Kontrowersje z meczu z Legią rozwiane. Obie bramki Korony były zdobyte prawidłowo!
Długi czas trwała analiza kontrowersyjnych sytuacji z sobotniego meczu Korony Kielce z Legią Warszawa. Dwie bramki żółto-czerwonych wzbudziły wiele emocji nie tylko wśród kibiców, ale także dziennikarzy, którzy burzliwie dyskutowali na ich temat przez cały weekend. O ich ocenę pokusił się także ekspert sędziowski Canal+, Sławomir Stempniewski. Były arbiter rozwiał wszelkie wątpliwości w programie "Liga + Extra", transmitowanym w tej stacji w niedzielny wieczór.
Na początku odniósł się do bramki Kena Kallaste, która wyprowadziła kielczan na prowadzenie tuż przed zakończeniem pierwszej odsłony spotkania. Istotne znaczenie w tej sytuacji miała pozycja Elji Soriano, który ustawiony był bardzo blisko defensorów Legii. - Gdyby zawodnik znajdował się na pozycji spalonej, to wówczas mówilibyśmy o ofsajdzie. Ale widzimy, że w tej sytuacji to stojący z tyłu Hlousek wyznacza linię spalonego. Z tego też powodu pozycji spalonej nie ma, więc zupełnie nie ma o czym mówić - szybko uciął temat Stempniewski.
REKLAMA
Gdyby włoski napastnik znajdował się na pozycji spalonej, to ofsajd powinien zostać odgwizdany, nawet jeżeli nie oddał on bezpośredniego strzału na bramkę. Znaczenie ma bowiem to, że napastnik Korony przeskakuje nad piłką i przeszkadza w tej sytuacji bramkarzowi. - Kluczowa jest jednak odległość zawodnika od golkipera - stwierdził Stempniewski. - To właśnie znamionuje, jak bardzo piłkarz może przeszkadzać bramkarzowi w ocenie tej sytuacji. Im bliżej, tym bardziej utrudnia mu zadanie. Taka odległość jest jednak wystarczająca do tego, aby traktować go jako zawodnika czynnie uczestniczącego w akcji - podsumował ekspert Canal+.
Jeszcze więcej kontrowersji wzbudziła sytuacja z 72. minuty, kiedy po podaniu Łukasza Kosakiewicza bramkę na wagę zwycięstwa strzelił Jacek Kiełb. - Wczoraj, w programie ta linia spalonego wyglądała troszeczkę inaczej. Był większy pośpiech, a dziś staraliśmy się to bardziej doprecyzować. To bardzo trudna sytuacja, bo o momencie zagrania piłki decyduje ułamek sekundy - zaczął gospodarz programu, Krzysztof Marciniak.
O ocenę po raz kolejny pokusił się Stempniewski: - Jest taki dokument, który precyzuje ten moment zagrania piłki. Otóż przepisy FIFA mówią o tym, że to pierwszy kontakt piłki z nogą zawodnika decyduje o tym, w którym momencie oceniamy spalonego. Mówiąc obrazowo - jest to ten moment, kiedy piłka "siada" na nodze zawodnika, a nie chwila, w której się od niej odrywa po kopnięciu. Wydaje się, że oba te momenty są sobie równe, jednak bardzo często jest to olbrzymia różnica, szczególnie w sytuacji, kiedy między zawodnikami dochodzi do tzw. "mijanki". Wtedy w grę wchodzić mogą nawet dziesiątki centymetrów.
- Dostałem skan, w którym widać, że ten moment zagrania piłki nie jest taki, jak ten zaprezentowany na obrazie. Zagranie piłki miało miejsce nieco wcześniej i wówczas tego spalonego po prostu nie ma. Linia oczywiście jest narysowana dobrze, bo robi to program komputerowy. Ale nasz technik popełnił błąd, ponieważ zrobił stopklatkę w momencie, gdy piłka odchodzi od nogi zawodnika, a więc za późno - wytłumaczył były sędzia piłkarski.
Uwagę na istotne zagadnienie zwrócił jednak Marciniak. - Pamiętajmy, że Bartosz Frankowski, siedzący na wozie VAR, musi podjąć decyzję nie mając tej technologii. Jedna sekunda to jest 25 klatek, ale on nie może sobie tego przesuwać po klatkach, sprawdzić i wybrać najlepsze ujęcie. Tętno dwieście, ogromna odpowiedzialność, tym bardziej widząc, w jakim tempie rozgrywane było to spotkanie - stwierdził.
W tym momencie wtrącił się także Stempniewski: - Warto dodać, że cały czas obowiązuje zasada o promowaniu gry ofensywnej. I ona doskonale wkomponowuje się w tę sytuację. Sędzia VAR musi być natomiast absolutnie przekonany o tym, że jest błąd. Ta linia wyznaczająca linię spalonego na pewno wkrótce będzie dostępna również dla sędziów na wozie, ponieważ jest to technologia, która powinna się niebawem pojawić. VAR musi być po prostu wyposażony w to narzędzie, bo wówczas takich spornych sytuacji będzie mniej.
Cała wina i tak jednak spadła na obecnego w studiu... pomocnika Korony, Jakuba Żubrowskiego. - Ja ze swojej strony mogę tylko poprosić Kubę, aby szybciej grał piłką. Wtedy nie będzie takich problemów - roześmiał się na koniec Mirosław Szymkowiak. To właśnie "Żuber" zagrywał w tej akcji do Łukasza Kosakiewicza.
fot. Liga+ Extra
Wasze komentarze
Ale ta druga sytuacja? Przecież na tej wizualizacji z zieloną ścianą wyraźnie widać, że Kosakiewicz jest na spalonym. No chyba, że o tym Stempniewski mówi: "moment zagrania piłki nie jest taki, jak ten zaprezentowany na obrazie".
Canal Plus Legia Sport
Platforma N Legia Plus
Dariusz Legia Szpakowski
3-2 dla Korony. Pozdrowienia dla Koroniarzy z Warszawy ;)
2. legia - lechia: sędzia odgwizduje rzekomy faul na bramkarzu legii i nie uznaje gola, podczas gdy obrońca legii trzymał za kark piłkarza legii
3. wisła płock - legia: zawodnik legii odbija ręką piłkę lecącą w światło bramki - sędzia nie reaguje
4. wisła kraków - legia: malarz taranuje w polu bramkowym zawodnika wisły, piłki nawet nie usiłuje dotknąć , sędzia nie reaguje
Pozostałe tzw "kontrowersyjne sytuacje z meczów legii" są pomijane w skrótach na ekstraklasa.tv