Moryto: Mieliśmy swoją niemiecką ścianę
Barlinek Industria Kielce zameldował się w finale Ligi Mistrzów. Żółto-biało-niebiescy pokonali PSG 25:24. – Cieszę się z wygranej. Trudno się grało. Praktycznie cały czas na styku – mówi Arkadiusz Moryto.
To było spotkanie wielkich, silnych i skutecznych defensyw. Choć w tym wszystkim Arkadiusz Moryto widzi przyczynę w postawie jego zespołu. – Nie chcę ujmować nic ekipie z Paryża, ale to my graliśmy za wolno, nie chcieliśmy puścić piłki i gra była bez tempa. Nawet jeśli PSG grało dobrze w ataku, to za sobą mieliśmy swoją niemiecką ścianę – mówi.
Pod koniec rywalizacji skrzydłowy wyszedł sam na sam z pusta bramkę, jednak na jego drodze pojawił się Luk Steins. Holender nieprzepisowo staranował najlepszego rzucającego mistrzów Polski, ten runął na boisko, gdzie spędził na nim kilka kolejnych minut z towarzyszącym grymasem bólu. – Z kolanem wszystko OK. Szczerze mówiąc, liczyłem na czerwoną kartkę – wyznaje.
Końcówka, jak to w meczach Barlinka Industrii, była istnym horrorem. Jak to również w tym starciach była, Moryto bierze na siebie dużą odpowiedzialność przy egzekwowaniu "siódemek". – Nie wiem, jak dużo takich karnych będę miał jeszcze w karierze, przy takim wyniku. Tak chyba chce los – dodaje.
W niedzielę o 18:00 finał całego sezonu Ligi Mistrzów i oczywiście tegorocznego Final4. Rywalem kielczan będzie Magdeburg. Niemcy spędzili na parkiecie 10 minut więcej, a awans wywalczyli dopiero w serii rzutów karnych. – Finał jest finał. On rządzi się swoimi prawami. Nikt nie będzie brał zmęczenia za wymówkę, a my za handicup – kończy.
fot. Patryk Ptak