Bywa gorąco. Jest między mną a Lettierim dystans, potrafimy sobie "nawrzucać"
Gdzie Ślązak czuje się najlepiej? Oczywiście na Śląsku. Te swobodę i dobre samopoczucie doskonale da się odczuć w wywiadzie, jakiego w siedzibie redakcji katowickiego "Sportu" udzielił Krzysztof Zając, prezes Korony Kielce.
Nietaktem (pomijając oczywiste względy prawne) byłoby kopiowanie tutaj całości tej rozmowy, dlatego już teraz odsyłamy Was do całości (link na dole tekstu). Kilka fragmentów pozwolimy sobie jednak - na zachętę - zamieścić.
REKLAMA
Dlaczego Gino Lettieriemu nie wyszło w Niemczech? Dlaczego nie został - jak dociekają dziennikarze - "gwiazdą na Zachodzie"? - Bo był zbyt agresywny w stosunku do zawodników i mediów. Chciał być nie tylko trenerem, ale i całą orkiestrą. Do dziś potrafi wpaść do biura, pełen emocji, z okrzykiem: „Prezesie, leżymy; trzeba to i tamto załatwić na już”. I fajnie; widać, że tym żyje. Dlatego bywa gorąco - zresztą jest między nami dystans, trzymamy się wzajemnie na „pan” - jeszcze sobie chwilami wzajemnie „nawrzucamy”Ale już coraz częściej potrafimy sobie rozdzielić te sprawy, które należą do niego i te, którymi zajmować się nie powinien. I niech tak zostanie - tłumaczy Zając.
Kogo potrzebuje Korona, by być wiosną jeszcze silniejsza? - Środkowy obrońca, środkowy pomocnik oraz napastnik. Lettieri nie ma dziś 30-osobowej kadry. Ma dwudziestkę, którą jednak doprowadził do takiego stanu, w którym skład meczowy jest wielką niewiadomą do ostatniej chwili. Ja dostaję go do ręki już na trybunie. Czasem patrzę na niego, przecieram oczy i myślę sobie: „Niech się dzieje wola nieba”. A ci chłopcy - Cebula, Diaw i inni, podniesieni z ławki - wychodzą na murawę i grają tak, że... daj Boże! Lettieri często ustawia skład „pod” rywala. Są chwile, w których potrafi wystawić zawodnika pozornie słabszego, ale potrzebnego akurat na konkretnego przeciwnika, neutralizującego jego atuty. Wiem, że zabiera to trenerowi mnóstwo czasu. Wróciłem kiedyś na stadion prawie o północy - po klucze, które zostawiłem w biurze. Patrzę, a w pokoju trenerów wciąż się świeci. „Prezes, nie przeszkadzaj. Przypomnij sobie, kiedy i z kim gramy następny mecz” - odpowiedział mi, gdy - zdumiony - zapytałem, co tu jeszcze robi. „Oho, to się uda” - pomyślałem wtedy - tłumaczy prezes Korony.
Sternik kieleckiego klubu przekonuje, że już na początku pobytu przy Ściegiennego założył, że "nie będzie w Koronie dziadostwa". - Ot, siadłem kiedyś z Lettierim, przed dwumeczem ligowo pucharowym, kiedy w ciągu paru dni mieliśmy zagrać najpierw nad morzem, a potem - na południu. I wymyśliliśmy: jedziemy autobusem do Warszawy, skąd lecimy do Gdańska. Na cztery godziny przed meczem bierzemy hotel, gramy mecz, zostajemy w Trójmieście. Następnego dnia łapiemy Pendolino do Katowic, dwa dni mieszkamy na Śląsku i... wygrywamy pucharowy mecz z Zagłębiem w Sosnowcu (...) Wprowadziliśmy nową jakość w tej naszej lidze. Gramy w Poznaniu, Lubinie czy Szczecinie? Proszę bardzo - autokarem do Warszawy, stamtąd przelot na mecz, i powrót - już autobusem - do Kielc. Owszem, to podwójne koszty, bo trzeba opłacać podwójne koszty wysłania autokaru. Ale potem... przychodzi do mnie piłkarz i mówi: „Prezesie, nigdy nie przypuszczałem, że w Koronie kiedyś polecę samolotem na mecz”. I to buduje: piłkarz widzi, że klub robi wszystko, aby on był jak najlepiej przygotowany, a więc i sam stara się dać z siebie maksa. Zresztą... Gramy w Poznaniu, gdzie Jacek Rutkowski po meczu mówi do mnie: „Krzysiek, chyba macie rację z tymi przelotami. To daje efekty!” - zdradza.
Ale te koszty... - wtrącają dziennikarze.
- Mówicie jak wiceprezes Marek Paprocki - swoją drogą nie byłoby dziś Korony w tym miejscu, w którym jest, gdyby nie on; nie sposób oddać słowami jego zasług dla klubu. Ale ja mu odpowiadam: „Poczekaj, podsumujemy wszystko na koniec sezonu, gdy już będziemy znać ostateczną tabelę”. Na razie musimy inwestować kasę; dopiero sukces sprawi, że ona będzie się zwracać - zaznacza Zając.
Cały wywiad do przeczytania pod TYM adresem. Polecamy!
Źródło: katowicki "Sport". Rozmowę przeprowadzili: Andrzej Grygierczyk, Dariusz Leśnikowski, Tomasz Mucha
fot. Norbert Barczyk / PressFocus
Wasze komentarze
Poprawcie link do artykułu, bo prowadzi do drugiej strony.
Nie wiem czy mnie coś ominęło ale nie zauważyłem "POŻARU W BURDELU" na ....deskach Rady Miasta który to miał miejsce co pół roku!!!
Wel nie szantażuje Kielczan i radnych nie ma żałosnych apeli,manifestacji, i innej GÓWNOBURZY!
NIE MA NIC GORSZEGO!!! na świecie niż KOMUNA-lna własność!!!!!!
P.S.
60 baniek za czasów KOMUNA-lnej własności poszło w pi...u!
A Korona walczyła TYLKO o ........utrzymanie!