Tak ostatnio się składa, że podchodzę do „siódemek”... Na szczęście się nie mylę
Pojedynek w Hali Legionów pomiędzy Vive Tauronem Kielce a KIF Kolding miał zupełnie odmienny charakter od starcia obu drużyn sprzed tygodnia. O ile w ubiegłą sobotę mistrzowie Polski już w 50. minucie zdołali uciec na kilka trafień i osiągać bezpieczną przewagę, o tyle w drugim meczu pomiędzy tymi zespołami rezultat był nierozstrzygnięty niemal do ostatniej akcji spotkania.
- Wiedzieliśmy, że ten mecz będzie ciężki. Wysoka wygrana w Danii wcale nie oddawała tego, jak przebiegało spotkanie tutaj. Nastawiliśmy się na ciężką grę i tak właśnie było. Do ostatnich chwil praktycznie nic nie było pewne - mówi rozgrywający, Karol Bielecki.
W ostatnich minutach spotkania to jednak kielczanie popisali się większym wyrachowaniem na parkiecie. Żółto-biało-niebiescy odrobili jednobramkową stratę, a następnie po rzutach Lijewskiego i Jureckiego prowadzili dwoma trafieniami.
- Nasza koncentracja i siła woli zwycięstwa zadecydowała o przewadze w końcówce i zwycięstwie. Byliśmy w tym mocniejsi. Trzeba też powiedzieć o konsekwencji w obronie. Zebraliśmy parę ważnych piłek i zagraliśmy w ataku spokojniej w końcówce, co dało nam dwie bramki przewagi - ocenia 33-latek.
W niedzielnym starciu Bielecki zdobył najwięcej bramek spośród wszystkich zawodników, bo aż osiem. Kilka z nich wpadło bezpośrednio po rzutach karnych. - Tak ostatnio się składa, że podchodzę do „siódemek”... Na szczęście się nie mylę - kwituje krótko rozgrywający.
Jednym z najlepszych zawodników w drużynie gości był bramkarz, Kasper Hvidt. 39-latek popisał się w Hali Legionów kilkoma ważnymi interwencjami. Jego skuteczność wynosiła w tym spotkaniu 27 procent. - Niesamowicie znana i świetna postać w historii handballa. Mamy do niego ogromny szacunek. Zagrał bardzo dobrze i parę piłek obronił - podsumowuje Bielecki.
fot. Patryk Ptak