Statystyki kłamią. Korona mogła pokonać Wisłę
Drugi „garnitur” Wisły wywalczył w Kielcach jeden punkt, jednak to gospodarze bardziej zasłużyli na zwycięstwo. Przekonani o tym byli kibice, którzy tuż po meczu skandowali hasło „byliście lepsi”. – W takim razie przyjmujemy tę wersję. Pozostawiliśmy po sobie dobre wrażenie – podsumował Krzysztof Kiercz, zawodnik Korony.
Mecz na remis ze wskazaniem na Koronę? Statystyki wskazują na wyrównane widowisko – zero goli, oba zespoły miały po trzy uderzenia w światło bramki. Jedynie strzałów niecelnych Wisła uzbierała aż dwanaście – to trzy razy więcej niż "żółto-czerwoni".
Może to przez te niecelne uderzenia Patryk Małecki stwierdził, że lepszym zespołem była Wisła. Tomasz Lisowski był w niemałym szoku, kiedy poznał opinię „Małego”. Odpowiedź kieleckiego obrońcy poprzedziła chwila ciszy: – ... Wisła grała lepiej?! – zapytał z niedowierzaniem. – No nie wiem... Wydaje mi się, że byli do pokonania. Mamy niedosyt, bo mieliśmy swoje sytuacje i realizowaliśmy założenia trenera. Pozostaje cieszyć się z tego punktu – podsumował w sposób dyplomatyczny.
Podobnie jak Aleksandar Vuković, który uznał, że był to w miarę wyrównany mecz. – Każdy miał swoje lepsze momenty. Myślę jednak, że to my mieliśmy bardziej dogodne okazje na zdobycie bramki. To zasadnicza różnica – podkreślił.
Kielczanie pod bramką Sergeia Pareiki stworzyli znacznie więcej groźnych sytuacji niż krakowianie w polu karnym gospodarzy. Trener „Białej Gwiazdy”, Robert Maaskant chyba doskonale wiedział co robi, zostawiając między słupkami doświadczonego reprezentanta Estonii. Koledzy z drużyny mogą mu podziękować za punkt wywieziony z Kielc.
Pareikę do meczu rewanżowego z Apoelem Nikozja rozgrzewali Kamil Kuzera, Maciej Korzym i Michał Zieliński. Swoje „5 minut” miał również Pavol Stano, który dosłownie mógł wepchnąć piłkę do bramki, ale na jego drodze pojawił się golkiper Wisły.
O ile w sytuacji z 21. minuty Pareiko stanął na wysokości zadania, o tyle już przy „bombie” w wykonaniu Lisowskiego nie miał absolutnie nic do powiedzenia. Kilka centymetrów niżej i futbolówka odbita od poprzeczki poleciałaby do środka bramki. – Szkoda tej sytuacji... Co ja mogę powiedzieć? Tylko tyle, że w dalszym ciągu będę szkolił ten fragment gry – skwitował „Lisu”.
Kilka minut po strzale z dystansu Lisowski ujrzał drugą w tym meczu żółtą kartkę. – Głupia sytuacja, a sędzia ma tylko sekundę na podjęcie decyzji. Na pewno się z nią nie zgadzam, bo kontaktu nie było. Najgorsze jest to, że to moja czwarta żółta kartka, przez którą nie zagram w spotkaniu z Podbeskidziem... I to za faul, którego nie było.
Krakowianie przed potyczką na Arenie Kielce obawiali się ostrej gry Korony. Ale chyba nie było tak źle. Kibice obejrzeli po obu stronach tylko pięć żółtych kartek, w tym dwie Lisowskiego. – To nie była brutalna gra. Kartki dostałem za próby odebrania piłki i przecinanie akcji. Jak graliśmy z Jagiellonią miałem Tomasza Kupisza na swojej stronie. Tym razem też walczyłem z szybkim, młodym piłkarzem Wisły, potem z Małeckim – stwierdził Lisowski.
Kielecka defensywa zagrała bez zarzutów. Warto pochwalić młodego Krzysztofa Kiercza, przy którym Dudu Biton nie miał zbyt wielu szans na zaprezentowanie swoich umiejętności. – Cieszę się, że tacy zawodnicy jak Biton czy Cwetan Genkow, którzy grają w eliminacjach do Ligi Mistrzów, są do przykrycia. W naszej lidze nie ma nie wiadomo jakich piłkarzy. Wystarczy pracować, dzięki czemu można osiągać dobre wyniki. Fajnie, że trener postawił na mnie w takim starciu. Będę dalej pracował, by potwierdzić swoją dobrą dyspozycję – powiedział.
fot. Paula Duda
Wasze komentarze