Emocje do ostatniej sekundy! Politechnika zremisowała z wiceliderem (zdjęcia)
Niesamowite emocje zafundowali swoim kibicom szczypiorniści AZS-u Politechniki Świętokrzyskiej. W dramatycznych okolicznościach zremisowali 30:30 z wiceliderem drugiej ligi, MTS-em Chrzanów, pomimo, że jeszcze w 56. minucie przegrywali pięcioma golami!
Gospodarze tego dnia byli osłabieni brakiem swojego trenera Pawła Sieczki. Dzielnie zastępował go kierownik drużyny, Jakub Skorupa i co jak co, ale od początku nieźle sobie z tym radził. - Zdobyliśmy punkt, więc pod tym względem trzeba go bardzo pozytywnie ocenić. Jak dla mnie Kuba spisał się wyśmienicie (śmiech) – komentował już po meczu kołowy akademików, Szymon Żaba-Żabiński.
Skończyło się happy endem, bo za taki należy uznać ten remis, jednak sam mecz dużo kosztował obie ekipy. Akademicy od początku narzucili twarde warunki gry i osiągnęli kilku bramkową przewagę. Świetnie bronił Adrian Godzwon, który obronił m.in. rzut karny. Taki przebieg meczu na pewno zaskoczył faworyzowany zespół z Chrzanowa, który ochłonął dopiero pod koniec pierwszej połowy doprowadzając do remisu. W pierwszej części kapitalnie funkcjonowały kontry Politechniki uruchamiane przez Pawła Smagóra, a kończone przez Dominika Nowakowskiego.
I tak na styku mecz toczył się do ok. 45. minuty. Potem sprawy w swoje ręce wzięli goście, którzy nie brali pod uwagę innej możliwości niż powrót do domu z dwoma punktami. W 56. minucie ich przewaga sięgnęła pięciu bramek (25:30). I wydawało się, że jest już po meczu. Kolejny raz jednak przekonaliśmy, jak nieprzewidywalny potrafi być sport. Akademicy wierzyli do końca i dzięki bardzo mocnej obronie i kontrom zaczęli odrabiać straty. Na minutę przed końcem do remisu brakowało tylko jednej bramki. I wtedy kierownik Skorupa niczym kiedyś Bogdan Wenta wziął czas, by uspokoić swoich chłopaków i rozrysować decydującą akcję. Jak się zaraz okazało akcję skuteczną. Drużyna z Chrzanowa miała jeszcze ostatnią akcję, jednak rzut rozpaczy zatrzymał się na rękach kielczan i to co wydawało się mało prawdopodobne przed meczem stało się faktem!
- Emocje były do samego końca, a wynik? Zawsze wychodzimy po to, żeby zwyciężyć, czy przyjeżdża lider, wicelider, czy ktoś kto jest za nami w tabeli. Próbujemy grać na 100%, na tyle ile potrafimy, jak to wychodzi, to różnie bywa. Dzisiaj się udało, po meczu dramatycznym, jakby nie było. Pięcioma bramkami na 5 minut przed końcem przegrywać i doprowadzić do remisu to też jest jakaś sztuka. Pokazaliśmy pod koniec hart ducha, wolę walki, ambicję i z tego się cieszymy, z tego jednego punktu - podsumował po meczu Żaba-Żabiński. Remis po 30 wywołał wielką radość na twarzy każdego z zawodników. Uradowany był także kierownik i trener w jednym – Jakub Skorupa, który po meczu wpadł w ramiona Pawła Tetelewskiego, trener KSS Kielce, a jeszcze w zeszłym sezonie Politechniki. Najskuteczniejszym zawodnikiem w ekipie gospodarzy był Marek Glita, zdobywca aż 12 bramek.
To zasługa chłopaków
O wrażenia ze swojego „debiutu trenerskiego” zapytaliśmy kierownika drużyny AZS PŚk Jakuba Skorupę.
MF: W swoim „debiucie trenerskim” zremisowałeś z wiceliderem. Zaskoczenie?
JS: - Tak, i to duże. Ale to absolutnie nie moja zasługa, tylko chłopaków. To nie są zawodnicy, którzy pierwszy raz byli na boisku, oni dobrze wiedzą jak mają się ustawić w obronie, co gramy w ataku. Jeśli w jakikolwiek sposób mogłem im pomóc zastępując Pawła (Sieczkę – przyp. MF) to się tylko cieszę.
Inaczej odbierasz mając wpływ na boiskowe wydarzenia niż jako kierownik?
- Zdarza się czasem, że nawet siedząc na ławce jako kierownik, człowiek reaguje w jakiś sposób na boiskowe wydarzenia. Dzisiaj może się w jakiś sposób hamowałem przy różnych opiniach na temat decyzji sędziów. Już wcześniej zdarzyło mi się na Akademickich Mistrzostwach Polski zastępować trenera, także jakieś doświadczenie w tym względzie mam.
Na meczu obecny był Wasz były trener Paweł Tetelewski. Czy to miało jakiś wpływ na chłopaków?
- Prosiłem Pawła żeby był i miałem nadzieję, że jego obecność jakoś wpłynie na nich. Wydaję mi się, że tak było, aczkolwiek on sam nie chciał wchodzić w nasze kompetencje, w nasze role, czyli moją i Pawła Sieczki. Oczywiście przekazał nam, żeby zmienić troszeczkę ustawienie, ale oczywiście to nie było, jak wtedy, kiedy nas trenował.
Mecz od początku był bardzo wyrównany. Rozpoczęliście od prowadzenia, potem praktycznie cały czas na styku. Drużyna z Chrzanowa mogła czuć się nieco zdezorientowana…
- Tak, nawet sędziowie jak schodzili powiedzieli mi, że chłopaki pokazali, że mają charakter. W ogóle sędziowie bardzo chwalili ich postawę – dyskutowali z sędziami, ale nie byli wulgarni. A jeśli chodzi o postawę na boisku z taką drużyną, to myślę, że było to duże zaskoczenie. Ja jestem bardzo zadowolony, chłopaki dali z siebie wszystko. Praktycznie cały mecz grał jeden skład ale i tak poradziliśmy sobie.
Dopiero w końcówce Chrzanów odskoczył, na cztery minuty do końca mieli aż pięć bramek przewagi. Wydawało się, że jest już po meczu, a tu stał się cud…
- Tak, w 56. minucie było 25:30, potem zaczęliśmy gonić. I jak brałem czas w na 40 sekund przed końcem meczu to chłopcy zabiegając zapytali czy gramy na wygraną. Zdecydowaliśmy, że gramy na remis, dorzuciliśmy ostatnią bramkę i wybroniliśmy ostatnią akcję Chrzanowa.
A nie kusiło, żeby zaryzykować i zdjąć bramkarza?
- Nie, nie kusiło (śmiech). Nawet mi to na moment przez myśl nie przeszło. Może to i lepiej, że nie mieliśmy tej specjalnej koszulki...
Tekst i rozmowa: Michał Filarski
fot. Maciej Wadowski
AZS Politechnika Świętokrzyska – MTS Chrzanów 30:30 (14:14)
AZS PŚk: Godzwon, Smagór, Porzucek – Glita 12, Nowakowski 7, Kuraś 4, Kwieciński 4, Lenty 2, Żaba-Żabiński 1, Prokop, Kozłowski, Zacharski, Sitarski, Kołodziej.
Wasze komentarze