To już 4 lata! Tego dnia PGE VIVE Kielce wygrało Ligę Mistrzów
Cztery lata temu, 29 maja 2016 roku, w niemieckiej Kolonii piłkarze ręczni VIVE Tauronu Kielce odnieśli największy sukces w historii polskiej klubowej piłki ręcznej. Kielczanie jako pierwsza polska drużyna wygrywali Ligę Mistrzów.
To był niezapomniany wieczór dla kibiców szczypiorniaka. Wielkie emocje, boiskowa sytuacja zmieniająca się jak w kalejdoskopie i na koniec wielka radość. VIVE Tauron Kielce pokonało Veszprem po rzutach karnych 39:38. Zanim jednak do nich doszło, kielczanie zaprezentowali wspaniałą pogoń za rywalami.
Jeszcze w 47 minucie Veszprem prowadziło 28:19 i węgierscy kibice w nie mieli prawa myśleć, że ich drużynie stanie się w tym meczu coś złego, a VIVE wyrówna stan meczu. Na trzynaście minut przed końcem rozpoczęła się zawzięta pogoń kielczan o wygranie finału. Impuls w bramce dał Sławomir Szmal, który bronił jak natchniony, a szóstka kielczan z pola zdobywała gola za golem.
Veszprem nie mogło pokonać „Kasy” przez 12 minut. W 57. minucie Karol Bielecki rzutem z siedmiu metrów doprowadził do remisu. Vive mogło pokonać Węgrów w regulaminowym czasie, ale świetnie dysponowany Mirko Alilović obronił dwa rzuty karne rzucane przez Bieleckiego i Manuela Strleka.
Emocje sięgnęły szczytu w samej końcówce. Veszprem na 22 sekundy przed końcem poprosiło o czas. Po przerwie rzut zawodnika Vesprem został zablokowany, a to kielczanie rozpoczęli ostatnią akcję w regulaminowym czasie gry. Na 15 sekund przed końcem atak pozycyjny rozprowadzał Uros Zorman i choć zrobił to źle, decydujące dotknięcie należało do Krzysztofa Lijewskiego, który wyrównał stan meczu na osiem sekund przed końcową syreną.
Dogrywka nie przyniosła rezultatu i dalej był remis. W rzutach karnych Szmal i Marin Sego obronili po jednym rzucie. Decydującą „siódemkę” wykorzystał Julen Aginagalde, który tym golem przeszedł razem z całą ekipą PGE VIVE do historii.
- Najlepszy moment? To chwila dekoracji, wręczenia pucharu. Zawsze wywołuje we mnie ciarki i miłe wspomnienia - wspomina dziś jeden z bohaterów tego wieczoru, Krzysztof Lijewski.
fot: Patryk Ptak