Trener Zieliński: Daliśmy się jak frajerzy złapać na grę Korony
Korona po meczu z Cracovią nie ma powodów do zadowolenia. Słaba postawa w pierwszej połowie poskutkowała podziałem punktów. Jednak z tego obrotu spraw ucieszony również nie jest szkoleniowiec gości, Jacek Zieliński. Zwłaszcza że krakowski klub przez większość czasu kontrolował przebieg tego starcia.
Jacek Zieliński (trener Cracovii): – Krótko podsumuje to spotkanie, bo jeszcze emocje buzują. Po prostu zremisowaliśmy wygrany mecz. Mieliśmy to spotkanie w pierwszej połowie pod kontrolą. Stworzyliśmy kilka sytuacji, żeby Koronę dobić. W szatni w przerwie powiedziałem, że kielczanie nie z takich opresji wychodzili, że ten mecz się jeszcze nie skończył. Niestety moje słowa się sprawdziły. Mimo tego remisu, mieliśmy akcję na zamknięcie meczu, po raz kolejny nie wpadło. Zatem proszę wybaczyć, więcej nie będę mówił, jestem wku**iony.
W tym wykończeniu zabrakło nam jakości. Ta sytuacja, którą miał w pierwszej połowie Mikkel Maigaard, to co tu można mówić? Na przykład to, że trener nie trenował takich sytuacji na zajęciach i mógł być zaskoczony, że piłka stoi na trzecim metrze na środku bramki. Ale podejrzewam, że tak nie było. Nie można mówić o szczęściu, nieszczęściu. Zabrakło nam piłkarskiej jakości. Nie można mieć pretensji do Mikkeliego, że nie strzelił. Później miał jeszcze Patryk Sokołowski idealną, a potem daliśmy sobie wbić gola, daliśmy się zepchnąć w tę grę lubianą przez Koronę. Daliśmy się na to złapać jak frajerzy w drugiej połowie, mając w pierwszej mecz pod kontrolą, gdzie Korona nam pod bramkę nie podchodziła. To jest trudne do wytłumaczenia. My się z tego wyniku nie cieszymy, punktów brakuje, a dla nas to dwunasty remis, co nas nie popycha do przodu.
Analizowaliśmy Koronę. Byłem na miejscu w Kielcach podczas meczu z Legią. Jestem pomny tych doświadczeń jak zareagowała Legia, zaatakowaliśmy Koronę wysoko, szybki odbiór piłki i to się sprawdziło. Legia szybko zdobyła dwie bramki, tylko potem za pewnie się poczuła i to się skończyło remisem. Mieliśmy na Koronę inny plan, nie chcieliśmy się ani okopać, ani zagrać z tyłu. Szukaliśmy swoich atutów na przodzie mimo przetrzebienia i to się sprawdziło. Natomiast wynik poszedł w świat, tylko to się nie sprawdziło. Zabrakło nam pewności siebie, dlatego zaczęły się problemy w drugiej połowie. Gdybyśmy byli pewni siebie, to Korona by nas nie wrzuciła w szesnastkę i nie obstrzeliwała tymi wrzutkami. Brakło nam pewności, cwaniactwa, utrzymania piłki, wymuszenia faulu. Mimo prowadzenia zabrakło nam pewności, by utrzymać grę z dala od naszej bramki.
Fot. Mateusz Kaleta