Krajobraz po Widzewie: szkolna kopanina. Sędzia dostosował się do poziomu widowiska
Zachwyty po rozgromieniu Piasta Gliwice prędzej czy później musiały ustąpić. Szkoda tylko, że stało się to tak szybko. Korona na boisku Widzewa zaprezentowała się fatalnie, nie oddając ani jednego celnego strzału. Ta statystyka doskonale obrazuje postawę kielczan.
W obecnych rozgrywkach utarło się, że to raczej do defensywy ma się po meczach Korony większe pretensje niż do przednich formacji. W sobotnie popołudnie było jednak odwrotnie. Nie błyszczał Maciej Korzym, który mógł jednak wywalczyć rzut karny (o tym może nieco później). Źle wyglądali także skrzydłowi, którzy tak podobali się w starciu z gliwiczanami. Łukaszowi Sierpinie i Janosowi Szekely’emu zdecydowanie brakowało błysku. „Żółto-czerwoni” nie mieli żadnego pomysłu na składną akcję pod polem karnym gospodarzy. Ataki podopiecznych Leszka Ojrzyńskiego przypominały raczej te z gimnazjalnych zajęć wychowania fizycznego, niż z meczu ekstraklasy.
Słówko trzeba też poświęcić pomocnikom. Nie raz już udowadniali, że mogą rozstrzygać o losach pojedynków. W Łodzi zabrakło im jednak kompletnie kreatywności. Nie mieli żadnego pomysłu na budowanie akcji. Po części z tego powodu wzięła się też marna postawa napastników. Niewielu jest zawodników na świecie, którzy potrafią dobrze się prezentować, gdy zawodzi drużyna.
Może będzie to już nudne, ale nie sposób nie wspomnieć o Adamie Lyczmańskim. Tego arbitra zawsze nękają kontrowersyjne sytuacje. Rzadko zdarza mu się poprowadzić zawody w sposób względnie zadowalający obie strony. Należy podkreślić słowo obie, ponieważ sędziowanie tego pana w żadnym wypadku nie było stronnicze. Zwyczajnie można je określić mianem słabego. Nie nam osądzać słuszność drugiej żółtej kartki dla Pawła Golańskiego, gdyż nie wiemy, co tak naprawdę padło z ust zawodnika. Piłkarz utrzymuje jednak, że nie użył wulgaryzmów i powiedział, co wszyscy i tak widzieli...
Kamil Kuzera kolejny raz dał wyraz swej sympatii do kibicowskiego grona, wychodząc na rozgrzewkę w czapce z napisanem "Against Modern Football"
Widzew – tak jak i Korona – mimo dobrego wyniku nie zaliczy tego spotkania do udanych. Zawodnicy zgodnie podkreślali, że było to starcie typu „do pierwszej bramki”. Więcej szczęścia mieli akurat łodzianie. Objawiło się ono w postaci młodego Mariusza Stępińskiego. Trzeba przyznać, że młody Widzewiak zachował się niczym rasowy napastnik. Najpierw świetnie wymanewrował Piotra Malarczyka, by potem zachować zimną krew w sytuacji sam na sam ze Szlakotinem. Gdy główkuje się nad plusami sobotniego meczu, to można wskazać niezłą grę w obronie. Czy jednak gospodarze byli na tyle groźni, by solidnie sprawdzić czujność defensorów z Kielc? Po jednym zagapieniu się kielczan wpadła bramka, która rozstrzygnęła losy (marnego) widowiska. Poza tym w tyłach było raczej spokojnie.
W następnej kolejce na Ściegiennego zawita Lech Poznań. Wicelider ekstraklasy, który jednak swą grą kompletnie nie przekonuje. Jeżeli zaś chodzi o „żółto-czerwonych”, to mecze domowe i wyjazdowe są jakby zupełnie innymi światami. Ta drużyna występując w roli gościa nie potrafi się odnaleźć. Co innego na Arenie Kielc, gdzie z Koroną musi się liczyć każdy ligowy przeciwnik. Nie udało się przywieźć pierwszego zwycięstwa z obcego terenu, ale może uda się w dobrych humorach zakończyć rundę jesienną? Jeśli tylko kolejny raz potwierdzi się zasada o chimerycznych „złocisto-krwistych”, to czemu nie...
fot. Paula Duda & Adrian Duda
Wasze komentarze