Niespodzianki nie było. Znicz lepszy od UMKS-u
Mieli pokusić się o niespodziankę, ale na chęciach się skończyło. Koszykarze kieleckiego UMKS-u nie sprostali wiceliderowi tabeli i jednemu z faworytów do awansu, Zniczowi Jarosław. Podopieczni Rafała Gila przegrali z zespołem z Podkarpacia 67:82. To już dziewiąta wyjazdowa porażka UMKS-u w tym sezonie.
Mimo to kielczanie ze swojej postawy mogą być zadowoleni. Przez większą część spotkania podopieczni Rafała Gila jak równy z równym walczyli z faworyzowanym przeciwnikiem. – Podjęliśmy walkę i to mnie bardzo cieszy – mówił po meczu szkoleniowiec UMKS-u. Przez blisko 19 minut jego zawodnicy prezentowali się świetnie, zwłaszcza w grze obronnej. Kryzys przyszedł w końcówce pierwszej połowy. – Na 1,5 minuty przed końcem prowadziliśmy, ale w końcówce kwarty zupełnie się pogubiliśmy. Zamiast grać na kontakcie, bowiem rywale mieli już na swoim koncie 5 fauli, to my rzucaliśmy z nieprzygotowanych pozycji i pozwoliliśmy się doścignąć – kręcił głową Gil.
Po 20 minutach gospodarze prowadzili jednak tylko 43:39. Wszystko co najgorsze miało dla UMKS-u dopiero nadejść. Początek trzeciej kwarty goście z Kielc przegrali aż 3:12, przez co przewaga gospodarzy urosła do trzynastu „oczek”. – To był decydujący moment tego meczu. Trudno już nam było odrobić taką stratę, tym bardziej, że mierzyliśmy się z bardzo klasowym zespołem – mówił Gil. Ostatni zryw kielczanie zanotowali na 5 minut przed końcem spotkania. Po rzucie „za trzy” Krzysztofa Dziury, UMKS przegrywał różnicą dziewięciu punktów.
Zamiast pójść za ciosem, kieleccy koszykarze zaczęli jednak popełniać proste błędy, przez co zatracili szansę na zwycięstwo. Ostatecznie Znicz wygrał z UMKS-em 82:67. – Postawiliśmy się rywalom i nie zostaliśmy "zlani". Inna sprawa, że graliśmy naprawdę przeciwko bardzo wymagającej drużynie, mającej w swoim składzie kilku doświadczonych – grających w przeszłości na ekstraklasowych parkietach – zawodników. Mam tu na myśli Artura Mikołajkę, czy też Dariusza Wykę – usprawiedliwiał swoich podopiecznych Gil. – Czy mogliśmy się pokusić o niespodziankę? Gdybyśmy odrobili część strat, a wynik byłby "na styku", wówczas kto wie... wszystko mogłoby się zdażyć – dodał.
Mimo porażki kielecki szkoleniowiec ma powody do zadowolenia. Tym bardziej, że do gry po kontuzji wrócił już jeden z liderów UMKS-u, Artur Busz. Były zawodnik Zastalu Zielona Góra wraz Damianem Tokarskim był w Jarosławiu najlepszym strzelcem kieleckiej drużyny. – Wiadomo, że nam go bardzo brakowało. Rzucił sporo punktów, ale jego noga cały czas nie jest jeszcze w pełni sprawna. Zwłaszcza w grze obronnej widać było u Artura pewne braki – zauważył opiekun UMKS-u.
Kolejny mecz jego podopieczni rozegrają już za tydzień, w sobotę. Będzie to spotkanie o „cztery punkty”, bowiem do Kielc przyjedzie bezpośredni rywal w walce o utrzymanie – MCKiS Termo-Rex Jaworzno. – Czeka nas bardzo ciężki pojedynek. Jaworzno w tym okienku transferowym poważnie się wzmocniło, przez co teraz wygrywa mecz za meczem. Mimo że w tabeli jest za nami, to moim zdaniem ten zespół nie będzie zagrożony spadkiem – przyznał Gil.
– Najbardziej kluczowe dla nas mecze dopiero przed nami. To będą spotkania z Mickiewiczem Katowice oraz ze Staco Niepołomice. We wszystkich innych pojedynkach również musimy walczyć o zwycięstwa, bowiem w końcowym rozrachunku każdy punkt może być niezwykle cenny. Teraz natomiast skupiamy się już tylko na meczu z Jaworznem – zakończył szkoleniowiec UMKS-u. Początek sobotniego spotkania zaplanowano na godzinę 17.
Znicz Jarosław - UMKS Kielce 82:67 (22:20, 21:19, 24:13, 15:15)
UMKS: Busz 12, Tokarski 12, Kij 11, Lewandowski 10, Dziura 9, Rzońca 6, Miernik 5, Bacik 2, Kołacz.
fot. Paula Duda