Nie jest bramkarzem ten, kto nigdy nie puścił babola
- Z przebiegu spotkania trzeba być zadowolonym, bo na początku drugiej połowy dostaliśmy „gong” w postaci czerwonej kartki. Później straciliśmy bramkę po błędzie. Na boisku była drużyna, która pokazała charakter. Zremisowaliśmy, a mogliśmy pokusić się nawet o zwycięstwo, bo mieliśmy ku temu okazję - relacjonuje przebieg sobotniego pojedynku Korony ze Śląskiem kapitan wrocławian, Piotr Celeban.
- Trzeba szanować to, co osiągnęliśmy. Każdy zostawił na boisku sporo zdrowia i tak ma być w kolejnych spotkaniach. Chwała drużynie, że każdy pokazał, że jesteśmy zespołem, który na pewno się utrzyma - dodaje.
Szyki podopiecznym Mariusza Rumaka pokrzyżowała czerwona kartka dla Jacka Kiełba. - Wychodzimy na boisko jako drużyna i każdy ma każdemu pomagać. Nikt nie ma pretensji do Jacka. Chciał pomóc, walczył w powietrzu i gdzieś wystawił ten łokieć. Zdarza się - tłumaczy kolegę Celeban.
Wrocławianie stracili bramkę po błędzie młodego golkipera, Mateusza Abramowicza. - Uważam, że każdy bramkarz musi wpuścić jakiegoś „babola”, wtedy dopiero jest bramkarzem. Nikt nie ma pretensji, bo się podnieśliśmy - twierdzi kapitan.
- Zostaliśmy docenieni przez naszych kibiców, którzy przyjechali. Widzieli, że przez dziewięćdziesiąt minut była ciężka praca i zostało to nagrodzone - wyjaśnia defensor.
Samemu obrońcy udało się wpisać na listę strzelców. - Wróciliśmy z dalekiej podróży, przegrywaliśmy. Ćwiczyliśmy stałe fragmenty gry no i wreszcie wyszło. Zaskoczyliśmy Koronę jej własną bronią, bo dotychczas to oni zagrażali w ten sposób. Chyba nawet w pierwszej minucie mogli strzelić nam w ten sposób bramkę - kończy Piotr Celeban.
fot. Paweł Jańczyk (korona-kielce.pl)
Wasze komentarze