Po Lechu czas na Legię. Walka o awans do ćwierćfinału Pucharu Polski
W sobotę Korona Kielce zmierzyła się na Suzuki Arenie z Lechem Poznań. Tym razem, w środku tygodnia do stolicy województwa przyjedzie wicemistrz Polski, Legia Warszawa. Zapowiada się ciekawe spotkanie, na którego szali staje występ w ćwierćfinale Pucharu Polski.
W poprzedniej rundzie Pucharu Polski Korona Kielce zmierzyła się z Legią II Warszawa. Żółto-czerwoni pokonali rezerwy po dogrywce 4:2. Tym razem poprzeczka jest postawiona sporo wyżej, bo kielczanom przychodzi zmierzyć się z pierwszym zespołem Legii.
„Wojskowi” w poprzedniej rundzie PP grali z GKS-em Tychy. Ekipa z Łazienkowskiej już w pierwszej połowie rozstrzygnęła spotkanie na swoją korzyść. Po dwóch golach Kramera i trafieniu Guala, Legioniści w 35. minucie prowadzili 3:0 i dowieźli ten rezultat do końca meczu.
Należy przypomnieć, że Legia to zwycięzca rozgrywek pucharowych z zeszłego sezonu. Podopieczni Kosty Runjaicia w finale po serii rzutów karnych pokonali Raków Częstochowa. – Legia bardzo mocno nastawia się na te rozgrywki i zrobi wszystko, żeby wygrać. W poprzednim sezonie stołeczny klub wygrał w finale z Rakowem Częstochowa i z całą pewnością będzie chciał ten sukces powtórzyć – mówi Kuzera. Opiekun kielczan podkreśla jednak, że jego drużyna zrobi wszystko by pokrzyżować plany Legionistów.
Sporo osób miało też wątpliwości czy po sobotnim meczu na śniegu, boisko na Suzuki Arenie będzie zdatne do środowej rywalizacji. – Są uszkodzenia murawy, ale boisko jest w lepszym stanie niż po meczu z Radomiakiem – zaznacza greenkeeper, Robert Łataś. Te słowa dodają nieco optymizmu, więc pozostaje liczyć, że boisko nie będzie głównym tematem dyskusji zarówno w trakcie, jak i po środowej rywalizacji.
Na rozjemcę spotkania wyznaczony został Jarosław Przybył z Kluczborka. Asystować będą mu: Radosław Siejka i Mikołaj Kostrzewa. Sędzia technicznym będzie Marcin Kochanek. Na wozie VAR zasiądą zaś Panowie: Tomasz Musiał oraz Krzysztof Myrmus.
Pierwszy gwizdek w „Mikołajkowej” rywalizacji wybrzmi na Suzuki Arenie równo z nadejściem godziny 21.
Fot. Mateusz Kaleta