Posiadanie oddane, za to celnych strzałów mieli sześć razy więcej
Koroniarze w końcu wsiedli do pociągu jadącego w kierunku stacji „Utrzymanie w PKO Ekstraklasie”. Czy dojadą do celu i nie wypadną nigdzie po drodze? To będzie zależeć tylko i wyłącznie od liczby zdobywanych punktów w każdym meczu. Choć tym razem statystyki żółto-czerwonych z ostatniego meczu nie powaliły, cel, jakim było zdobycie pierwszych trzech punktów w tym roku, został osiągnięty.
Jak dobrze wiemy, cel uświęca środki. Korona tym razem nie zagrała imponujących zawodów, co było widoczne gołym okiem, bez dodatkowego zaglądania do statystyk. Jednak te tylko to potwierdzają.
Żółto-czerwoni przede wszystkim nie byli królami murawy. W całym meczu podopieczni Macieja Bartoszka zanotowali posiadanie piłki na pułapie 40 procent, przy czym największy wzrost nastąpił w ostatnim kwadransie meczu i wynosił 50 procent.
Gospodarze oddali inicjatywę ŁKS-owi, ale i tak zaliczyli więcej strzałów. Korona oddała 15 strzałów, z czego sześć było celnych, natomiast zespół przyjezdny po meczu mógł pochwalić się 13 strzałami i tylko jednym oddanym w światło bramki bronionej przez Marka Koziora.
Zarówno na tle rywala, jak i poprzednich spotkań, drużyna z Kielc wypadła gorzej pod kątem podań. W całym meczu Korona zanotowała 385 podań, z czego 74 procent to podania dokładne. Z kolei ŁKS miał aż 515 podań w tym dokładność na poziomie 81 procent. Za to podopieczni Macieja Bartoszka mieli więcej dokładnych podań kluczowych, czyli stwarzających realną szansę na zdobycie bramki.
Za Koroną przemawiają kluczowe indeksy występu. Kielczanie są na plus przy tempie dokładnych podań, czy tempie akcji w ataku. Skoro jesteśmy w tym miejscu, warto powiedzieć kilka słów na temat prędkości oraz dystansu. O ile w poprzednich spotkaniach Koroniarze przegrywali w statystyce zrobionych kilometrów, tak tym razem żółto-czerwoni byli od rywali lepsi, choć nieznacznie. Na przebytych przez Koronę niemal 115 kilometrów, ŁKS wykonał niewiele ponad 1 kilometr mniej.
Podopieczni Macieja Bartoszka zrobili także więcej sprintów, czy szybkich biegów. Za to tytuł najbardziej zabieganego piłkarza meczu przypadł Ricardo Guimie z Łodzi, który przebiegł aż 12,33 kilometra. Dla porównania dodamy, że najbardziej zapalony dystansowiec, czyli Ognjen Gnjatić zaliczył tego dnia 11,65 kilometra. Zaś tytuł sprintera meczu przypadł Mateuszowi Spychale. Najszybszy zawodnik tego starcia osiągnął prędkość 32,52 km/h.
Fot. Maciej Urban
Wasze komentarze