazetę, pomyśli „Znowu przegraliśmy”, a nie wie, że mierzyliśmy się z topowymi drużynami w kraju.
W kuluarach głośno jest o tym, że KSS ma poważne problemy finansowe.
Odkąd pamiętam, ten klub zawsze miał mniejsze lub większe kłopoty z pieniędzmi. Przełom roku jest taki, że budżety zostają dopinane, czy to w Ratuszu ,czy w Urzędzie Marszałkowskim. Miejmy tylko nadzieję, że któryś z urzędników spojrzy na to w ten sposób, że jest to drużyna, w której gra chyba najwięcej wychowanek w sportach zespołowych w Posce. W dodatku robi to na niezłym poziomie. Byłoby miło, gdyby ktoś z miasta to docenił i okazał wsparcie przynajmniej takie samo jak w roku ubiegłym.
Temat niepewnych finansów dominuje w szatni, czy udaje wam się go zostawić poza nią?
Poza treningami na pewno nie da się całkowicie odciąć od tych wszystkich pogłosek. Dla dziewczyn gra w klubie to normalna praca i źródło utrzymania. Wychodząc na mecz czy zajęcia zawodniczki są jednak skoncentrowane w stu procentach. Walczą na całego i chwała im za to.
W jaki sposób trafił pan do KSS-u?
Już dwa lata temu miałem propozycję przyjęcia posady pierwszego szkoleniowca od pana prezesa, ale się nie zdecydowałem. Prowadziłem wtedy grupę młodzieżową w Vive Targach. Trenowałem tamtych chłopaków od małego i akurat mieliśmy sezon, w którym ugraliśmy mistrzostwo Polski juniorów. Nie chciałem po siedmiu-ośmiu latach pracy w najważniejszym momencie zostawiać tego zespołu. Gdy ci młodzi piłkarze odeszli do trenera Litowskiego, ja zostałem wolnym trenerem i podjąłem się pracy w żeńskiej piłce ręcznej. Przede wszystkim była ona w Kielcach, na miejscu i nie musiałem nigdzie wyjeżdżać.
Miał pan wcześniej styczność z handballem w wydaniu kobiecym?
Nie, pracowałem tylko z chłopakami. Z dziewczynkami mam do czynienia tylko na zajęciach w szkole, a takiej grupy seniorskiej wcześniej nigdy nie było mi dane prowadzić.
Da się w ogóle porównać piłkę ręczną kobiecą i męską? To chyba dwa zupełnie różne światy.
To co mnie najbardziej irytuje to te błędy własne, wśród mężczyzn na pewno zdarzają się one dużo rzadziej. Sama praca na treningu zbytnio się nie różni, choć niekiedy trzeba się ugryźć w język. Wiadomo, że przy chłopakach można podchodzić do sprawy bardziej emocjonalnie. Tutaj trzeba tonować impulsywny nastrój, ale generalnie jest bardzo miło – jak to z kobietami.
Miał pan przed sezonem wewnętrzne obawy co do zmiany środowiska?
Zawsze pierwsze spotkanie z nowym zespołem wyzwala jakieś emocje. Miałem jednak nakreślony plan, wiedziałem, co chcemy w tych rozgrywkach osiągnąć. Lody zostają przełamane po pierwszych piętnastu minutach treningu, potem jest jakieś większe napięcie związane z pierwszych sparingiem, meczem ligowym, ale z czasem wszystko ustępuje.
A jak pan oceni całą otoczkę wokół KSS-u? Chociażby widzów na trybunach.
Wydaje się, że przychodzi nas oglądać coraz więcej kibiców, co oczywiście cieszy. Myślę, że duży wpływ na to miał ten początek sezonu, kiedy dzięki niezłym wynikom wiele osób usłyszało o naszej drużynie. Zostaliśmy bardziej dostrzegani w mediach. Nie ukrywam, że fajnie jakby to wszystko przerodziło się we wsparcie finansowe, bo bez tego będzie bardzo ciężko.
Jak wygląda aktualna sytuacja kadrowa klubu?
Po kontuzji Pauliny Piechnik stara się ją zastępować Honorata Syncerz. Liczę, że swe predyspozycje potwierdzi również inna młoda zawodniczka – Karolina Olszowa. Duże umiejętności ma Kinga Lalewicz, ale musi uwierzyć w siebie i bez wątpienia będzie zdobywała więcej bramek. W bramce nieźle spisuje się Marta Wawrzynkowska, zaś duże postępy czyni Gosia Hibner. Na kole mamy Asię Drabik, która moim zdaniem jest jedną z najlepszych obrotowych w Polsce i uważam, że należy jej się miejsce w reprezentacji. Czy teraz, czy też w przyszłości kadra będzie z niej miała duży pożytek.
Skoro sytuacja finansowa zespołu jest niepewna, to na wzmocnienia zimą raczej nie ma co liczyć?
Zostajemy w tym składzie co mamy. Bezsensem jest sprowadzanie zawodniczek z zagranicy i płacenie im niewiadomo jakich pieniędzy. W KSS-ie nie narzekamy na brak utalentowanej młodzieży i musimy to wykorzystać. Szkolenie również wygląda bardzo dobrze, juniorki i juniorki młodsze praktycznie co roku zdobywają jakieś medale. Stawiamy na nasze szczypiornistki i póki co się na tym nie zawiedliśmy.
Podpatruje pan, które juniorki mogłyby zostać włączone do pierwszego składu już od przyszłego sezonu?
Niektóre przychodzą do nas na trening, czy też brały udział w turnieju imienia Andrzeja Kowalczyka. W przyszłość można patrzeć z optymizmem, bo zaplecze młodzieżowe stoi na wysokim poziomie.
Po półroczu spędzonym z kobietami myśli pan o pozostaniu w tym środowisku, czy też wolałby pan wrócić do męskiego handballa?
Praca szkoleniowca jest taka, że pracujesz, gdzie cię chcą. Raz trafia się do jednego klubu, później do innego, na pewno ja obecnie nie chciałbym się nigdzie przenosić z Kielc ze względu na rodzinę. Mam dwójkę małych dziewczynek i wolałbym uniknąć przeprowadzek, i wychować je jak najlepiej.
Współpracujecie w jakiś sposób z Vive Targami?
Nie, co najwyżej dogadujemy się odnośnie ustalenia godzin treningów, żebyśmy nie wpadli na siebie w hali.
Dostrzegacie jakieś oznaki popularności na ulicy, czy jednak jest na to jeszcze za wcześnie, żeby ktoś prosił o autograf czy wspólne zdjęcie kogoś z KSS-u?
Mamy tutaj Vive Targi, które są silnym zespołem na miarę Europy, większość uwagi jest skupiona na nich. Mi osobiście nigdy nie zdarzyła się podobna sytuacja.
Rozmawiał Marcin Długosz
fot. ksskielce.pl / Michał Janyst
Wasze komentarze