Ojrzyński: Grasz u siebie z przewagą, to chciałbyś wygrać
Za nami inauguracyjne starcie Korony w PKO Ekstraklasie. Żółto-czerwoni na zapełnionej Suzuki Arenie zremisowali z Legią Warszawa 1:1. Wynik z pewnością daje powody do satysfakcji, jednak zdaniem trenera pewien niedosyt pozostał.
Leszek Ojrzyński (trener Korony Kielce): – Szacunek dla naszych zawodników za ten mecz, można być dumnym z ich postawy. Mieliśmy swój plan, który w większości realizowaliśmy grając z bardzo dobrą drużyną, jaką jest Legia. Wyszliśmy na ten mecz odważnie grając na dwóch napastników. Wiedzieliśmy, że Legia ma w środku przewagę, dlatego nie kombinowaliśmy i skupiliśmy się na grze napastników, którzy mieli między innymi utrudniać grę stoperom i to nam się udało, bo Wieteska nie dokończył meczu.
Jeśli chodzi o straconą bramkę, mieliśmy przez moment grę 10 na 10 (Sasa Balić opuścił boisku wskutek kontuzji - przyp. red.) i zagapiliśmy się. Legia wrzuciła piłkę i nasz zawodnik został uprzedzony. Zabrakło nam człowieka i nie zareagowaliśmy. Potem dokonaliśmy zmian i mieliśmy swoje okazje, z czego jedną wykorzystaliśmy. Potem Legia grała na czas, zawodnicy leżeli, trzymali piłkę, często przerywali naszą grę, by nie dać nam wejść w rytm. Chcieli dowieźć ten wynik do końca. Nasze zmiany mogły dać nam kolejne akcje, ale nie złapaliśmy rytmu, bo Legia umiejętnie przerywała grę. Ponoć graliśmy brutalnie, a to warszawski klub w drugiej połowie zrobił dwanaście fauli na siedem naszych.
Po tym meczu widać pracę nowego trenera. Będzie im trudno strzelić gola. My to zrobiliśmy, bo mieliśmy przewagę. Bierzemy ten jeden punkt, ale szkoda, bo mieliśmy sporo niecelnych strzałów i mogło się to inaczej skończyć. Szykawka miał piłkę na głowie i wystarczyło lepiej ją skierować. Ale to dopiero pierwszy mecz z wymagającym rywalem i mam nadzieję, że chłopcy, którzy zeszli, będą do naszej dyspozycji. Mieliśmy trzy zmiany spowodowane kontuzjami. Mam nadzieję, że to nic groźnego. Dziękuję kibicom, którzy nas dziś wspierali, to było odczuwalne na boisku. Mam nadzieję, że tak będzie podczas kolejnych spotkań. Tym razem nie udało się wygrać, ale też nie broniliśmy się kurczowo, tylko mieliśmy na ten mecz swój plan i wynik trzeba szanować.
(Wskutek kontuzji boisko opuścili m.in. Sasa Balić i Grzegorz Szymusik). Jest niebezpieczeństwo, że wypadną na dłużej. Pierwszy z nich ma problem z pośladkiem i dwugłowym, z kolegi Grzesiek ma uraz kręgosłupa. Więcej będziemy wiedzieć po badaniach. Na razie ciężko wyrokować, co dalej będzie z chłopakami.
Dlaczego nie udało nam się od razu wykorzystać przewagi jednego zawodnika? Brakowało impulsu od środka, żeby postawić wszystko na jedną kartę, zagrać va banque. Zbieramy doświadczenie i będziemy wyciągać z tego wnioski. Wiadomo też, że drużyny grające w osłabieniu, a mające jakość, potrafią zdobyć niejedną, a nawet dwie bramki. Grając w osłabieniu z premedytacją szukali stałych fragmentów gry, a mają do tego wykonawców. Nie wykorzystaliśmy tego momentu, jesteśmy nowicjuszem w ekstraklasie i mam nadzieje, że następnym razem będzie lepiej.
Na pewno jest niedosyt po tym meczu. Grasz u siebie z przewagą, to chciałbyś wygrać. Ale trzeba szanować ten wynik. Nie wszystko się ma, co się chce. Mamy jeszcze problem z kontuzjami i musimy temu sprostać.
(W tym meczu nie zagrali Piotr Malarczyk i Dawid Błanik. Pierwszy z nich zmaga się z problemem pleców, zaś absencja byłego gracza Sandecji Nowy Sącz nie jest znana. W poniedziałek obaj zawodnicy przejdą badania, które na temat tych kontuzji powiedzą znacznie więcej. Dlatego w wyjściowym składzie w linii obrony zagrał Miłosz Trojak).
Trojak to było ryzyko. Zagrał na stoperze raz w okresie przygotowawczym, po 20 minut jako jeden z trzech obrońców. Trzeba było zaryzykować. Mieliśmy jeszcze Zebicia, ale stwierdziliśmy, że w aspektach taktycznych lepiej się sprawdzi Trojak, który jest wyższy, a trzeba było podwyższyć skład ze względu na dobrze grającą Legię w powietrzu. Trojak ratował nas w kilku sytuacjach. Dobrze się przesuwał i bronił nas przed przycinkami piłki za linię obrony. To było ryzyko, ale się opłaciło.
Fot. Grzegorz Ksel