"Lwy" górą w Mannheim. Trzybramkowa przegrana Vive w pierwszym meczu Ligi Mistrzów w 2017 roku
Nie udało się wygrać w październiku w Hali Legionów. Ta sztuka nie udała się też dzisiaj w SAP Arenie w Mannheim. Mistrz Polski znów okazał się słabszy od Mistrza Niemiec. Szczypiorniści Vive Tauronu Kielce, w pierwszym po mistrzostwach świata tegorocznym meczu w Lidze Mistrzów, przegrali na wyjeździe z Rhein-Neckar Loewen.
Październikowe spotkanie zakończyło się porażką gospodarzy 26:34. Sympatycy żółto-biało-niebieskich liczyli na to, że w lutym uda się kieleckim zawodnikom zrewanżować gościom z Bundesligi. Niestety, stało się inaczej.
Mecz zaczął się dla Vive niezbyt dobrze. Już pierwsza sytuacja, gdy Uros Zorman zmarnował fantastyczną sytuację sam na sam, nie zwiastowała nic dobrego. Po czterech minutach, „Lwy” prowadziły 3:0 i później – niemal do samego końca pierwszej połowie – konsekwentnie utrzymywały tę przewagę.
Niemcy trzymali mistrzów Polski na dystans, czyli na 2-3 bramki różnicy. Mecz zrobił się wyrównany, ale podopieczni Talanta Dujszebajewa nie potrafili doskoczyć do przeciwników na remis. Po kwadransie, gdy tablica wyników pokazywała rezultat 10:7, Vive dokonało przemeblowania składu. Na boisku pojawił się wtedy m.in. Michał Jurecki.
Gra jeszcze bardziej się zazębiła, bramki padały stosunkowo rzadko. W 26. minucie Rhein-Neckar prowadziło 14:10, ale wtedy na wyższy poziom wskoczyli kielczanie. Dzięki dobrej grze w obronie i szybkim kontratakom, po których Manuel Strlek dwukrotnie trafił do siatki, po trzech minutach zrobiło się już tylko 14:13.
Niestety, „Lwy” odpowiedziały od razu. Do końca pierwszej partii pozostało kilkanaście sekund. Rzut na bramkę rywali oddał Krzysztof Lijewski, ale trafił w słupek. Piłkę przechwycił od razu bramkarz gospodarzy i dalekim rzutem sprawił, że niemiecka drużyna schodziła na przerwę z trzybramkowym prowadzeniem – 16:13.
Druga połowa wiązała się z podobnymi obrazkami. Znów walka była bardzo wyrównana, ale gospodarze utrzymywali spokojną przewagę. W 40. minucie było 19:15 dla Niemców, a po chwili ich przewaga wzrosła nawet do pięciu bramek. Potem kibice zgromadzeni w hali „Lwów” zobaczyły festiwal błędów z obydwu stron – tych zresztą w przekroju całego meczu nie brakowało.
Brakowało jakości w grze obronnej Vive Tauronu – przeciwnicy zbyt łatwo dochodzili do dogodnych okazji rzutowych. W 48. minucie było 23:18. Mijały kolejne sekundy, kibice kieleckiej drużyny liczyli na nagły zryw swoich pupili i zmasowany atak. Tego jednak na początku nie było. Rhein-Neckar radziło sobie na parkiecie z ofensywą gości bardzo dobrze. W 52. minucie przewaga wciąż była spora – 25:21.
Po chwili jednak kielczanom udało się zniwelować stratę do dwóch goli. Czas wtedy wziął trener "Lwów". Było mięć minut do końca spotkania. Po przerwie i bramce dla gospodarzy, o przerwę zażądał Dujszebajew. W Mannheim było gorąco.
Niestety, na dwie minuty przed końcem spotkania Niemcy wciąż prowadzili trzema bramkami - 27:24. W dodatku do siatki z dobrej pozycji nie trafił Tobias Reichmann. Wtedy już zwycięstwo gospodarzy stało się faktem. Ostatnie mecz zakończył się rezultatem 28:24.
Kolejny mecz Vive Tauronu Kielce już w sobotę. Tego dnia zespół Dujszebajewa zmierzy się na wyjeździe z SPR-em Stalą Mielec (początek o godz. 18).
Rhein-Neckar Loewen – Vive Tauron Kielce 28:25 (16:13)
Rhein-Neckar: Appelgren, Palicka - Schmid 3, Sigurdsson 7, Baena 2, Steinhauser, Larsen 2, Pekeler 1, Groetzki 1, Reinkind 2, Guardiola 1, Petersson 5, Ekdahl du Rietz 4.
Vive Tauron: Szmal, Ivić - Jurecki 2, Walczak 1, Reichmann 3, Chrapkowski, Kus, Aguinagalde 5, Bielecki 3, Jachlewski 1, Strlek 4, Lijewski 2, Paczkowski 1, Zorman 2, Bombac 1, Djukić.
Wasze komentarze
Dlaczego my mamy tyle nierzuconych bramek w sytuacjach z lini Zorman, Kus,Walczak, Julen.
I niech już przyjdzie ten Mamić bo nie ma kto rzucić z 2 linii.
Przy tylu obronach bramkarzy można było to wygrać, wystarczyło tylko rzucić setki.