„To była udana jesień, ale stać nas na więcej!”
Tej jesieni było wszystko – ogromna radość, smutek po porażce oraz duże emocje. Na wiosnę zespół Vive Targów może czekać z optymizmem. Kielczanie będą nadal walczyć na trzech frontach i mają spore szanse na ogromny sukces. - Cieszy to, że po upadku potrafiliśmy się podnieść i wznieść na wyżyny – podkreśla Patryk Kuchczyński.
Przygotowania pod kątem „dzikiej karty”
W deszczowy piątek, 15 lipca zawodnicy Vive Targów Kielce rozpoczęli przygotowania do nowego sezonu. Od początku wszyscy myśleli tylko o jednym – turnieju o „dziką kartę” do Ligi Mistrzów. Wszyscy żyli tym wydarzeniem. Wcześniej jednak kielczan czekały spotkania towarzyskie. Dwa tygodnie po pierwszym treningu podopieczni Bogdana Wenty udali się do Mielca na dwa mecze ze Stalą. – Wszystko przebiega zgodnie z planem – mówił po dwóch zwycięstwach na Podkarpaciu szkoleniowiec „żółto-biało-niebieskich”. Później jego drużyna zmierzyła się z Dynamem Mińsk, a następnie wzięła udział w mocno obsadzonym niemieckim turnieju Heide Cup. Ostatni weekend sierpnia to już Galeria Echo Kielce Cup, czyli próba generalna przed turniejem eliminacyjnym do Ligi Mistrzów. I co najważniejsze próba zaliczona.
Wrześniowy „finał”
3 i 4 września 2011 roku – te dwa dni zapiszą się już na stałe w historii kieleckiego sportu. Wtedy to rozegrano turniej o „dziką kartę”. Do Kielc przyjechały zespoły Dunkierki, Rhein-Neckar Loewen i Valladolid. Najpierw do wielkiego finału awansowała drużyna „Lwów”, która z dużymi problemami, ale ostatecznie pokonała Dunkierkę. W drugim meczu kielczanie zmierzyli się z Valladolid i choć większość czasu prowadzili, to w końcówce do głosu doszli rywale. „Żółto-biało-niebiescy” zachowali jednak zimną głową i mogli się cieszyć z awansu. To, co wydarzyło się następnego dnia było niesamowite. Przy pełnych trybunach piłkarze Vive Targów pokonali Rhein-Neckar Loewen, ale emocje były ogromne, bo mecz trwał siedemdziesiąt minut. Po końcowych gwizdku sędziego Hala Legionów eksplodowała z radości, bo gospodarze dostali się do tak upragnionej Ligi Mistrzów. - Przyjechali do nas przedstawiciele dwóch najsilniejszych lig świata i pokazaliśmy, ze ten zachód nie jest dla nas taki straszny – przypomina Mariusz Jurasik.
Grupowa sinusoida
W Lidze Mistrzów zawodnicy Vive Targów Kielce trafili znów do grupy śmierci, ale nikt nie obawiał się rywali. Pod koniec września do stolicy województwa świętokrzyskiego przyjechało węgierskie Veszprem. Rzeczywistość okazała się jednak brutalna, kielczanie przegrali 25:29. Tydzień później wyjazd do Berlina i kolejna porażka. Tym razem nasi zawodnicy grali dobrze, ale głównymi bohaterami widowiska byli sędziowie. Nie zmieniało to jednak faktu, że po dwóch kolejkach Vive Targi na swoim koncie miało zero punktów, a w perspektywie wyjazd do odległej Moskwy. Tam jednak pojechała już inna drużyna. „Żółto-biało-niebiescy” stoczyli heroiczny bój, który dał im zwycięstwo 31:30. Bramkę na wagę zwycięstwa niemal równo z końcową syreną zdobył Michał Jurecki. W kolejnej kolejce, przed własną publicznością, drużyna Bogdana Wenty zmiotła z boiska Bjerringbro-Silkeborg i znów liczyła się w walce o awans do najlepszej szesnastki Europy.
Następnym rywalem był wicemistrz Europy – Atletico Madryt. Z nimi kielczanie zagrali dwa razy z rzędu. Najpierw u siebie polegli 29:37, i choć tę porażkę można było zaakceptować, to już postawa podopiecznych Bogdana Wenty pozostawiała wiele do życzenia. Efekt? Dziesięć dni później w Madrycie znów górą byli Hiszpanie, ale wygrali tylko 28:27. Układ wyników spowodował, że ostatni mecz Ligi Mistrzów w 2011 roku trzeba było wygrać, a z rywalem, Fuechse Berlin były dodatkowe rachunki do wyrównania. W tym spotkaniu groźnej kontuzji doznał Bartłomiej Tomczak, a uraz pięty odnowił się Michałowi Jureckiemu. To jednak nie załamało „żółto-biało-niebieskich”, którzy wygrali 32:29. - Można żałować tego meczu w Berlinie, zwłaszcza końcówki. Z przebiegu tej trudnej grupy możemy być zadowoleni. Mamy szansę na awans – uważa Tomasz Strząbała, drugi trener Vive Targów.
W Polsce pełna dominacja
Piętnaście meczów, piętnaście zwycięstw, dwieście bramek więcej zdobytych niż straconych, każdy mecz średnio wygrany 38:25 – to krótki bilans kieleckiej drużyny w PGNiG Superlidze. Kielczanie kroczyli od wygranej do wygranej. Najniższe zwycięstwo odnieśli różnicą pięciu bramek (34:29) w... Płocku, z mistrzem Polski Orlenem Wisłą. Również w Pucharze Polski nie było nikogo, kto mógłby nawiązać walkę z Vive Targami. - Cieszy to, że po upadku potrafiliśmy się podnieść i wznieść na wyżyny – uważa Patryk Kuchczyński. W podobnym nastroju wypowiada się także Mariusz Jurasik: - To była dla nas udana runda, choć mogło być nawet lepiej. Nie przegraliśmy w lidze i Pucharze Polski żadnego meczu. Jesień można zaliczyć do udanych.
Odrodzenie „Dzidziusia”
Co było powodem tego, że drużyna, która w maju straciła mistrzostwo Polski w bardzo kiepskim stylu, kilka miesięcy później jak równy z równym walczyła z czołowymi drużynami Europy?
Kielczanie znów są zespołem, w którym jeden pójdzie za drugim w ogień. Porażka, jaką zaliczyli w poprzednim sezonie, wpłynęła na nich bardzo mobilizująco. Do tego zawodnicy, którzy wtedy byli cieniami samych siebie, teraz są wiodącymi postaciami. Michał Jurecki jest w fantastycznej formie, z kolegami o wiele lepiej rozumie się Uros Zorman. Właściwie każdy z podopiecznych Bogdana Wenty pokazał się z dobrej strony.
Udane transfery
Nie można nie wspomnieć też o nowych zawodnikach „żółto-biało-niebieskich”. Sławomir Szmal, Grzegorz Tkaczyk, Denis Buntić, Thorir Olafsson, Bartłomiej Tomczak - oni wszyscy okazali się wzmocnieniami, szybko wkomponowali się w zespół oraz złapali dobry kontakt z kibicami.
Plaga kontuzji
Niestety, ale zawodnicy Vive Targów mieli spore problemy zdrowotne podczas jesieni. Piotr Grabarczyk długo grał z poważną kontuzją. Sławomirowi Szmalowi doskwierał ból kolana, dlatego musiał się poddać operacji. „Kasa” jesienią był daleko od swojej normalnej formy. Podczas meczu z „Lisami” groźnie wyglądającej kontuzji łokcia doznał Bartłomiej Tomczak. Michał Jurecki zbił - i to aż dwa razy - piętę. Ostatnio również Grzegorz Tkaczyk narzekał na uraz. Pocieszające może być to, że były to kontuzje losowe, a nie spowodowane złym przygotowaniem fizycznym. Bo kondycja była ogromnym atutem kielczan. - Utrzymaliśmy grę na jednym równym poziomie, a wręcz mieliśmy tendencję zwyżkową – mówi Strząbała. Najważniejsze, że na wiosnę wszyscy wymieni wyżej zawodnicy będą już w pełni zdrowi.
Co dalej?
Piłkarze Vive Targów mają sześć punktów przewagi nad resztą stawki w PGNiG Superlidze i niemal pewne pierwsze miejsce przed play-off, zapewnili sobie również udział w Final Four Pucharu Polski. I właśnie na polskim podwórku muszą wygrać wszystko, najpierw Puchar Polski, a później mistrzostwo Polski. - Władze klubu tego od nas wymagają i będziemy starali się to zdobyć – zapowiada Sławomir Szmal. W Lidze Mistrzów „żółto-biało-niebiescy” mają sześć punktów i dobry terminarz na wiosnę, czyli szanse na awans są duże. - Czekają nas w nowym roku dwa ciężkie mecze w Lidze Mistrzów, z Silkeborgiem i Moskwą. Wszystko jest możliwe, nawet awans z trzeciego miejsca – uważa Tkaczyk. Patryk Kuchczyński dodaje: - Mam nadzieję, że nowy rok będzie dla nas udany, a już w lutym zaczynamy od mocnego uderzenia.
Fot. Grzegorz Tatar/Patryk Ptak
Wasze komentarze
AVE ISKRA
Pozostałe kieleckie drużyny na korepetycje do VIVE marsz. Mam tu na myśli spikerów tych drużyn również.
Jeśli synu stawiasz spikerkę na Vive na mistrzowskim poziomie a spiker Korony ma iść do niego na korepetycje to chyba ci się mózg zlasował albo mamusia za młodu musiała cię zdrowo pierX*** o podłogę.