Święta Wojna zakończona rzutami karnymi! Kapitalny mecz dla Łomży Vive
Jak kończyć sezon to takim meczem. Ekipy Łomży Vive Kielce i Orlenu Wisły Płock, zaserwowały kawał piłki ręcznej w Hali Legionów. Kielczanie pokonali przyjezdnych, w tym jednym z najciekawszych starć od lat obu drużyn, dopiero po rzutach karnych i zakończyli kampanie 20/21 bez porażki.
Zanim nastąpiła oficjalna feta, trzeba było wypełnić ostatnią misję kończącego się sezonu. Talant Dujshebaev posłał do boju kolejnej Świętej Wojny ustawienie na czele z kończącym karierę Krzysztofem Lijewskim oraz Angelem Fernandezem, który tym meczem stemplował swoją przygodę z mistrzem Polski.
I to właśnie do Hiszpana należało pierwsze trafienie tej potyczki. Kielczanie szybko objęli prowadzenie, powiększyli je do dwubramkowej przewagi i od samego startu budowali komfort gry na resztę spotkania.
Goście nie potrafili odrobić strat, pomimo błyskawicznej kary dwóch minut dla Vlada Kulesza, a także egzekwowania rzutu karnego, będącego następstwem faulu Białorusina – próbę z siedmiu metrów Krajewskiego obronił Andreas Wolff.
W dalszych fragmentach rywalizacji wynik, niezmiennie, oscylował w granicach trzech trafień przewagi na korzyść żółto-biało-niebieskich. Choć trzeba przyznać, że ostatecznie ten wynik mógł uplasować się na dwóch różnych biegunach , jednak płocczanie na potęgę marnowali okazję do wyrównania, a kielczanie swoje szanse do znacznego odskoczenia rywalom. Finalnie, po blisko 5 minutach bez trafienia ze strony gospodarzy, pierwsza odsłona Świętej Wojny zatrzymała się na stanie 15:13.
Druga połowa przeniosła na parkiet to, na co zapowiadało się przed przerwą. Mistrzowie Polski zgubili odpowiedni rytm oraz systematyczność zdobywania punktów, i w 36. minucie gry pozwoli dogonić się ekipie przyjezdnych. Było 16:16.
Oba zespoły szły łeb w łeb przez następnych 10 minut. Wisła złapała się kurczliwe kielczan i nie zamierzała puścić. Jednak w końcu, ku uciesze wypełnionej w połowie Hali Legionów, gospodarze ponownie wyszli na bardziej komfortową przewagę. Mateusz Kornecki zatrzymał potężny strzał rozgrywającego gości, a jego koledzy ruszyli w szybkiej kontrze, którą sfinalizował Nicolas Tournat.
Kiedy wydawało się, że zawodnicy prowadzeni przez Krzysztofa Palucha na dobre oswobodzili się z uścisku płocczan, w 50. minucie starcia eksplodowała skromna delegacja kibiców z Płocka. Wszystko przez Michała Daszka, który najpierw doprowadził do wyrównania, a kilka sekund później wyprowadził swoją drużynę na prowadzenie. Temperatura meczu skoczyła błyskawicznie do góry.
I nie trzeba było długo czekać, aż udzieli się zawodnikom. W na osiem minut przed końcem zawodów szczypiorniści obu drużyn skoczyli sobie do gardeł. Posypały się kary dwuminutowe.
Kiedy opadły negatywne emocje pomiędzy graczami, wzrosły te na parkiecie. Drużyny zaserwowały w końcówce kawał świetnego handball’u, szli punkt za punkt i było jasne, że wszystko rozegra się na sekundy przed końcową syreną. Kielczanie byli w lepszym położeniu, odrobili straty po będzie w ataku Mindeghii i kontrze wykończonej przez Fernandeza. Jednak ten pierwszy, 30 sekund przed końcem wyrównał, ale to Kielce miały piłkę meczową.
Ta krążyła pomiędzy graczami Łomży Vive, trafiła do Karacica i… zatrzymała się w rękach Adama Morawskiego. Przyjezdni nie zdołali przeprowadzić decydującego kontrataku, więc zwycięzcę miały wyłonić rzuty karne.
W nich górą okazali się gospodarze, a bohaterem mistrza Polski został Andreas Wolff.
Łomża Vive Kielce – Orlen Wisła Płock 29:29 (4:3 po karnych); (15:13)
Łomża Vive: Kornecki, Wolff - Vujović 2, Olejniczak 1, Sićko 5, Tournat 2, Faruk, Karacić 4, Lijewski 1, Kulesz, Moryto 7, Surgiel, Fernandez Perez 6, Kaczor, Karaliok 1, Gudjonsson
Orlen Wisła: Morawski, Stevonić - Daszek 7, Stenmalm, Ruiz, Fernandez 2, Serdio 1, Susnja, Szita 4, Komarzewski, Krajewski 8, Terzić, Toto, Mihić 1, Czapliński, Mindegia 6
Fot. Mateusz Kaleta