Wprowadził Koronę do ekstraklasy, ale legendą pozostanie tylko w Szczecinie
Adam Frączczak - legenda Pogoni Szczecin... już nią pozostanie. Nie zmienił tego półtoraroczny epizod w Koronie Kielce, z którą doświadczony napastnik żegna się po rundzie jesiennej. Snajper furory przy Ściegiennego nie zrobił, ale zaliczył jeden wyjątkowy występ, wprowadzając zespół do PKO Ekstraklasy.
Uznany na ekstraklasowych boiskach zawodnik, który jest kojarzony głównie z występami dla Pogoni Szczecin, trafił do Kielc latem 2021 roku. Jego celem było poprowadzenie żółto-czerwonych do najwyższej klasy rozgrywkowej i powrót wraz z nimi do elity. Plan udało się zrealizować, z jego ogromnym wkładem w decydującym meczu, ale... po kolei.
35-latek przejął pałeczkę lidera nie tylko teoretycznie dzięki nazwisku i doświadczeniu, ale również wymiernie, poprzez świetny start sezonu 21/22 w jego wykonaniu. Kołobrzeżanin w pierwszych trzech spotkań trzykrotnie wpisywał się na listę strzelców, a do tego dwa razy asystował.
Później nadszedł dość długi okres posuchy. Frączczak nie mógł się wstrzelić, a do tego pod koniec września doznał zerwania mięśnia czworogłowego uda i wypadł z gry na blisko dwa miesiące.
Po zakończonej rekonwalescencji trafił do siatki w swoim czwartym spotkaniu (Stomil 1:1) od powrotu, ale jak się później okazało był to ostatni gol w zasadniczej części sezonu.
Ubogi dorobek w przekroju pełnych rozgrywek poszedł w zapomnienie po wyczynach napastnika w barażach o ekstraklasę. Frączczak znów był liderem przez duże "L". Przewodził w szatni, jak i na placu gry, gdzie najpierw przyczynił się bramką do zwycięstwa w półfinale nad Odrą Opole (3:0), a następnie dubletem, a zwłaszcza skutecznie wykonamy rzucie karnym na 2:2, podtrzymał nadzieje wypełnionej Suzuki Areny na końcowy sukces.
Ten nadszedł, Korona po gola Jacka Kiełba weszła do najwyższej klasy rozgrywkowej, a 35-latek po roku przerwy mógł szykować się na wzbogacenie swojego dorobku bramkowego w elicie.
Tego ostatecznie nie uczynił. W dotychczasowych meczach pojawił się boisku zaledwie dziewięć razy. Wpływ miała na to dyspozycja sportowa oraz zdrowotna, bowiem były gracz Pogoni zmagał się dość regularnie z licznymi urazami. Kołobrzeżanin wielkiej kariery przy Ściegiennego nie zrobił, ale był graczem momentów, zaznaczając swój udział w jednym z najpiękniejszych wieczorów na Suzuki Arenie.
Finalny bilans Adama Frączczaka w żółto-czerwonych barwach to 36 meczów, 7 bramek i 6 asysty.
fot. Grzegorz Ksel