Godzinny blamaż i heroiczna pogoń za punktami! Korona bliska remisu
Niemal godzina dominacji warszawskiego zespołu na stadionie przy ulicy Łazienkowskiej i wynik 0:3 nie złamały mentalu Korony Kielce, która po bramce Jewgenija Szykawki przystąpiła do odrabiania strat. Zwycięski remis był bardzo blisko, ale ostatecznie podopiecznym Kamila Kuzery pozostaje pogodzić się z porażką.
Żółto-czerwoni przystąpili do tego spotkania ze sporymi zmianami w stosunku do tego, co obserwowaliśmy podczas piłkarskiej jesieni. Najwięcej przetasowań jest w linii defensywnej, gdzie po raz pierwszy w akcji mogliśmy ujrzeć Dominicka Zatora oraz Mariusa Breiceaga. W pomocy zameldował się kolejny zimowy transfer, Nono. Marcus Godinho zaczął potyczkę w stolicy na ławce rezerwowych, zaś Bartosz Kwiecień poza składem, bo leczy kontuzję. W Warszawie Koroniarzy przywitało 18 tysięcy fanów, w tym kibice z największego miasta województwa świętokrzyskiego.
Trener Kamil Kuzera postawił w ataku na osamotnionego Bartosza Śpiączkę. Okazuje się też, że niezachwianą pozycję w bramce kielczan ma Marceli Zapytowski, który zaliczył imponującą końcówkę jesieni. Szkoleniowiec na boisku umieścił też Dawida Błanika, do którego przekonany nie był Leszek Ojrzyński.
Już od pierwszych minut Korona Kielce miała spore problemy z atakami Legii Warszawa. Gospodarze co chwilę nękali Koroniarzy podprowadzając piłkę pod ich bramkę głównie ze środkowej strefy boiska. Piłkarze grający w białych trykotach kontrolowali grę i nie pozwalali na to, by kielczanie rozgrywali piłkę na ich połowie. Zarówno Paweł Wszołek, jak i Filip Mladenović sprawiali, że kieleccy obrońcy mieli mnóstwo pracy.
Warto podkreślić, że do 13. minuty Legia wypracowała sobie aż 5 rzutów rożnych. Chwilę po wyegzekwowaniu jednego z nich do okazji strzeleckiej doszedł Maciej Rosołek, jednak jego uderzenie bez problemu wyłapał Zapytowski. 3 minuty później gola dla kielczan zdobył Bartosz Śpiączka, jednak tuż po trafieniu sędzia Damian Sylwestrzak zasygnalizował, że snajper Kamila Kuzery w momencie podania był na pozycji spalonej.
W 23. minucie piłkę na dobieg w polu karnym otrzymał Rosołek. Petrow doskoczył do niego na tyle niefortunnie, że zahaczył go kolanem, a arbiter główny bez chwili zawahania podyktował rzut karny. Z wyegzekwowaniem tego prezentu nie miał problemu Josue, który posłał piłkę tuż przy prawym słupku Zapytowskiego. Minutę później mogło być 2:0, ale podania Mladenovicia nie wykorzystał Wszołek.
Kielczanie w dalszej części meczu były tłamszeni atakiem pozycyjnym warszawskiego zespołu. Gdyby podopieczni Kosty Runjaicia mieli lepsze wykończenie, wynik z pewnością szybko uległby zmianie. Najniższy wymiar kary utrzymał się do 36. minuty, czyli do momentu kiedy Josue dośrodkował z rożnego prosto na głowę Maika Nawrockiego. Legionista z ogromną łatwością umieścił piłkę w siatce. 2:0.
Do końca pierwszej połowy nie byliśmy świadkami żadnego istotnego zdarzenia boiskowego. Stołeczny klub po zdobyciu drugiej bramki uspokoił grę, a żółto-czerwonym do 45. minuty brakowało jakości i argumentów, by nawiązać z gospodarzem wyrównaną walkę.
Korona z większą wiarą i agresją. Trudne chwile Legii
Drugą odsłonę tego meczu stołeczni piłkarze zaczęli najlepiej, jak tylko mogli, bo od bramki. Legia w 48. minucie nabiegała lewym skrzydłem na cofającą się Koronę. W ostatniej fazie Josue złamał akcję wysuwając futbolówkę na skraj pola karnego do niepilnowanego Bartosza Kapustki, a ten z pierwszej uderzył na tyle dobrze, że piłka wpadła do bramki tuż przy słupku.
W 60. minucie mogło być już 4:0. Warszawski klub uśpił Koronę dość schematyczną grą, po czym cały układ panujący na boisku postanowił wywrócić do góry nogami Josue. Legionista posłał daleką piłkę górą do wychodzącego z prawej strony Wszołka, ten minął balansem ciała dwóch kieleckich obrońców, wbiegł w pole karne i wystawił piłkę do osamotnionego po lewej stronie Carlitosa, a ten nie zdołał domknąć akcji. Grzechem Hiszpana było to, że za wszelką cenę próbował wślizgiem wbić piłkę do siatki prawą nogą, nie lewą, co byłoby naturalną koleją rzeczy.
Sześć minut później Korona niespodziewanie zdobyła gola. Tym razem to Legia zaspała. Złe podanie przejął Jewgenij Szykawka, doskonale odnalazł się przed polem karnym, podprowadził sobie piłkę, oddał kąśliwe uderzenie, które trafiło do siatki rywali. Chwilę później mogło być już tylko 3:2, ale kielczanie nie wykorzystali dobrej wrzutki ze stałego fragmentu gry.
Po golu Szykawki kielczanie uwierzyli, że mogą z Łazienkowskiej wywieźć choćby jeden punkt, dlatego bardziej zaangażowali się w pressing, co przynosiło oczekiwany efekt. Legia gubiła się, traciła piłkę, lecz kielczanom w decydujących momentach brakowało wykonania.
O tym, jak fantastyczną zmianę dał Białorusin, przekonaliśmy się w 79. minucie spotkania! Kiedy wydawało się, że Legia najgorsze ma za sobą, kielczanie posłali podanie z głębi pola, a Szykawka rewelacyjnie uniknął spalonego i popędził w kierunku bramki warszawskiego klubu. Rajd przez niemal całą połowę boiska zwieńczył wygraną z Kacprem Tobiaszem akcją sam na sam. Mając przed sobą tylko pustkę między słupkami, bez problemu zmieścił futbolówkę w siatce.
Aż do końca kielczanie próbowali wbić gola na 3:3 i zrehabilitować się za wszystkie grzechy poczynione w ciągu 60 minut gry. Korona wywierała presję, naciskała na rywala, sprawiała Legii mnóstwo problemów, ale happy endu nie było. Zawodnicy trenera Kuzery wracają z Warszawy bez punktów.
Legia Warszawa – Korona Kielce 3:2 (2:0)
Legia: Tobiasz – Ribeiro, Augustyniak, Wszołek, Nawrocki, Carlitos (Muci 73’), Mladenović (Johansson 89'), Josue (Strzałek 87’), Rosołek, Kapustka (Sokołowski 87’), Slisz
Korona: Zapytowski – Zator, Trojak, Petrov, Briceag – Łukowski (Kiełb 85’), Deja, Deaconu, Nono (Takać 60’), Błanik (Podgórski 60’) – Śpiączka (Shikavka 60’)
Gole: Josue 24’, Nawrocki 36’, Kapustka 47’ – Shikavka 65’, 79’
Żółte kartki: Josue 23’, Nawrocki 27’, Kapustka 42’, Wszołek 45’, Augustyniak 67’, Rosłek 90+' – Zapytowski 23’, Nono 45+’
Fot. Patryk Ptak