Lettieri potrafi podjąć decyzje, które równają się z samobójstwem. Było kilka nietrafionych
Dokładnie rok temu - 11 kwietnia 2017 roku - Dieter Burdenski został oficjalnie właścicielem Korony Kielce. Od pierwszego dnia nowych rządów w kieleckim klubie zaszły duże zmiany. Już na pierwszej konferencji prasowej podziękowano trenerowi Maciejowi Bartoszkowi, a wkrótce później ogłoszono nazwisko nowego szkoleniowca – Gino Lettieriego, który od samego początku musiał zderzyć się z dużą ścianą.
Dziś włoski szkoleniowiec stoi nad szansą przebicia osiągnięć swojego poprzednika. Aby to jednak było możliwe, kielecki klub dotknęła prawdziwa kadrowa rewolucja. Zmienili się piłkarze, trenerzy, ale przede wszystkim zarząd, na czele którego stanął prezes Krzysztof Zając. Przez ten czas podjęto wiele odważnych, ale też ryzykownych decyzji. Dziś jednak wszyscy w kieleckim klubie z optymizmem patrzą na to, co udało się wypracować, o czym w rozmowie z naszym portalem zapewnia Krzysztof Zając – prezes Korony. I podkreśla – Korona dalej będzie szła tą ścieżką, na jaką zdecydowano się równo rok temu.
REKLAMA
Dzisiaj mija rok, odkąd przejęli Państwo rządy w Koronie.
- Nawet nie myślałem, że minął już cały rok....Ten czas przeleciał bardzo szybko. Na pewno to był bardzo intensywny, ale też bardzo interesujący rok dla całego klubu. Dla mnie osobiście były to z kolei nowe doznania, doświadczenia. Jestem zadowolony z rozwoju klubu w perspektywie ostatniego roku. Sportowo osiągnęliśmy cel minimum, jaki założyliśmy sobie przed sezonem – czyli awans do “ósemki” ekstraklasy. Dodatkowo awansowaliśmy do półfinału Pucharu Polski, walczymy o finał tych rozgrywek. Jestem bardzo zadowolony z postawy zawodników oraz całego sztabu trenerskiego, który spełnił oczekiwania zarządu klubu, a do tego dochodzi też sztab medyczny oraz wszyscy pracownicy.
Na pewno w ostatnim roku doszło do wielu zmian organizacyjnych i logistycznych. Gdyby nie one, ciężko byłoby, aby w kolejnych latach klub mógł się rozwijać. Kilka decyzji zostało już podjętych, ale za chwilę dalej będziemy zmieniać klub w pozytywnym kierunku. Oczywistym jest, że było to związane z dodatkowymi kosztami, które ponieśliśmy i dalej będziemy ponosili. Ale bez tych kosztów nie byłoby zmian, bo każda z nich kosztuje. Jestem przekonany, że są to pozytywne przemiany. Za rok, dwa będziemy mieli z tego naprawdę wymienre korzyści w płaszczyźnie sportowej i finansowej.
Czy dzisiaj śmiało może pan powiedzieć, że Korona podąża tą ściężką, jaką objęła w kwietniu 2017 roku?
- Oczywiście. Robimy to, co sobie założyliśmy. Na samym początku było widać to już po zmianach personalnych - osobach pierwszego trenera drużyny, ale i całego sztabu szkoleniowego. Realizujemy to, co założyliśmy sobie w zmianach strukturalnych klubu. W dużej mierze udało nam się to osiągnąć. Mogę jednak zapewnić, że ten proces dalej będzie trwał.
Czy są jakieś aspekty, których nie udało się zrealizować?
- Zdecydowanie tak. Na pewno dużo mamy do nadrobienia w sferze współpracy i pozyskiwania sponsorów, czyli dziale marketingu, który – powiedzmy sobie szczerze – dziś nie funkcjonuje tak, jak ja bym sobie tego życzył. Ale nie jest to dla nas zaskoczenie, bo zakładaliśmy, że tak może być. Liczyliśmy się z tym, że przez najbliższe dwa, trzy lata możemy nie osiągać korzyści z transferów zawodników. Aby tak się stało, trzeba albo sprowadzić dobrych zawodników, albo samemu ich sobie wychować. To są takie dwie rzeczy, które na pewno są do poprawy i uzupełnienia. Ale moim zdaniem wszystko idzie w dobrym kierunku. Na dzień dzisiejszy nie możemy powiedzieć, że nie udało się ich zrealizować, a że jest to w fazie dalszego, pozytywnego rozwoju.
Żałuje pan, że funkcja Dyrektora Operacyjnego Marketingu i PR została powierzona Dominikowi Niehoffowi, a zakładane działania nie przyniosły oczekiwanego efektu?
- Decyzje, które się podejmuje są dobre, albo złe. Jeżeli podejmie się dobrą, to każdy się z tego cieszy. Jeżeli jest ona zła, to też trzeba za nią stać i powiedzieć – trudno, była zła, ale idziemy w dobrym kierunku. Jeszcze nikt się taki nie narodził, kto w trakcie swojego całego życia podjąłby same dobre decyzje. Nie ma takiej opcji i nigdy nie będzie.
Zawsze powtarzam, że podstawą zaufania sponsorów, którzy chcieliby w ten klub inwestować, jest dobry wynik sportowy. Na tym zależało mi najbardziej i na to też kładłem największy nacisk, aby rezultaty na boisku przełożyły się w przyszłości na większą liczbę kibiców oraz na większe zainteresowanie sponsorów. Dzisiaj z całą odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że nawet bez działania marketingu mamy dużo zapytań firm, które są nie tylko z terenu województwa świętokrzyskiego, ale i z całej Polski. Przez cały ten czas Korona była bardzo pozytywnie widziana w mediach - jest takim pozytywnym narzędziem do reklamowania czyiś produktów. W tej chwili rozmawiamy z firmami, które są strategicznie zainteresowane naszym klubem. Jest bardzo pozytywne. Z drugiej strony negatywne jednak jest to, że nie potrafiliśmy sobie tego tak skonsolidować, jak chcieliśmy na początku. I mówię to zupełnie abstrahując w tej chwili od osoby pana Dominika.
Ja dalej będę bronił tej decyzji powierzenia mu funkcji Dyrektora do spraw Marketingu. Uważam to za dobry wybór, ale przyznaję, że nie funkcjonowało to tak, jakbyśmy oczekiwali. Tak jak podkreślam – liczą się liczby. Po pewnym czasie doprowadziliśmy do rozmowy, która pokazała nam czarno na białym, że to nie funkcjonuje. Jedynym słusznym rozwiązaniem tej sytuacji było rozstanie się z Dominikiem. Ale tu nie ma nic złego. To nie przekłada się negatywnie ani na klub, ani na niego. Nie są to łatwe sprawy – to może funkcjonować, ale nie musi. Nie możemy robić czegoś za wszelką cenę, bo jest to trudny kawałek chleba i nie jedna osoba połamała sobie już na nim zęby.
Te liczby, o których pan mówi widoczne są w płaszczyźnie sportowej. Korona zrealiowała już jeden cel, a drugi ma na wyciągnięcie ręki. A wszystkim dyryguje Gino Lettieri – trener, który nie raz udowodnił, że nie boi się ryzykownych posunięć i odważnych decyzji.
- Pracę trenera Lettieriego zarówno ja, jak i cały zarząd i rada nadzorcza Korony oceniamy bardzo pozytywnie. Stworzył on bardzo dobrą otoczkę dla klubu, dzięki czemu kielecka drużyna jest dzisiaj tak dobrze widziana i odbierana w środowisku. Szkoleniowiec potrafi podejmować decyzje, które na pierwszy rzut oka wyglądają na coś, co równa się z samobójstwem, ale one funkcjonują. Bardzo cenię go jako trenera, który jest odważny i potrafi podejmować te, czy inne decyzje. Owszem, wiele z nich było nietrafionych, ale właśnie z tego względu, że potrafi je szybko skorygować, należą mu się słowa uznania. Jego osoba to bardzo pozytywny aspekt dla całego klubu. Z tego powodu klub chciałby przedłużyć z trenerem umowę.
Ostatnio pojawiły się jednak pewne spekulacje na temat rozbieżności pomiędzy oczekiwaniami trenera, a klubu. „Radio Kielce” donosiło z kolei, że pozyskaniem trenera interesują się inne kluby z zagranicy.
- Bardzo cieszę się z tego, że kluby z innych lig są zainteresowane naszym trenerem. To znaczy, że jest to osoba, która zwróciła na siebie uwagę swoją dobrą pracą. W tym momencie jesteśmy z trenerem na krótko przed podpisaniem umowy. To nastąpi w najbliższych dniach. Wiem, że kibice i dziennikarze są niecierpliwi, ale chcę zwrócić uwagę na to, że do podpisania umowy potrzebna jest zgoda dwóch stron: klubu oraz trenera. Szkoleniowiec wie, czego dokonał w ostatnim roku, wie też na co może liczyć ze strony mojej osoby, czyli bezkompromisowe stanie za nim i pomoc we wszelkich jego decyzjach. Ale trener te decyzje podejmuje sam, bez mojego udziału, bez udziału całego zarządu. Za to go właśnie cenię. Nie muszę mówić mu, czego bym sobie życzył, a swoje zdanie mogę wyrazić dopiero po fakcie – pochwalić albo nie. Ze względu na jego bardzo dobrą pracę oraz wynik sportowy chcemy przedłużyć z trenerem umowę. Owszem, jest parę kwestii, które nadal trzeba poprawić, ale to już taka nasza wewnętrzna sprawa. Dziś, jutro lub pojutrze kontrakt będzie podpisany.
REKLAMA
Czy podobnych efetów możemy spodziewać się też z wygasającymi 30 czerwca kontraktami zawodników?
- Klub jest w takiej sytuacji, że pokrywa wszelkie koszty i należności, jakie zawodnicy mają otrzymać i ma też prawo prowadzić swoją politykę kadrową – nie zgadzać się na coś, co wie, że nie będzie miało sensu lub w przyszłości nie pozwoliłoby nam na dalszy rozwój. Na tym zależy nam najbardziej – aby iść cały czas do przodu. Mówię o tym dla ogółu – dla wszystkich zawodników, którym kończą się kontrakty. Moja dewiza jest następująca: nic na siłę, nic nie robić impulsywnie: „bo tak ma być, bo inaczej się nie da”. Wręcz przeciwnie - są różne rozwiązania i nie ma ludzi niezastąpionych.
Proszę mi wierzyć, że te negocjacje z zawodnikami są bardzo intensywne. To też nie jest tak, że klub jest już zdecydowany. Tak jak powiedziałem na początku – do negocjacji potrzebne są dwie strony: menedżer zawodnika i klub. I wiadomo – każdy ciągnie w swoją stronę, bo każdy chce dla siebie ugrać jak najwięcej. Wydaje mi się, że wszystko polega na wynegocjowaniu zdrowego porozumienia i tylko tak to może funkcjonować.
Dziś nie chcę mówić o konkretnych nazwiskach. Klub jest po tej stronie, że ma prawo do odpowiedniego zachowania wobec zawodnika, bo jest pracodawcą ponoszącym koszty wynikające z kontraktów piłkarzy i wywiązuje się z tego w stu procentach.
Jaki zatem jest plan na rundę finałową? Czy Korona rzuci wszystkie siły na półfinał Pucharu Polski i jaką strategię przyjmie w rozgrywkach ligowych? Możemy spodziewać się debiutów młodych zawodników, którzy jeszcze nie przedstawili się kieleckim kibicom?
- To jest akurat pytanie do trenera. Ja ze swojej strony mogę powiedzieć tylko tyle, że wszystkie mecze play-offów będziemy grać z pełnym zaangażowaniem, o zwycięstwo. Zależy nam na tym, aby dalej być dobrze postrzeganym, ale też robić dobre widowiska piłkarskie. Mogę zapewnić, że nie ma różnicy, czy na boisko wyjdzie ten, czy inny zawodnik. Cały czas powtarzam, że mamy 24 równych piłkarzy i nie ma z tym żadnego problemu. O finał Pucharu Polski będziemy walczyć wszystkim, co mamy.Wszyscy pracownicy klubu: drużyna, sztab, zarząd będą stali za naszą drużyną i ściskali kciuki, aby nam się to udało. Natomiast sprawy kadrowe to wyłącznie działka szkoleniowca.
Rozmawiał Mateusz Kaleta
Wasze komentarze
Lubu duba
Niech nam zyje prezes naszego klubu
Niech zyje nam
Modle sie za to
Mecz z Arką TRZEBA WYGRAĆ! no... choć zremisować!
Ja już mam BILETY na Narodowy KUPIONE!!!