Paczkowski: Jedziemy osiągnąć sukces
18-19 czerwca. To właśnie w tych dniach kielczanie zagrają o spełnienie swoich marzeń, a więc o triumf w Lidze Mistrzów. Jednak nie będzie o to łatwo, gdyż w półfinale przyjdzie im się zmierzyć z Telekomem Veszprem, zaś w kolejnym starciu Łomża Vive Kielce zagra z kimś z pary Barcelona - THW Kiel. Do kolonii jedzie między innymi grający na prawym rozegraniu Paweł Paczkowski.
Podczas rozmowy z dziennikarzami szczypiornista zwraca uwagę, że jeszcze na początku sezonu mało możliwe było to, że ostatecznie weźmie udział w Final4 Ligi Mistrzów. Rozgrywki zaczynał na wypożyczeniu w Mieszkowie Brześć, skąd wskutek wojny przeniósł się do Kielc. – Nawet nie myślałem o tym, czy zagram w Final Four, ale jakbym pomyślał, uznałbym to za mało prawdopodobne.
Skoro Paczkowski jednak zagra w turnieju odbywającym się w Kolonii, będzie chciał po finale wznieść mistrzowskie trofeum. – Sądzę, że nikt tam nie jedzie po to, by zająć czwarte, czy trzecie miejsce. Wszyscy chcą wygrać, podobnie jak my. Jednak zdajemy sobie sprawę z tego, z kim przyjdzie nam się mierzyć i będzie to bardzo trudne zadanie. Oczywiście sam awans do Final Four to już duży sukces – podkreśla.
Warto tutaj dopowiedzieć, że kielczanie w turnieju finałowym biorą udział po raz piąty. Dotychczas udało się zdobyć dwa brązowe medale i złoto wywalczone w 2016 roku. W wygranym finale uczestniczył Paweł Paczkowski, który w ten weekend będzie chciał tamten sukces powtórzyć.
Czy ze względu na to, że jest jedynym graczem z tamtego składu, który dziś gra w kieleckim klubie, może się on okazać medalionem szczęścia? Takie nadzieje wyrażał niedawno sam prezes Bertus Servaas. – Myślę, że warto dodać do tego coś transcendentnego i jeśli to ma komuś pomóc, OK. Ale generalnie nie wierzę w takie rzeczy. Aczkolwiek jeśli spotkamy się za tydzień po wygraniu Ligi Mistrzów i ktoś powie, że jednak byłem tym talizmanem, to może zacznę w to wierzyć – mówi z uśmiechem na ustach.
Kielczanie zagrają z podrażnionym Telekomem Veszprem
– U nich nie uznaje się czegoś takiego jak porażka, czy drugie miejsce – podkreśla Paczkowski. Półfinałowi rywale Łomży Vive Kielce po raz drugi z rzędu przegrali mistrzostwo kraju na rzecz Pick Szeged. Czy to podziała na nich motywująco podczas rywalizacji w Lidze Mistrzów? – To zależy. Jeśli dostosujemy myślenie do sytuacji, możemy uznać, że po drugiej porażce z rzędu będą przybici. Z drugiej strony krajowa przegrana może być dla tych ambitnych ludzi kopem motywacyjnym, zwłaszcza że chcą być w Lidze Mistrzów numerem jeden – wnioskuje Paczkowski.
Przy tym zauważa, że węgierskie Veszprem jeszcze nigdy w swojej historii nie sięgnęło po najwyższe laury w Lidze Mistrzów. – Zawsze im brakuje kropki nad „i”. Mieli ekipy złożone z takich person, że aż niesamowite, że nie wygrali. Teraz też będą chcieli zwyciężyć i jadą do Kolonii nie po to, żeby się pouśmiechać.
Veszprem blisko triumfu było 2016 roku, jednak wtedy kielczanie wydarli im tę wygraną z rąk praktycznie w ostatniej chwili, co stało się w niesamowitych okolicznościach. Jakie wspomnienia z tamtych czasów zatrzymał przy sobie Paczkowski? – Szczerze mówiąc to niewiele pamiętam z tamtego Final Four, poza tym, że było ciepło i towarzyszyły nam ogromne emocje...
– Czy zespół, który wtedy zdobył Ligę Mistrzów, da się porównać do dzisiejszej drużyny? Zdaje się, że teraz mamy trochę młodszą ekipę... Ale która z nich przed Final Four była bardziej predysponowana do zwycięstwa? Ciężko powiedzieć. Obie drużyny miały swoje plusy i minusy. Dla tamtego zespoły był to jeden z ostatnich momentów, żeby to zrobić, a ten ma jeszcze sporo przed sobą. Aczkolwiek jeśli chodzi o jakość, to oba są porównywalne. My teraz jedziemy osiągnąć tam sukces i zrobić coś wspaniałego. Chcemy spełniać nasze marzenia – podsumowuje.
Fot. Patryk Ptak