Smuda to jak „szóstka” w Lotto
Nie mam najmniejszego zamiaru krytykować trenera Franciszka Smudę. Zrobili to już praktycznie wszyscy, od sprzedawczyni ze sklepu Morelka po byłych reprezentantów Polski. Gdyby ogień krytyki zmaterializował się – Smudzie zostały 4 dni pracy. Tylko, że takie logiczne przewidywania nie biorą pod uwagę aspektu nadprzyrodzonego, który towarzyszy karierze Franka.
To po prostu facet w czepku urodzony. Z jego szczęściem wcale niewykluczone, że drużyna wygra mecz z Rosją, a potem z Czechami . Choćby wystawił znowu słabych: Benisza oraz Obraniaka i zapomniał zrobić zmiany. Jedno jest niepodważalne, Smuda to szczęściarz. Już sam fakt, że prowadzi reprezentację o tym świadczy. A interesujący się piłką pamiętają „cudowne” zwycięstwo „jego” Widzewa na Łazienkowskiej 3:2 na miarę mistrzostwa w 1997 roku oraz kulisy awansu łodzian do Ligi Mistrzów po meczu w Kopenhadze, na koniec którego Tomasz Zimoch krzyczał w radiu „Panie Turek, kończ pan ten mecz” ;) Te wymodlone sukcesy to znak firmowy Franciszka Smudy. Nie mam nic przeciwko temu, aby życie z Boską pomocą napisało kolejny rozdział „żywotów szczęśliwego człowieka”. Wszyscy na tym skorzystamy.
Na papierze wcale nie jesteśmy słabsi od Rosjan. Oni mają nad nami tylko jedną poważną przewagę. Mają trenera, Dicka Advocaata. On zapewne rozgryzł nas dokładnie, nie przewidział tylko jednego. A nawet gdyby przewidział, to nie ma na to lekarstwa. Dziś fart Smudy może się obudzić. I sam Advocat może być wieczorem w cieniu Franka. Brzmi szokująco. Tak, ale jest to i możliwe, i prawdopodobne. Ten mecz dla Rosjan będzie trudniejszy niż z Czechami. Już wiadomo, że postawimy zasieki. I dobrze. W przeciwieństwie do naszych południowych sąsiadów nie pójdziemy na wymianę ciosów ze Sborną. A Rosjanom trudno gra się z drużynami, które preferują defensywę. W eliminacjach do Euro w takich właśnie pojedynkach przegrali w Moskwie ze Słowacją i zremisowali z Irlandią. Dlatego myślę, że nie taki diabeł straszny jak go malują.
Oczywiście całe moje przewidywania o szczęściu Smudy mogą legnąć w gruzach. Zdaję sobie sprawę, że wojska z generałem zawsze mają większą szansę na wygraną, niż te ze sparaliżowanym generałem, a na takiego wygląda teraz nasz selekcjoner. Jednak w dziejach bitewnych nie takie cuda się zdarzały. A my mamy przecież swoje atuty i zwycięstwo nad Rosją nie będzie żadnym cudem. Błaszczykowski, Lewandowski i reszta muszą zagrać mądrze i z determinacją. Wtedy wygramy, a Stadion Narodowy oszaleje ze szczęścia i pewnie będzie skandował... „Franek Smuda”. Nawet bardzo bym tego chciał. Przede wszystkim z egoistycznej pobudki, bo będę patrzył na to z sektora G26.
A teraz już w drogę, do Warszawy...
Piotr Michalec
Dyrektor programowy Radia Plus Kielce.