Łomża Vive Kielce nie miała łatwo w Porto. Remis po zaciętym meczu
Twardą przeprawę w Portugalii miała Łomża Vive Kielce. Mistrzowie Polski stoczyli zacięty bój z FC Porto i wracają do Polski z jednym punktem. Kielczan zatrzymał świetny w bramce Alfredo Quintana. Podopieczni Talanta Dujszebajewa rozegrali bardzo nierówny mecz, ale udało im się wywieźć z Półwyspu Iberyjskiego cenny punkt i pozostać na czele tabeli. Mecz zakończył się remisem 32:32.
Po wspaniałym zwycięstwie w Hali Legionów z PSG drużyna Talanta Dujszebajewa jechała do Porto w roli lidera grupy A. W marszu po piąte zwycięstwo z rzędu i piąty w historii triumf przeciwko gospodarzom drużynie Łomży Vive nie mogli pomóc kontuzjowani Vlad Kulesz i Haukur Thrastarson oraz chory Michał Olejniczak.
Czwartkowy mecz dobrze rozpoczęli kielczanie. Najpierw przy pierwszej możliwej okazji świetnie w bramce spisał się Andreas Wolff, a następnie wynik spotkania, rzutem z centralnej strefy boiska, otworzył Szymon Sićko.
To właśnie po tego typu akcjach – rzutami ze światła bramki – gracze z Kielc zdobywali najwięcej bramek w pierwszych minutach starcia. Bardzo dobrze wyglądał Alex Dujshebaev, który skrzętnie wykorzystywał szybkie, składne akcje „szóstki” na parkiecie i prowadził swoją ekipę ku powiększaniu przewagi punktowej.
Od około 15. minuty gra mistrzów Polski uległa zdecydowanemu pogorszeniu. Zawodziła przede wszystkim defensywa. Trener Dujszebajew długo nie zwlekał i dokonał roszady w bramce. W miejsce Wolffa zawitał Mateusz Kornecki. Niestety ta zmiana nie wpłynęła pozytywnie na rezultat pojedynku. Na nieszczęście gości sytuacja w przeciwnej bramce wyglądała z goła inaczej. Alfredo Quintana bronił w pierwszej części z blisko 43% skutecznością.
Golkiper gospodarzy w dużej mierze przyczynił się to tego, że w 21. minucie jego zespół po raz pierwszy wyszedł na prowadzenie 13:12. Następne minuty, aż do końca pierwszej części, gry to typowa wymiana cios za cios, zakończona ostatecznie na korzyść FC Porto. Potugalczycy dowieźli do przerwy prowadzenie, a nawet zwiększyli przewagę do dwóch bramek. Wygrywali 19:17.
Drugą połówkę żółto-biało-niebiescy inaugurowali podobnie jak pierwszą, od szybko rzuconej bramki. Na niewiele kielczanom pozwalała jednak dobrze zorganizowana portugalska defensywa, na czele ze świetnym tego wieczora Quintaną.
W 50. minucie dwa razy z rzędu w akcjach ofensywnych pomylili się gospodarze, co natychmiast wykorzystali kielczanie i po blisko pół godziny gry wyrównali stan pojedynku. To zwiastowało ogromne nerwy i emocje w końcówce.
Tak też było. Łomża Vive zdołała nawet wyjść na prowadzenie, a na 30 sekund do końca miała rzut karny. Ważny rzut Gudjonssona obronił Quintana i to Porto miało piłkę meczową w swoich rękach. Szansy na zwycięstwo Portugalczycy nie wykorzystali i ostatecznie zremisowali z triumfatorem Ligi Mistrzów z 2016 roku 32:32.
FC Porto - Łomża Vive Kielce 32:32 (19:17)
FC Porto: Quintana, Mitrevski - Iturriza Alvarez, Spath, Martins Soares, Mbengue, Silva Sousa Martins, Salina Amador, Slisković, Branquinho, Silva de Borges, Areia Rodrigues, Gomes, Alves, Costa, Megalhaes
Łomża Vive: Wolff, Kornecki – Vujović 2, Sićko 2, A. Dujshebaev 4, Tournat 3, Karacić 5, Moryto 4, Surgiel, Ferndez Perez 1, Kaczor, D. Dujshebaev 3, Gębala 1, Karaliok 3, Gudjonsson 4
fot: Anna Benicewicz-Miazga
Wasze komentarze
Przy takim "pokazie gry" remis trzeba brać w ciemno i nie narzekać. Porto objeżdżało nas jak chciało. Dzisiaj obrona poziomem dorównała bramce i na odwrót - czyli poziom żenujący. Nic nie działało. Gębala dzisiaj grał "pro forma", bo obchodzili go jak tylko chcieli. Co najmniej dwie bramki Porto rzuciło spod jego pachy. On w obronie gra na dwa tryby - albo faule i kary, albo "kijek do omijania". Widać, że przeciwnicy starają się grać na Gębalę. O ile nie ma koło niego obrotowego jest łatwy do minięcia, a jeśli już to szybko łapie kary. Reakcja Wolffa po meczu oddaje wszystko - beznadziejny występ. Po ostatnim meczu SL można było mówić, że bali się ostrych obron, żeby nie złapać kontuzji. Tutaj czego się bali? Oszczędzali się na Kalisz? To co się działo z Zagłębiem, czyli 10 straconych bramek w 10 minut to był przedsmak i niestety prognostyk. Porto jest świetną drużyną, ale czy my dzisiaj byliśmy drużyną? Każdy grał po swojemu i oby do przodu. Ok, jakoś pozbieraliśmy się przed końcem i jest punkt. Jednak tak uczciwie - po całym meczu wygrana bardziej należała się Porto, bo oni zrobili widowisko i oni mają prawo czuć się pokrzywdzeni. Nam się remis po prostu trafił.
Pierwsze 15 minut było super, co się późnej stało?
Mimo wszystko dobrze chociaż, że ten remis wyciągnęli, a była szansa i na 2 pkt.
Porto zagęściło w obronie środek, stali czterema i to było skuteczne, skrzydłowi trochę do przodu i mamy zamknięte boki.