Leon Bartman o Igrzyskach: to będzie turniej jak każdy inny!
Kiedy kadrę obejmował Andrea Anastasi, niektórzy z powątpiewaniem spoglądali na decyzje szkoleniowca odnośnie obsady na pozycji atakującego. Obecnie nikt nie ma wątpliwości, że to właśnie Zbigniew Bartman był słusznym wyborem Włocha. Leon Bartman – ojciec siatkarskiego talentu, a przede wszystkim wielki miłośnik tej dyscypliny tylko nam opowiada o kulisach życia reprezentacji w Londynie oraz transferze syna do drużyny Mistrza Polski.
Jak Pana synowi podoba się w Wiosce Olimpijskiej?
– Wszyscy są mile zaskoczeni. Mają wygodne pokoje, a nawet mini-mieszkania, w których przebywają we czwórkę. Zibi mieszka z Ruckiem [Michał Ruciak – przyp.red.] , a całość wynajmuje z Igłą [Krzysytof Ignaczak – przyp.red.] i Łukaszem Żygadło. Jedzenie z najróżniejszych kuchni świata jest super. Można jeść bez żadnych ograniczeń, ewentualnie iść do McDonalda <śmiech>.
Dla Zbyszka będą to pierwsze Igrzyska Olimpijskie. Jak radzi sobie z presją przed tak wielką imprezą?
– Szczególnej presji nie ma. Chłopaki traktują to jak każde inne zawody, których było przecież dużo. Puchar Świata był najtrudniejszym turniejem, przez jaki przeszli. Mecze rozgrywane były codziennie z małymi przerwami na przemieszczanie się.
W trakcie Igrzysk różnicę robi większe zamieszanie. Spotykają w końcu niezwykłych sportowców. Urządzili nawet między sobą grę, który z nich uzbiera więcej znaczków i gadżetów z egzotycznych krajów.
Dziś wieczorem mecz otwarcia polskiej drużyny. Jak Pański syn czuje się przed spotkaniem przeciwko Włochom?
– Ani on, ani chłopaki nie podchodzą do Igrzysk w kontekście pojedynczych meczów. Potyczka przychodzi i trzeba grać. Nieważne, czy będą to Brazylijczycy, Rosjanie, czy Włosi. Nawet przeciwko Brytyjczykom trzeba będzie wyjść i spełnić wszystkie założenia najlepiej, jak się potrafi.
Okiem siatkarskiego znawcy: jak będzie wyglądało to spotkanie?
– Pierwszy set będzie bardzo nerwowy z obu stron, ponieważ zespoły będą łapały swój rytm. Włosi nie mieli zbyt dużo grania. Dlatego też w pierwszej odsłonie, przynajmniej do drugiej przerwy technicznej, mogą pojawić się błędy i zepsute zagrywki. Tym bardziej, że na hali meczowej każdy zespół dostał godzinę i 20 minut – śmieszna ilość. „Nasi” trenowali na niej w czwartek i po raz kolejny wejdą tam dopiero w dniu meczu. Z tego, co słyszałem, hala jest dość specyficzna. Trzeba będzie się do niej przyzwyczaić.
Nie będzie to żaden piękny mecz, tylko walka o zwycięstwo. Gdyby nastąpiła kiedyś jego powtórka, mógłby wyglądać zupełnie inaczej. Wszyscy dziennikarze zachwalają Włochów. Tymczasem nie ugrali niczego w ostatnich latach i nie ma żadnej podstawy, żeby ich przeceniać i uważać za wielkich faworytów. Myślę, że będzie to spotkanie jak każde.
Podczas nadchodzącego meczu zastosuje Pan swój słynny system statystyk „TATA Volley”?
– Niektórzy się z tego podśmiewają, ale mi po prostu lepiej ogląda się mecz. W czasie spotkania – oglądanego w większym gronie, czy na hali, ze znajomymi, po jakimś czasie zawsze następuje wymiana poglądów. Często wrażenia optyczne różnią się od tego, co faktycznie dzieje się na boisku.
Zdarza się Panu robić uwagi odnośnie gry syna?
– Na tym etapie możemy tylko wymieniać poglądy: co było dobre, a co można było zrobić inaczej. Nie jest to jednak forma pretensji, czy reprymend. Łatwo jest opowiadać o siatkówce tym, którzy nigdy nie byli na boisku. Myślą, że siatkówka to gra komputerowa – tam się naciśnie i wszystko będzie tak, jak trzeba. To jest gra żywych ludzi i wszystko może się zdarzyć. Tym bardziej, że zawodnik wykonuje w trakcie meczu nawet kilkaset powtórzeń, czy ruchów, które nie zawsze są perfekcyjne.
Jeżeli rozmawiamy, to o całej otoczce: atmosferze, jedzeniu, miejscach do spania. O meczach nie dyskutujemy. One są w terminarzu. Kiedy przyjdzie czas, trzeba je będzie wygrać. Tym bardziej, jeżeli przeciwnik jest tak dobrze znany, jak teraz.
Będzie miał przyjemność oglądać mecze na żywo w Londynie?
– Grałem ostatnio w totolotka, ale nie wygrałem <śmiech>. Pobyt na Igrzyskach to dwa dobre urlopy w egzotycznych krajach. Bilety są sakramencko drogie. Wybieram się dopiero siódmego. Mam nadzieję, że na trzy mecze.
W reprezentacji Zibi rozpoczął karierę atakującego. Zmiana wyszła mu dobre?
– Zbyszek był uczony grać w siatkówkę, nie na pozycjach. Gdyby trzeba było, zostałby wystawiającym i środkowym. Zbyszek bardzo chce grać w reprezentacji i lubi to robić. Mimo że zgrupowania zaczynają się niedługo po zakończeniu ligi, nie może się doczekać wyjazdu na kadrę. W kadetach był przyjmującym. Zaczął grać na ataku, bo taka była potrzeba chwili. Za 5 lat może się okazać, że wróci na poprzednią pozycję. Nie należy siatkówki szufladkować. Spotkałem się z określeniem, że Zibi jest napastnikiem, a Ignaczak - bramkarzem. Tak jak w piłce nożnej, zawodnicy mogą zmieniać boiskowe role.
Asseco Resovia Rzeszów to jedenasty klub Zbigniewa Bartmana. Jak ocenia Pan tegoroczny transfer syna?
– Zmiana klubu została niejako podyktowana sytuacją. Jeżeli Zibi ma zostać w reprezentacji przez minimum dwa lata, w klubie również musi doskonalić się na ataku. Nie może być tak, ze będzie grał 4 miesiące na obecnej pozycji, a kolejne 6 jako przyjmujący. Grodecki zgodził się, żeby dwuletni kontrakt Zbyszka rozwiązać. W Jastrzębiu postawiono na Łaskę, więc Zbyszek odszedł do Rzeszowa. Nie ma tutaj żadnych podtekstów, ponieważ Jastrzębie to świetnie zorganizowany klub i prawdopodobnie zostałby w nim, gdyby miał możliwość gry na ataku.
Tym bardziej, że współpraca Zbyszka z Lorenzo Bernardim układała się doskonale…
– Generalnie, Jastrzębski Węgiel to klub bardzo dobrze zorganizowany, poukładany, wypłacalny, walczący zawsze o najwyższe cele. Czego więcej można oczekiwać? Są to przecież kwestie, którymi zawodnicy kierują się przy wyborze klubu. Jeżeli osiąga się pewien poziom, można go dokonywać. Tym bardziej, że Zbyszek miał propozycje od klubu z Korei, czy tureckiego Halbanku. Sprawą honoru było jednak pozostanie w Rzeszowie, więc nie ma takich pieniędzy, które zachęciłyby go do odejścia.
Zbyszek konsultuje z Panem swoje sportowe decyzje?
– Wiadomo, dużo rozmawiamy. Zawsze lepiej jest się kogoś poradzić, przeanalizować za i przeciw. Wyboru jednak dokonuje Zbyszek.
Rozmawiała Karolina Cichoń.
fot. smsspala.net / Krzysztof Żołądek (swietokrzyskie.org.pl) / Grzegorz Pięta
Wasze komentarze