Po meczu lepiej być zmęczonym grą niż bólem tyłka od siedzenia na ławce
Wszystko wskazuje na to, że nową rundę jako podstawowy bramkarz Korony Kielce rozpocznie Michał Miśkiewicz. - A rozmawialiście o tym z trenerem? (śmiech) Do końca nigdy nie wiadomo. Trzeba być gotowym na wszystko, aczkolwiek sytuacja na pewno jest inna niż gdy tu przechodziłem czy po meczu z Miedzią. Trochę się pozmieniało, Matthias dopiero wchodzi w treningi – odnosi się sam zainteresowany.
I mówi dalej: - Nigdy nie ukrywałem, że chciałem grać, a nie tylko siedzieć na ławce. Tylko rywalizacją na treningach możemy sprawić, że wszystko będzie nam wychodziło na dobre. Czas wszystko pokaże, a ja wyłącznie mogę powiedzieć, że w szatni po meczu lepiej być zmęczonym grą niż bólem tyłka od siedzenia na ławce rezerwowych (śmiech).
REKLAMA
Przed żółto-czerwonymi wciąż pozostało trochę pracy stricte przygotowawczej, a potem będzie można się już skupić na grze w lidze. - Ten tydzień mamy jeszcze taki „doobozowy”. Czekają nas po dwa treningi dziennie, a w weekend sparingi. Potem natomiast skupimy się już na naszym przeciwniku i będzie grane. Ale to dobrze, bo przerwy są długie. Im wcześniej się gra, tym lepiej – nie ma wątpliwości Miśkiewicz.
Golkiper nie narzeka na polską pogodę. - Śniegu trochę stopniało, poza tym mamy jedno boisko z podgrzewaną murawą. W Turcji wyglądało to lepiej, ale pogoda nas nie rozpieszczała, bo czasami dochodziło do sytuacji z burzą i tornadami… - mówi.
I dodaje: - Trzeba się przyzwyczajać, bo nie wiadomo, jak będzie wyglądała aura w pierwszym meczu. Musimy się zaaklimatyzować.
W środę kieleccy piłkarze spotkali się w klubie po czterech dniach wolnego. - Myślę, że każdy z nas odpoczął, zwłaszcza mentalnie. Jak się przez dwa tygodnie dzień w dzień przebywa z tymi samymi osobami, to wiadomo, że pod koniec mogą się już pojawić jakieś niesnaski (śmiech) – przedstawia bramkarz.
W rozmowie sprzed dwóch tygodni z naszym portalem golkiper jasno stwierdził, że chciałby przedłużyć kontrakt z ekipą żółto-czerwonych. - Mam umowę do 30 czerwca. Póki co brak konkretów odnośnie jej przedłużenia, ale jakieś sygnały były już nawet w listopadzie i zobaczymy, co z tego wyniknie – kwituje zawodnik.
A czy obóz przygotowawczy pod okiem trenera Gino Lettieriego naprawdę był mocno wymagający fizycznie? - Faktycznie, było ciężko… (śmiech) Ale to dobrze! Bo w innym wypadku ten obóz nie miałby sensu. Już przeżyłem takie zgrupowania bez większych obciążeń i później było różnie. Ja jestem zwolennikiem tego, żeby dostać w kość, swoje przeżyć, a to potem zaowocuje – odpiera Miśkiewicz.
I kończy: - Cieszę się z takiego rozwoju sytuacji, aczkolwiek nie ukrywam, że było ciężko – zwłaszcza na początku. Potem wyglądało to już nieco lepiej, ale zwłaszcza pierwszy tydzień był naprawdę konkretny.
fot. Grzegorz Ksel
Wasze komentarze