Vive wygrywa "świętą wojnę" z Wisłą Płock! Kielczanie stracili jednak Jureckiego. Tylko na jak długo?!
Jeżeli ktoś zdecydował się wtorkowe popołudnie spędzić w Hali Legionów - absolutnie nie żałował. Jeżeli ktoś zasiadł przed telewizorem i uruchomił Canal+ Sport - była to jego jedna z najlepszych decyzji ostatnich dni. "Święta wojna" jak zawsze była synonimem kapitalnej rywalizacji na boisku, ale najważniejsze jest to, że zwycięstwo w tym meczu odniosła drużyna Vive Tauronu Kielce!
Święta wojna – to hasło zawsze kojarzy się z ogromnymi emocjami i nie inaczej było dzisiaj. Zmieniają się zawodnicy, zmieniają trenerzy, do zespołów coraz częściej dołączają obcokrajowcy, ale i tak starcie Kielc z Płockiem za każdy razem wiąże się wielkim napięciem. Tak też było dzisiaj.
Początek meczu, dosyć niespodziewanie, należał do gości z Płocka. Po niespełna kwadransie „Nafciarzy” prowadzili w Hali Legionów 7:3. Denerwował się przy ławce rezerwowych niemiłosiernie Talant Dujszebajew, bo jego zawodnicy w żaden sposób nie wypełniali wskazówek. Żółto-biało-niebiescy bardzo nieporadnie radzili sobie w ataku.
Na szczęście wtedy to się zmieniło, a sygnał do ataku dał m.in. Michał Jurecki. Problem w tym, że zaraz po tym „Dzidziuś” padł na parkiet, a po chwili musiał go opuścić i tego dnia na boisko nie wrócił. Nieoficjalne informacje płynące z szatni drużyny nie są pozytywne – mówi się, że lewy rozgrywający znów będzie musiał pauzować od gry przed dłuższy czas. Już bez Jureckiego, jego koledzy kontynuowali pościg – skutecznie, bo w 20. minucie tablica wyników pokazywała rezultat 7:7.
Z każdą minutą gra Vive nabierała jakości. W dodatku głupie błędy popełniali goście – m.in. z parkietu wyleciał Michał Daszek, który rzucając z rzutu karnego, trafił w głowę Filipa Ivicia. Czy zrobił to celowo – wątpliwe, ale decyzja arbitrów była bezlitosna. W 28. minucie Vive prowadziło już trzema bramkami, ale ostatecznie pierwszą połowę zakończyli z dwoma golami przewagi – 13:11.
Po przerwie z lepszymi nastrojami na boisko wrócili kielczanie. W dodatku, już po pięciu minutach gry mistrzowie Polski zwiększyli różnicę do czterech trafień – 15:11. Czas wtedy wziął trener gości, Piotr Przybecki, a jego zawodnicy rozpoczęli walkę o doprowadzenie do wyrównania. W 40. minucie było 17:14 dla gospodarzy. Chwilę później już jednak „Nafciarze” zniwelowali stratę do tylko jednego gola – 18:17. Napięcie rosło.
Minuty mijały, a różnica bramek się nie zwiększała – a jeśli nawet tak, to tylko na kilkadziesiąt sekund. W 50. minucie tablica wyników pokazywała rezultat 21:20. Na parkiecie robiło się coraz goręcej, nie brakowało ostrych spięć, które skutkowały karami dwuminutowymi. W 55. minucie kielczanie prowadzili 24:21 i wydawało się, że przy dobrym rozegraniu końcówki, nikt już nie może odebrać im zwycięstwa.
Czas wziął Przybecki, dając swoim zawodnikom ostatnie wskazówki. Ale ci, zaczęli znów popełniać fatalne błędy - łapali kary i po chwili dwóch szczypiornistów z Płocka osłabiło zespół, w tak bardzo kluczowym momencie spotkania. W takiej sytuacji wiślacy nie byli w stanie zmienić losów pojedynku i to gospodarze mogli cieszyć się z cennej wygranej.
Kolejny mecz Vive już w piątek, gdy ponownie w Hali Legionów kielczanie zmierzą się z Meblami Wójcik Elbląg (godz. 18.30).
Vive Tauron Kielce – Orlen Wisła Płock 26:23 (13:11)