Chcecie jechać z Koroną na finał Pucharu Polski do Warszawy? A na pewno zasłużyliście?
I nadszedł ten poświąteczny wtorek, gdy po raz pierwszy – od chwili rozpoczęcia naszego cyklu - nie zaprezentujemy Wam obszernej rozmowy z bohaterami kieleckiego sportu. Od razu prosimy o wybaczenie i zrozumienie – niestety, okres świąteczny nie był najlepszym czasem do zorganizowania spotkania z ciekawym rozmówcą. Do cyklu wrócimy już za tydzień, ale... nie to jest teraz najważniejsze. Są sprawy dużo bardziej istotne. I o tym dziś kilka słów.
Prawdę mówiąc, przebieram już nogami. Nawet siedząc przy wielkanocnym stole, myśli chwilami uciekały gdzieś daleko - mniej więcej trzy kilometry od domu, w którym miałem okazję spędzić ten wyjątkowy, rodzinny czas. Gdzie dokładnie? Do stadionu, który mieści się przy ulicy Ściegiennego.
Tam już jutro czeka nas wydarzenie niecodzienne. A – niestety – mam nieodparte wrażenie, że przez wielu niedoceniane.
REKLAMA
W środę kielecka Korona rozegra pierwszy mecz półfinału Pucharu Polski z Arką Gdynia. Puchar – jak zawsze w Kielcach – cieszy się zdecydowanie mniejszym zainteresowaniem. W zasadzie mogę to zrozumieć. Historia ostatnich lat pokazuje, że te rozgrywki niewiele dla klubu znaczyły. Nie mogę odmówić piłkarzom i trenerom boiskowego zaangażowania, ale faktem jest, że gdy zespół odpadał z pucharu, nikt z tego tragedii nie robił.
To dziś pokutuje. Było widać to jesienią, gdy kapitalny (bo rozgrywany w wymagających warunkach osobowych) mecz z Wisłą Kraków obejrzało na trybunach zaledwie 5 tysięcy ludzi. Na spotkaniu ćwierćfinałowym z Zagłębiem było ich już nieco więcej, bo 7 tys., ale frekwencja dalej nie porażała swoja wielkością. I to mimo że oba mecze były rozgrywane o godzinie 20:45, więc o porze dosyć dogodnej dla pracujących tego dnia kibiców.
Dziś wszyscy z tyłu głowy mamy już termin majowy. Wtedy to, dokładnie 2 maja, na Stadionie Narodowym zostanie rozegrany finał Pucharu Polski. Wszyscy chcielibyśmy, by zmierzyła się w nim Korona. Wszyscy pragniemy tego dnia wybrać się w podróż z Kielc do Warszawy, by dopingować na miejscu żółto-czerwonych. Wyobrażamy sobie to pospolite ruszenie – tak, jak wtedy, gdy PGE VIVE rozgrywało towarzyski mecz w Tauron Arenie w Krakowie z wielkim PSG. Albo gdy jedenaście lat temu Korona, również w finale PP, zagrała w Bełchatowie z Dyskobolią Grodzisk Wielkopolski.
Nie jest problem zwizualizowanie w głowie tych pięknych, na co dzień biało-czerwonych, sektorów w żółto-czerwonych barwach, prawda? Wiemy doskonale, że kielczanie tego dnia – miejmy nadzieję, że pięknego i słonecznego – zmobilizują się znakomicie. Do stolicy pojedziemy w ilości kilku, a może nawet kilkunastu tysięcy osób. Temat finału w Warszawie powraca zresztą stale – w rozmowach prywatnych, w dyskusjach na Facebooku. O tym – głośniej lub ciszej – mówią też wszyscy w klubie. To cel. To marzenie.
I wszystko jest w nogach piłkarzy. Tylko oni mogą to marzenie spełnić. Lecz czy wyłącznie na nich powinniśmy patrzeć?
Absolutnie nie. I martwi mnie to, że na to pospolite ruszenie dopiero czekamy. To pospolite ruszenie powinno być już teraz – dzisiaj, wczoraj, tydzień temu. Bo finał w Warszawie możemy zdobyć tylko wtedy, gdy najpierw uporamy się z Arką w półfinale.
Czeka nas dwumecz, ale jesteśmy w sytuacji gorszej od rywali. Korona pierwszy mecz rozegra u siebie. Nie jest trudno wyobrazić sobie kocioł, który zgotują na swoim stadionie kibice z Trójmiasta, jeśli wynik z Kielc będzie dla „Arkowców” w miarę korzystny. Do Gdyni z pewnością pojedzie grupa kieleckich sympatyków, ale choćby stanęli na głowie, gospodarzy nie przekrzyczą.
Dlatego tak ważne jest, by dobrze rozpocząć. By zagrać udany mecz, wygrać i osiągnąć jak największą zaliczkę przed rewanżowym spotkaniem. Czy będzie łatwo? Każdy, kto obejrzał ostatnie, ligowe spotkanie Arki z Legią Warszawa, wygrane przez zespół Leszka Ojrzyńskiego, wie, że nie. Czeka nas wyjątkowo ciężkie wyzwanie.
Nas – bo od nas wszystkich zależy, jak ten środowy mecz będzie wyglądał. Ile osób usiądzie na trybunach, ile będzie wspierało drużynę Gino Lettieriego. Jaką atmosferę stworzymy na stadionie i czy goście z Gdyni na długo zapamiętają – niekoniecznie pozytywnie – ten pojedynek. W wolę walki i zaangażowanie rywali z Trójmiasta, napędzanych przez Ojrzyńskiego, który przecież w Kielcach wciąż ma coś do udowodnienia, nie należy wątpić. Temu trzeba się przeciwstawić.
Tymczasem spoglądam na ilość sprzedanych biletów na mecz i widzę, że jest ich znacznie mniej, niż na spotkanie rozegrane w Wielką Sobotę. Starcie z Lechią Gdańsk obejrzało 7788 widzów. Wstydem będzie, jeśli tym razem pojawi się nas mniej. Moim zdaniem, biorąc pod uwagę rangę spotkania, powinno być nas znacznie więcej.
Nie wolno odpuszczać tego meczu. Godzina nie jest fortunna – spotkanie zacznie się o 18, a wielu kibiców wtedy jeszcze siedzi w pracy. Pewnych spraw przeskoczyć się nie da, ale... chyba wszyscy mamy świadomość, jak duża grupa osób rezygnuje z pójścia na stadion z zupełnie innych pobudek. Nie tak powinno być tym razem. Czeka nas spotkanie wyjątkowe, to i nasze podejście do niego powinno być niezwyczajne.
Zachęćmy bliskich i znajomych, byśmy tego dnia razem zasiedli na trybunach. Pokażmy, że Kielce stać na wiele – zarówno na boisku, jak i poza nim. Zróbmy to, bo w maju, na wyjazd do Warszawy nikogo zachęcać nie będziemy musieli. Ale żeby do tego doszło, najpierw musimy stoczyć o to bój. Zwycięski bój.
Nasi rywale – Arka Gdynia doskonale znają ten stan. Wiedzą, że sam udział w finale na Narodowym smakuje wybornie. A zwycięstwo na nim – jeszcze lepiej.
Spójrzcie zresztą tylko na poniższe obrazki. Nie chcielibyście widzieć za miesiąc w takiej roli piłkarzy Korony Kielce?
Odpowiedź jest oczywista. Uczyńmy zatem najpierw wszystko, by środowy mecz na Kolporter Arenie był prawdziwym świętem futbolu. Byśmy po spotkaniu mogli spojrzeć sobie w lustro i powiedzieć: "ja zrobiłem, co mogłem".
A wtedy radość z sukcesu będzie największa, gwarantuję.
fot. Paula Duda
Wasze komentarze
Zespół " Dzidy -Ojro " Ojrzyna bazuje głównie na stałych fragmentach gry, po których zdobywa większość goli.
Wierzę, że Lettieri znajdzie skuteczny sposób na to.
Namawiam na przyjście na mecz.
Zapraszam wszystkich na stadion !!!
PS. więcej zdjęc arki się nie dało wrzucić?
Trudno jest kupować towar kiepskiej jakości. Czy Lettieri i piłkarze Korony jak idą do sklepów, to kupują co popadnie i płaca za to, czy najpierw oglądają, sprawdzają, czy towar wart jest ceny?
Na pełne trybuny trzeba sobie zasłużyć, a od długiego już czasu widać, że Korona przestała grać w listopadzie ubiegłego roku.
Nie ma grania, nie ma kibiców.
Lettieri chwalił się, ze wiosną jego drużyna przegrała mniej meczów niż jesienią.
To ja go uświadomię, że można nie przegrać ani jednego meczu w całym sezonie i spaść do niższej ligi. Według Lettieriego lepiej jest przegrać trzy mecze po 1:0 niż jeden mecz przegrać 3:0 a dwa wygrać. Ostatnie wypowiedzi Włocha świadczą o tym, że coraz bardziej jest bezradny.
Nie ma grania, nie ma biletów kupowania. Nie kupujcie kota w worku.
Jak coś wygrają konkretnego w tym sezonie, jak pokażą jaja, a nie wydmuszki, to jesienią zjawicie się na stadionie przy Ściegiennego.
Jeśli nie chcecie oglądać wolnego jak żółw Rymaniaka, którego ogrywają szybcy piłkarze przeciętnej Arki, zostańcie w domach.
Jeśli nie chcecie oglądać mnóstwa niecelnych podań w bardzo prostych sytuacjach, zostańcie w domach.
Jeśli nie chcecie oglądać fatalnej organizacji gry Korony, z której nic nie wynika, zostańcie w domach.
Jeśli nie chcecie oglądać długich piłek do Kaczarawy z pominięciem II linii zostańcie w domach.
Jeśli nie chcecie oglądać dziurawej obrony Korony która popełnia kardynalne błędy, zostańcie w domach.
Jeśli nie chcecie oglądać Janjića i tego drugiego nowego nabytku, których jak się ogląda, to zęby bolą, zostańcie w domach.
A jeśli jednak kupicie bilety na jutrzejszy mecz, nie płaczcie, że wam pieniędzy brakuje.