Serce zawsze mocniej bije. W Kielcach już mi przyjdzie umrzeć i tu mnie pochowają
Jacek Kiełb był jednym z architektów wysokiego zwycięstwa Korony Kielce nad Lechem Poznań. - Długo z drużyną nie trenowałem, ale z upływem czasu przyjdzie zgranie. Teraz mamy dosyć napięty grafik. Na razie to dobrze rokuje, trzeba się z tego cieszyć. Nie ma też co chodzić do razu z głową w chmurach, ale liczę, że takie sytuacje kibice będą częściej oglądać - wyznaje skrzydłowy.
- Wiadomo, że perspektywa gry w rezerwach Śląska nie była najlepsza. Już po podpisaniu kontraktu spadł mi kamień z serca. Człowiek już myślał, że na rok czasu zniknie z Ekstraklasy, a takie właśnie zdania się pojawiały. Chciałbym się więc w jakiś sposób odwdzięczyć trenerowi i całemu sztabowi za zaufanie. Mogę za to odpracować na boisku - dodaje zawodnik.
Kluczowa dla przebiegu pojedynku była czerwona kartka dla Abdula Tetteha. - Sędzia podjął bardzo odważną decyzję, bo to był początek meczu. Ewidentnie bym go wyprzedził i wyszedł sam na sam, a ciągnął mnie za koszulkę. Można zobaczyć to w powtórkach. Jeszcze raz brawa dla sędziego za dobrą, odważną decyzję - ocenia sam poszkodowany i kontynuuje. - Wiadomo, że 2:1 to niebezpieczny wynik. Z Lechem już była kiedyś podobna sytuacja, wtedy co prawda graliśmy po jedenastu. Teraz mieliśmy przewagę i wiadomo, że trzeba było to wykorzystać. Wiadomo, że w miarę upływu czas będą tracić siły. Po stracie bramki zaczęliśmy naprawiać drobne błędy i mieliśmy przewagę.
Dla kielczan było to pierwsze zwycięstwo w tegorocznym sezonie Lotto Ekstraklasy. - Każde zwycięstwo daje luz. Nie można od razu chodzić z podniesioną głową, co to nie my. Czekają nas ciężkie mecze, ale teraz w sumie nie ma już łatwych spotkań. Ciężko powiedzieć, czego można się spodziewać po najbliższych przeciwnikach - przyznaje Kiełb. - Będziemy walczyć o pierwszą „ósemkę”. Każdy się o nią bije i chce w niej grać, aby być bezpiecznym. To jest wszystko przed nami, droga jest otwarta. Jedni mówią, kto spadnie, a kto idzie na mistrza. Ostatni sezon pokazał, jakie mogą być niespodzianki ogromne. Tak samo będzie teraz i liczę, że będzie nią Korona.
Wychowanek Pogoni Siedlce po raz czwarty wrócił do stolicy województwa świętokrzyskiego. - Ja nie wracam do tego. Zawsze staram się grać na 100%. Dzisiaj dałem drużynie tyle, ile mogłem. Nie ukrywam, że bardzo chciałem strzelić w bramkę. Nie będę ukrywał, że głęboko w serduchu gdzieś to siedziało. Nie udało się, trudno. Wygraliśmy, a przed nami następne mecze - tłumaczy. - Zawsze tak jest, że serce bije mocniej. Ktoś mi mówił, że tu mi przyjdzie umrzeć i tutaj mnie pochowają. Chyba już tak będzie i na to się przygotuje.
Skrzydłowy cieszy się ogromną sympatią fanów Korony. - Wsparcie od kibiców było niesamowite. Żałuję tylko, że nie było z nami chłopaków z „Młyna”, ale wiadomo, jaka jest sytuacja. Dziękuję za to, co było. To mi naprawdę bardzo pomogło. Poradziłem sobie jakoś z moimi porażkami życiowymi, bo takie miałem. Tutaj dodatkowo kibice mnie tak wsparli. Może dzięki temu dzisiaj zrobiłem takie akcje - kończy „Ryba”.
fot. Paula Duda
Wasze komentarze
Do następnego raza......Może za 3 razem się uda!
Co do samego meczu to Jacek na wielki plus. Palanca to inna liga.
Zmieniłem też zdanie co do Sekulskiego. Jednak potrafi coś strzelić na najwyższym szczeblu. Generalnie jest drewniany w swoim kontakcie z piłką, ale jego będziemy rozliczać z bramek, a nie dryblingów. Strzelił? Strzelił. Oby tak dalej. Młody kielecki talent jak zawsze wygryziony ze składu. A lata lecą.
Zastanawia mnie, czy faktycznie Gostomski jest słabszy na chwilę obecną od Peskovica, bo Słowak po prostu jest słaby w tej bramce.
W sobotę wchodzi od pierwszej minuty i jest wiodąca postacią.
Natomiast Palanca jest niesamowity:-)