Kurczę, wiele się działo. Na pewno było bardzo śmiesznie

18-09-2015 17:02,
Wojciech Staniec II

Od ponad pięciu lat broni barw kieleckiej Korony. I przez cały ten czas stanowi jedno z najważniejszych ogniw żółto-czerwonej jedenastki. Co najważniejsze, ta przygoda może potrwać jeszcze kilka dobrych lat, choć jak sam przyznaje – to miał być tylko epizod. Vlastimir Jovanović w długiej rozmowie z naszym portalem zastanawia się nad tym fenomenem i wieloma sprawami, które nurtują kieleckiego kibica. Jak z różnymi problemami radzi sobie szatnia?

Nie czujesz, że zasiedziałeś się w Kielcach?

- Przyznaję, że ostatnio przechodziły mi przez głowę takie myśli i zastanawiałem się nad tym. Ale jednak nadal nie czuję, żebym był tutaj za długo. Pokochałem Kielce. Koronę tak samo.

Przyznaj szczerze - przychodząc tutaj traktowałeś Koronę bardziej jako przystanek niż punkt docelowy. Wszystko potoczyło się jednak zupełnie inaczej.

- Gdybym powiedział, że nie, to bym skłamał. Przychodząc do Kielc nie myślałem, że to się tak potoczy. Z czasem mi się tutaj spodobało i teraz czuję się w tym klubie naprawdę bardzo dobrze.

Jesteś przekonany, że poradziłbyś sobie w każdym klubie w Ekstraklasie?

- Tak, myślę, że tak. Tym bardziej, że teraz jestem już o wiele bardziej doświadczony, gdyż od paru lat gram w tych rozgrywkach.

Dużo miałeś takich zapytań z ligowej czołówki?

- Różnie bywało, zawsze jednak wcześniej przedłużałem kontrakt na długo przed jego końcem. Ogólnie jednak mówiąc takich zapytań było naprawdę sporo.

Ale to były jakieś konkretne oferty? Legia czy Lech?

- Nie powiem do końca. Nie mogę.

Ale mam rozumieć, że to sama czołówka ligi?

- Tak, wszystko było załatwiane przez menedżera. Ja sam się tym nie zajmowałem i nie wypowiadałem na ten temat.

Z perspektywy czasu nie żałujesz, że to nie wypaliło?

- Nie, na pewno nie żałuję. Tak jak mówiłem wcześniej - lubię to miasto i dobrze się w nim czuję. Jestem tutaj spełniony.

Wróćmy może do twoich początków w Koronie. Przychodząc do Kielc natrafiłeś na niezwykle silną drużynę. Niektóre nazwiska mogły robić wrażenie: Niedzialan, Vuković, Mijailović…

- No i Edi Andadina. Dokładnie, było pełno bardzo dobrych graczy. Bardzo się cieszę, że tak się złożyło, bo trenując z nimi robiłem spore postępy.

Jak bardzo pomogli ci Mijailović i „Vuko”?

- Bardziej „Vuko”. Nikola oczywiście też, ale to z „Vukiem” złapałem lepszy kontakt i mamy go do tej pory.

Z Vukovicem chyba też najlepiej współpracowało ci się na boisku.

- Nie ma się co oszukiwać - z „Vukiem” najlepiej czułem się w środku pola. Wtedy wyglądało to naprawdę bardzo dobrze. Jego obecność bardzo dużo mi dawała.

Mówiliśmy już o tym, że w czasie pracy Marcina Sasala mieliście bardzo silną drużynę, ale utrzymanie wywalczyliście pod wodzą trenera Włodzimierza Gąsiora.

- Nie wiem, co się wtedy stało. Mieliśmy zespół - moim zdaniem - przynajmniej na pierwszą piątkę. Takiego wyniku, jaki był, nie spodziewałem się.

A co zmieniło się w następnym sezonie? Przyszedł trener Leszek Ojrzyński, mieliście spaść z ligi, a zrobiliście najlepszy wynik w historii klubu.

- Kiedy tylko trener do nas przyszedł, to zrobił taką otoczkę, że sami zawodnicy trzymali się ze sobą niezwykle blisko. To było kluczowe.

Śni ci się jeszcze po nocach ten słynny mecz z Widzewem?

- Oglądałem go kilka razy. Jest na pewno czego żałować. Mogliśmy się pokusić przecież o puchary…

To był chyba jeden z ważniejszych spotkań w historii klubu. Były spore emocje przed wyjściem na murawę?

- Ogromne. Chyba nie do końca poradziliśmy sobie z presją, która na nas spadła.  Ten mecz po prostu nam się nie udał.

Docierały wtedy do szatni głosy, których pełno było na trybunach, że w Kielcach nie chcecie pucharów?

- Nie wiem, do mnie na pewno nie. Wtedy jednak mój polski nie był najlepszy i może to z tego wynikało. Nie czytałem jeszcze w tym języku, ale w moich rozmowach z kolegami z drużyny nie pojawiały się takie tematy. Bardzo chcieliśmy osiągnąć najlepszy wynik w historii klubu.

Zdarza ci się wracać myślami do czasów „Bandy Świrów”? Często odtwarzasz kulisy meczów z tamtych czasów?

- Nawet za bardzo nie pamiętam, kiedy ostatni raz wracałem do tego na YouTubie. To już historia, teraz tworzymy przecież „nową Koronę” i idzie na razie całkiem nieźle. Chcemy to podtrzymać.

Po tym niezwykle udanym sezonie coś pękło. Kolejny nie był już najlepszy, a potem wszyscy wiemy, co się stało. Zarząd podjął kontrowersyjną decyzję. Było to dla ciebie spore zaskoczenie?

- Chyba tak samo, jak dla wszystkich. Ale my o tym nie decydowaliśmy, musieliśmy się pogodzić z takim obrotem sprawy.

Tłumaczył się wam prezes Tomasz Chojnowski z tej decyzji? Wszedł do szatni i powiedział, co stało za zwolnieniem trenera Ojrzyńskiego?

- Nie, nie było nic takiego. Nikt nam tego nie wytłumaczył. Po prostu - musieliśmy zaakceptować rzeczywistość.

Jako drużyna czuliście, że Ojrzyński miał pod górkę z zarządem? Sam często o tym mówił po odejściu z klubu.

- Tak naprawdę to ja nie odczułem niczego takiego. Może dlatego, że wolałem skupiać się na sobie i na swojej pracy. Na treningach wszystko było w porządku, w nic więcej nie wnikałem. Od tego jest Rada Drużyna, oni na pewno wiedzą więcej.

Nie uśmiechnąłeś się pod nosem, gdy  prezes wszedł do szatni z trenerem Pachetą? Nie pomyślałeś ,że jest to trochę irracjonalna decyzja? Wiadomo przecież, w jaki sposób Korona grała za trenera Ojrzyńskiego, a nagle przyszedł Hiszpan. Dwa kompletnie odmienne bieguny.

- Tak, zupełnie inny kierunek. Różne rzeczy przychodziły mi wtedy do głowy. Z czasem okazało się jednak, że nie wygląda to źle. Każdy trener potrzebuje kilku tygodni, aby przekazać swoją wizję.

Kiedy przekonał was do siebie Jose Rojo Martin? Początki musiał mięć piekielnie ciężkie.

- Nie było łatwo, tym bardziej, że powstała bariera językowa. Po angielsku przecież też nie mówił i ciężko było się z nim porozumieć. Dogadywał się z nim może tylko jeden zawodnik, nikt więcej. Po dwóch miesiącach poznaliśmy się lepiej i wiedzieliśmy już, czego od nas wymaga. Było o wiele łatwiej.

Razem z Pachetą do klubu przyszedł trener Michał Adamczewski. Długo jednak nie wytrzymał.

- Był bardzo krótko, nie wiem nawet, czy trzy tygodnie wytrzymał. Nie wiem, czy w odpowiednim momencie przeprowadził nam takie treningi. Wyszliśmy na mecz z Podbeskidziem i ich piłkarze byli dwa razy szybsi od nas. Nic się nie dało zrobić.

Rozciągaliście się na stacji benzynowej?

- Już nie kojarzę dokładnie. Było bardzo dużo takich rzeczy…

Ale tobie chyba do talerza nie zaglądał?

- Ja się starałem nie przejmować tym, co on mówi. Patrzył każdemu. Nawet na to, ile używamy pieprzu czy innych przypraw. Kurczę, wiele się działo. Na pewno było bardzo śmiesznie.

Po sezonie ostatecznie z klubu odszedł Pacheta. Było chyba trochę żal, bo z czasem się rozkręciliście?

- Myślałem, że on tutaj zostanie. Później dobrze się czułem i wiedziałem, czego wymaga ode mnie na boisku. Tym bardziej, że grał na mojej pozycji i mógł mi wiele przekazać.

Potem drużynę objął Ryszard Tarasiewicz. Trener, który sporo osiągnął sporo w polskiej piłce. Musiało to robić wrażenie, bo chyba nikt nie spodziewał się, że ktoś taki się tutaj pojawi.

- To jest też zupełnie inna historia. Na początku, jak tylko Tarasiewicz przyszedł do Kielc, to byłem delikatnie zdziwiony, bo nie wchodził z żadnym z zawodników w bliższe rozmowy. Na wszystko patrzył z boku. Kompletnie nie wiedzieliśmy, co on myśli i co ma w głowie. Dopiero z czasem pokazał nam, czego od nas wymaga.

Z tego braku komunikacji z trenerem wynikał ten słaby początek?

- Może tak być. Było też sporo zmian w kadrze i o tym trzeba pamiętać. Zabrakło nam też zgrania.

Wtedy pojawiło się wielu nowych piłkarzy, niektórzy lepsi, inni gorsi. Co czuje piłkarz, który gra cały mecz, stara się i walczy i nagle jeden z partnerów popełnia kolejny już błąd, który rozstrzyga o wyniku? Nie wierzę, że was to nie irytowało.

- Nie ma co ukrywać... Każdy, kto choć trochę zna się na piłce, to wiedział, jak to wyglądało. Byliśmy bardzo zdenerwowani. Grasz cały mecz, dajesz z siebie wszystko i nagle przez jeden błąd, który nie może się zdarzyć na poziomie Ekstraklasy, przegrywasz mecz. To boli.

W tym czasie stworzyła się  bardzo multikulturowa Korona. Spory przeskok, bo przecież wcześniej była „Banda Świrów” oraz jej hiszpańska wersja. W której się najlepiej czułeś?

- Trudno mi powiedzieć. Za trenera Ojrzyńskiego zrobiliśmy najlepszy wynik w historii klubu i chyba właśnie wtedy. To była naprawdę świetna atmosfera.

Ciężko było się przestawić z tego, co było w Kielcach wcześniej? Nagle okazało się przecież, że wchodzisz do szatni, a tam sami obcokrajowcy i po polsku się ciężko dogadać.

- Ja nawet tak żartowałem do chłopaków w szatni, że kurczę, dopiero nauczyłem się normalnie mówić po polsku, beż żadnego strachu i nagle nie mam z kim rozmawiać. Faktycznie, nagle pojawiło się bardzo wielu obcokrajowców i było ciężko.

Nie licząc tych pierwszych kolejek, szło wam całkiem nieźle. O utrzymanie musieliście jednak drżeć do ostatniej chwili. Można chyba powiedzieć, że staliście się ofiarą reformy rozgrywek.

- Szczerze mówiąc, to dla mnie jest to niesprawiedliwe. Grasz cały sezon, a tak naprawdę o wszystkich decyduje ostatnich siedem spotkań. Było tak, jak mówisz - po Podbeskidziu zaczęliśmy grać całkiem nieźle. Szkoda, że zabrakło nam tych dwóch punktów, bo moglibyśmy o coś więcej powalczyć.

Za kadencji trenera Tarasiewicza również zagraliście mecz o podobnym ciężarze gatunkowym do tego z Widzewem. Chodzi o pojedynek z Podbeskidziem, od którego mogło bardzo wiele zależeć. Czuło się, wychodząc na murawę przy Ściegiennego, że w waszych nogach leży przyszłość klubu?

- To jest spora odpowiedzialność. Jest takie spore spięcie i musisz być skoncentrowany na 120 procent. Gra się na pewno bardzo ciężko w takich okolicznościach.

Bardzo pomagało wam to, że trener Tarasiewicz całą presję brał na siebie? Rzadko kiedy kogokolwiek publicznie krytykował, dawał dużo szans i odciążał zawodników psychicznie.

- To trzeba mu oddać. Bardzo go za to szanuję. Odkąd gram w piłkę, to nigdy nie spotkałem się z czymś takim, że to szkoleniowiec zawsze brał całą winę na siebie. Nigdy nie ściągał zawodnika w pierwszych połowach, co zdarzało się innym.

Można powiedzieć, że jest to trochę analogiczna sytuacja jak z Pachetą. Początek był bardzo ciężki, potem się dogadaliście i ostatecznie chyba szkoda, że Tarasiewicz odszedł?

- Trener Tararsiewicz od dawna mówił, że zostanie, jeśli uda się zatrzymać większość graczy. Okazało się, że odeszła połowa kadry, więc nie było to zaskoczenie.

Dokładnie, lato było bardzo gorące. Ty żyłeś tym, co się działo wokół klubu w tym czasie?

- Tak, nawet bardzo. Prawdę mówiąc, to zawsze wchodziłem na waszą stronę i czytałem, co tam się dzieje w klubie. Był to trudny moment, nie wiedzieliśmy, czy w ogóle wystartujemy w lidze. Nie chciałbym, żeby tak było w przyszłości w Koronie.

Sesje Rady Miasta to chyba czasem nawet większe emocje, niż niektóre mecze. Tak, jak mówisz - śledziliście relację, analizowaliście ją. Z czasem chyba zaczęło to chyba męczyć?

- My nie wiedzieliśmy, co się dzieje. Nawet się zastanawialiśmy, czy jest po co przyjeżdżać do Kielc. Dowiadywaliśmy się o wszystkim z mediów. To było nieprzyjemne, nie chcę powtórki z tego.

Ponoć teraz ma się to wszystko zmienić. Rozmawiacie w szatni o potencjalnych zmianach właścicielskich?

- Początkowo jeszcze o tym rozmawialiśmy. Ale teraz jest o tym głośno, więc skłamałbym, jakby powiedział, że nie. Staramy się jednak nie poruszać tego tematu. Trener też nam zwrócił uwagę, żebyśmy się od tego odcięli, bo mamy swoją robotę do wykonania.

W przerwie letniej mówiło się też o tym, że również ty opuścisz Kielce. Co się ostatecznie stało, że zostałeś w Koronie?

- Były takie rozmowy. Chodziło o cięcia kontraktów. Nam udało się dogadać. Miałem propozycje z innych klubów, ale udało nam się szybko dojść do porozumienia, dosłownie w kilka dni. Obie strony są zadowolone z warunków, jakie obowiązują.

Dogadując się z klubem nie miałeś obaw, że ty zdecydujesz się zostać, pojawisz się na treningu, a  tam nie będzie z kim trenować? To był przecież okres, w którym Kielce opuszczano masowo.

- Rozmawiałem z dyrektorem sportowym oraz prezesem i wiedziałem, że kilku starszych chłopaków zostanie. Nikt wtedy też nie myślał, że odejdzie Piotrek Malarczyk. Wraz z nimi mieliśmy zrobić tutaj dobry wynik i zapanować nad wszystkim.

Ciężko było przygotowywać się do ligi w takich warunkach? Przez dłuższy czas nie było trenera, nie wiadomo było, kto zostanie w zespole. Od samego początku byliście do tyłu w stosunku do innych drużyn Ekstraklasy.

- Było ciężko. Wraz z tymi starszymi denerwowaliśmy się, że tak to wygląda. Dopiero po przyjściu trenera, wszystko zaczęło się sklejać.

Na pewno irytowaliście się też tym, że nie ma żadnych wzmocnień, które obiecywał dyrektor Bilski.

- Trudno cokolwiek powiedzieć… Musieliśmy się skupiać na robocie, bo przygotowanie fizycznie do ligi było kluczowe. Wszyscy wiemy przecież, jak gra Korona. Z czasem się okazało, że jednak przyszło kilku piłkarzy i liczę, że będą to realne wzmocnienia.

Kiedy zobaczyłeś wyjściowy skład na mecz z Jagiellonią, to przeszła ci przez głowę taka myśl, że w tej lidze się raczej nie utrzymacie?

- Może nie mamy zespołu z nazwiskami, ale już na obozie widziałem, że wygląda to nieźle i można być optymistą. Chłopaki walczą, chcą się uczyć i robią postępy. Kilku młodych graczy już pokazało, że ma papiery na Ekstraklasę.

Widzisz w tych młodych graczach przyszłość Korony?

- Na pewno, ale muszą jeszcze ciężko pracować i czekać na swoją szansę. Tak jak Michał Przybyła. On też nie zdawał sobie sprawy, że w ten sposób zacznie rozgrywki i dostanie aż tyle szans.

Rola starszych zawodników jest chyba ogromna, aby kontrolować tych młodych graczy. Wiadomo, jak to jest - pierwsze pieniądze, mecze w Ekstraklasie. Mówiąc kolokwialnie - niektórzy mogą odlecieć.

- Dokładnie, cały czas z nimi rozmawiamy i staramy się trzymać to pod kontrolą.

Kolejnym ciosem musiało być dla was odejście Malarczyka. Ciężko było się z tym pogodzić?

- To był szok. Naprawdę, ogromny. To jest ikona klubu, od zawsze tutaj był. Ostatnio grał też na takim wysokim poziomie, że stanowił bardzo pewny punkt Korony.

Nie miałeś takiej myśli, że po jego odejściu, to wreszcie ty staniesz się najważniejszym zawodnikiem w klubie? Wiadomo, że wcześniej był takim piłkarzem Edi, potem Kamil Kuzera, niedawno Paweł Golański czy teraz Malarczyk. Wyglądało na to, że to na tobie i na Kamilu Sylwestrzaku będzie wszystko spoczywać.

- Nie chciałem tego. Nie brałem tego pod uwagę, aby być w radzie drużyny. Bez tego dodatkowego obowiązku czuję się znacznie lepiej.

Bardzo jesteś zaskoczony tym, jak potoczyły się te rozgrywki? Macie już dwanaście punktów po ośmiu meczach.

- Dobrze zaczęliśmy. Pierwsze dwa mecze dodały nam pewności. Teraz jest dobrze, musimy to podtrzymać i potwierdzić u siebie z Górnikiem Łęczna. Wtedy punkt z Gdańska będzie bardzo cenny.

Po tych ostatnich wynikach czujecie się silną drużyną?

- Na pewno, tym bardziej, że jesteśmy bardzo pewni z tyłu. Nie pozwalamy przeciwnikom na wiele. Brakuje nam jeszcze spokoju z przodu i tego ostatniego podania. Jak to się pojawi, to wtedy będzie już naprawdę dobrze.

Jako najsłabsza w ostatnich latach kadrowo Korona, przełamujecie passy, które trwały wiele lat. Dodaje to animuszu?

- Można się z tego cieszyć, ale musimy twardo chodzić po ziemi, bo liga jest nieprzewidywalna.

O co w ogóle gracie w tym sezonie? Patrząc realnie, to satysfakcjonującym celem powinno być utrzymanie.

- Sami sobie postawiliśmy wysoko poprzeczkę i musimy to trzymać. Naszym celem jest ósemka. Choć jak rozmawialiśmy kiedyś z trenerem, to nawet szóste miejsce, ale bardzo zadowoleni będziemy z grupy mistrzowskiej.

Z czego wynika to, że na wyjazdach jesteście niepokonani, a w domowych meczach już dwukrotnie przegrywaliście?

- Kiedy gramy w Kielcach, to przeciwnik się cofa i ciężko nam się gra. Oni czekają na to, co my zrobimy, a potem wykorzystują swoją jedną sytuację.

W Polsce ciągle się mówi, że Ekstraklasa poszła do przodu i stale się rozwija. Osobie z zewnątrz łatwiej będzie ocenić - jak jest naprawdę?

- Różnie to bywa. Wydaje mi się, że się rozwinęła. Na pewno jest bardziej wyrównana. Widać to po Legii czy Lechu, które ciągle przegrywają.

Nie boisz się tego, co stanie się zimą? Robicie obecnie dobry wynik, może się okazać, że ta drużyna znowu się rozsypie, tym bardziej, że w większości kończą się wam kontrakty z końcem sezonu.

- Nie myślę o tym. Pewnie, jak przyjdzie końcówka rundy, to zaczniemy się tym martwić. Jestem optymistą i uważam, że może tu być tylko lepiej.

Jesteś w Koronie od dawna, więc masz spore podstawy, aby powiedzieć więcej o jej działalności. Jesteś przekonany, że to wszystko idzie w dobrym kierunku?

- Bardzo ciężko ocenić, bo są spore wahania. Nie ma tak, że wszystko przez cały czas było na tym samym poziomie. Ja nie jestem w radzie drużyny, nie chodzę za często do prezesa czy dyrektora. Jeśli chodzi o mnie, to wszystko jest w porządku.

Nie czujesz, że trochę przespałeś ten moment, aby wybić się w górę?

- Mam świadomość tego, że mogłem zagrać w lepszym klubie bądź lepszej lidze. Niczego jednak nie żałuję. Życie się różnie toczy. Jakbym poszedł do lepszej ligi, to może bym tam nie grał? Kto wie, jak by się to potoczyło. Jestem tutaj szczęśliwy.

Wiesz, że może być już za późno, aby podbić świat? Wyobrażasz sobie, że mógłbyś tutaj zakończyć karierę?

- Teraz mam trzydzieści lat i jeśli przedłużyłbym umowę oraz skończył tutaj karierę, to byłbym zadowolony. Jeśli los okaże się inny… Co ja mogę poradzić?

Co jest takiego w Kielcach, że na tak długo cię zatrzymały?

- Sam się tego nie spodziewałem. Po prostu - czas szybko leci.

Mówiłeś wcześniej o Malarczyku. A ty nie czujesz się ikoną Korony? Mało jest przecież graczy, którzy tak długo tutaj grali.

- Przede wszystkim, to jestem szczęśliwy, że u każdego trenera udaje mi się wywalczyć miejsce w składzie. Ale taką ikoną się nie czuję.  Gdybym był dziesięć lat w Kielcach, to może. Pięć lat, to jednak nie jest aż tak długo.

Rozmawiał Wojciech Staniec II

fot. Paula Duda, Oskar Patek

 

------------

Dziękujemy, że jesteś z nami i wspierasz twórczość dostępną na CKsport.pl. Kliknij w link poniżej i postaw naszej redakcji symboliczną kawę.

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Wasze komentarze

KSS2015-09-18 17:39:29
Vlast dla Ciebie zawsze szacunek!
no stety2015-09-18 17:51:53
Bardzo fajny wywiad. Z przyjemnością się czyta. Budujące jest to,że JOVKA bądź co bądź piłkarz z uznaną renomą w sumie jest tak skromny i tak bardzo wydaje się być związany z naszym klubem...Życzę mu ciągle wysokiej formy i zdrowia, coby kontuzje omijały go, a sędziowie nie wyciągali w Jego kierunku jakowyś kartoników...
mario2015-09-18 18:40:39
Gośc który twardo stąpa po ziemi można powiedziec godny do naśladowania,
Puzzel_CK2015-09-18 19:08:56
I jak tu nie kochać takiego piłkarza kiedy jest sercem, a często i mózgiem drużyny.
Szacun Vlas
Lewak2015-09-18 20:22:32
A ja polecam cytat z weszło jaki mamy zarząd w koronie !!!!

Jakim cudem namówił pan Koronę na kwotę odstępnego?

Normalny ruch. Zrobiliby błąd, gdyby tego nie podpisali. Był dla nich najważniejszym obrońcą wgranym w zespół, na początku trudnego sezonu. Działacze Korony wiedzieli, że „Malar” odejdzie tylko wtedy, gdy dostanie bardzo dobrą propozycję. Wzięli udział w pewnej – nazwijmy to – loterii, mając świadomość, że nie pójdę z nim byle gdzie. Szansa na sensowny klub nie była aż tak duża. Wszystko jednak odpowiednio zaprogramowałem i przeprowadziłem to precyzyjnie jak Kasparow.

Bo bez klauzuli nie przedłużylibyście kontraktu?

Oczywiście. Poczekałby tydzień i poszedłby do innego klubu, gdzie ta klauzula by była. Opcji było sześć. Korona była jednak dla mnie najlepszym rozwiązaniem. Czuł się wdrożony, bez skakania po klubach w CV, z ciągłością kariery. Zależało mi tylko, żeby przeprowadzić to jak najszybciej. Cała operacja uprawniania Piotrka była jak film sensacyjny. Wiedziałem, że stoper Ipswich ma kontuzję, czułem, że Malarczyk jest w stanie zadebiutować i stawałem na głowie, by do tego doszło. Badania medyczne, wylot, podpis kontraktu, przelewy, certyfikat… Byłem pewny, że prędzej czy później dopnę swego, ale chodziło o czas. Na koniec mu powiedziałem: „uważaj, bo jeszcze dziś zagrasz. Nastaw się na występ”. Odpisał: „siedzę na ławce”, a ja na to: „bądź gotowy na wejście”. Wszedł na najlepszy zespół Championship i strzelił gola. Szkoda tylko, że jeden z kolegów był na spalonym…
rd2d2015-09-18 21:08:58
Jovka to już od dłuższego czasu jeden z filarów Koronki - i co najważniejsze nie schodzi poniżej pewnego poziomu od lat - moim skromnym zdaniem to Jovka bardziej niż Sylwestrzak zasługuje na opaskę kapitańską
Luker2015-09-18 21:21:26
Człowiek Legenda w Koronia. Takiego to ze świecą szukać wśród piłkarzy. Szacun. Jova Jova nasz Scyzoryk.
Au!!!2015-09-19 15:04:40
Super Jovka Au!!!!
ar2015-09-19 22:24:35
@Lewak - po pierwsze w "Koronie" się pisze! Po drugie, co chciałeś powiedzieć? Przecież wszyscy wiemy, że zarząd był postawiony pod scianą - albo klauzula albo nie ma Malarczyka. Po co cytujesz ten menadżerski portal?
CKFAN2015-09-20 16:17:48
żeby pokazać klasę "Kołakowskiego"? Może to i trzeba nagłaśniać, żeby kluby wiedziały iż piłakrz z jego stajni to wieczne ryzyko, albo ci go wyciągnie z autokaru na za pięć dwunasta, albo umówią się na dogranie sezonu, a on po kilku kolejkach go upchnie byle gdzie... bo Ipswitch Town... tak szczerze...to co to za klub...

Ostatnie wiadomości

Poniedziałkowy pojedynek Korony Kielce z Puszczą Niepołomice będzie arcyważny w kontekście walki obu zespołów o utrzymanie. Przeanalizujmy zatem czego możemy się spodziewać po drużynie prowadzonej przez Tomasza Tułacza.
Za nami rozgrywana w środku tygodnia 29. kolejka Fortuna I Ligi. Na zapleczu ekstraklasy sześć klubów walczy o udział w barażach.
Komisja do spraw Licencji Klubowych Polskiego Związku Piłki Nożnej przyznała licencję Koronie Kielce na występy w PKO BP Ekstraklasie w sezonie 2024/2025. Po raz pierwszy od lat kielczanie nie mają nadzoru finansowego.
Na konferencji prasowej przed spotkaniem z Puszczą Niepołomice trener Korony Kamil Kuzera poruszył kwestię Fredrika Krogstada oraz Jacka Podgórskiego. Obu graczom za kilkanaście tygodni skończą się umowy z zespołem.
W 30. kolejce PKO BP Ekstraklasy Korona Kielce zagra na wyjeździe z Puszczą Niepołomice. – Mocno na to zapracowaliśmy i musimy iść tą naszą drogą. Jeżeli utrzymamy tę dyscyplinę i konsekwencje, tak jak w ostatnim pojedynku to możemy być optymistami przed kolejnym spotkaniem – powiedział przed potyczką Kamil Kuzera, trener „żółto-czerwonych”.
– Już mecz ze Stalą trochę nas zbudował, jednak po drodze przydarzyła się wpadka z Wartą, bo tak to nazywam, gdzie nie zagraliśmy dobrze i straciliśmy trzy punkty. Wygrana nad Radomiakiem pokazała, że musimy w siebie wierzyć, bo potrafimy grać. Jak jesteśmy zdeterminowani, bezpośredni oraz odważni, to takie taktyczne i typowo piłkarskie rzeczy same przychodzą – mówi przed poniedziałkową rywalizacją z Puszczą Niepołomice Jacek Podgórski, zawodnik Korony Kielce.
W poniedziałek Korona Kielce będzie chciała pokazać, że pogrom Radomiaka nie był dziełem przypadku i wygrać na wyjeździe z Puszczą Niepołomice. Z kogo nie będzie mógł w Krakowie skorzystać trener Kamil Kuzera?
Przed 20-krotnymi mistrzami Polski rewanżowy mecz ćwierćfinału Orlen Superligi z KGHM Chrobrym Głogów. Sobotni (27 kwietnia) pojedynek może zdecydować o awansie do finałów ligowej rywalizacji.
– Piłka ręczna to taka dyscyplina, w której my, skoczkowie narciarscy, zostalibyśmy zmieceni z boiska. Widzę, że ten sport wyróżnia walka i zaangażowanie. I tak to powinno wyglądać – powiedział po meczu Industrii Kielce w ćwierćfinale Ligi Mistrzów z SC Magdeburgiem znakomity polski skoczek narciarski, Dawid Kubacki, który oglądał go z trybun Hali Legionów.
Bartosz Frankowski będzie sędzią meczu 30. kolejki PKO BP Ekstraklasy, w którym Korona Kielce zmierzy się z Puszczą Niepołomice. Spotkanie przy ulicy Józefa Kałuży będzie 25 konfrontacją z udziałem „żółto-czerwonych” prowadzoną przez tego arbitra.
Podczas ćwierćfinałowego starcia Industrii Kielce z SC Magdeburg kontuzji doznał Michał Olejniczak. I choć samo zdarzenie wyglądało dramatycznie, uraz jest zdecydowanie mniej groźny niż spodziewano. To byłoby na tyle jeśli chodzi o dobre informacje, ponieważ kieleckiego szczypiornistę czeka dłuższa przerwa.
Industria Kielce w pierwszym meczu ćwierćfinałowym Ligi Mistrzów pokonała S.C. Magdeburg 27:26. – Trudno określić, jak układają się teraz szanse na awans – powiedział po spotkaniu Alex Dujszebajew, kapitan „żółto-biało-niebieskich”.
Industria Kielce w pierwszym meczu ćwierćfinałowym Ligi Mistrzów pokonała S.C. Magdeburg 27:26. – Na wyjeździe przy takiej grze w ataku pozycyjnym to może skończyć się nawet 10 bramkami straty – powiedział po spotkaniu Tałant Dujszebajew, trener „żółto-biało-niebieskich”.
W trakcie spotkania Ligi Mistrzów między Industrią Kielce, a Magdeburgiem, którego stawką jest awans do Final4 tych rozgrywek, potwornie wyglądające kontuzji nabawił się Michał Olejniczak.
Wielkie emocje w Hali Legionów podczas ćwierćfinałowego spotkania Industrii Kielce z Magdeburgiem w ramach Ligi Mistrzów. Mistrzowie Polski, przy głośnym wsparciu z trybun, walczyli niesamowicie i wygrali 27:26.
Korona Kielce w ostatnim meczu rozprawiła się na własnym terenie z Radomiakiem Radom aż 4:0. Żółto-czerwoni nie dali rywalom szans, zainkasowali komplet punktów i tym samym podtrzymują swoje szanse na utrzymanie w elicie. Kto Waszym zdaniem był najlepszym kieleckim zawodnikiem tego starcia? Ogłaszamy wyniki sondy!
W swoim trzecim sezonie w Lotto Superlidze Global Pharma Orlicz 1924 Suchedniów znalazł się w czołówce, ale tym razem medalu nie zdobył. Suchedniowska drużynę czeka jeszcze finał rozgrywek o Drużynowy Puchar Polski.
W ubiegły weekend na boiskach 1. Ligi rozegrano 28. serię gier. Upłynęła ona pod znakiem świetnego powrotu z zaświatów Wisły Kraków oraz kolejnych triumfów Lechii i Arki, które zdecydowanie uciekły reszcie stawki i pewnie kroczą po Ekstraklasę.
Korona Kielce poznała termin ostatniego meczu na Suzuki Arenie, w którym zmierzy się z Ruchem Chorzów.
Sławomir Szmal ogłosił chęć startu w wyborach na prezesa Związku Piłki Ręcznej w Polsce. Legendarny bramkarz chce zreformować organizację zarządzającą rodzimym handballem, a o swojej decyzji poinformował na specjalnej konferencji prasowej.
Dwóch zawodników Korony Kielce: Piotr Malarczyk oraz Jewgienij Szykawka zostało nominowanych do najlepszej jedenastki 29. kolejki PKO BP Ekstraklasy. Dla Białorusina jest to pierwsze tego typu wyróżnienie w trwającym sezonie.
W 29. kolejce Ekstraklasy padł absolutny rekord frekwencji w XXI wieku. Na Stadionie Śląskim spotkanie pomiędzy zaprzyjaźnionymi Ruchem Chorzów i Widzewem Łódź oglądało przeszło 50 tysięcy osób.
Maciej Giemza z Piekoszowa obok Kielc wraz z pilotem Rafałem Martononem zwyciężyli w pierwszej rundzie Mistrzostw Polski Samochodów Terenowych – rajdzie Baja Drawsko Pomorskie 2024.
20-krotni mistrzowie Polski rozpoczynają decydującą rywalizację o Final Four Ligi Mistrzów. Do Hali Legionów przyjeżdża obrońca trofeum – S. C. Magdeburg.
Pogoń Siedlce niepokonana od dwóch miesięcy, a Radunia Stężyca z okazałym przełamaniem. Za nami 29. kolejka II ligi.
Grad goli na początek oraz na zakończenie kolejki. Tak minęła 29. seria PKO BP Ekstraklasy.
W środę (24 kwietnia) Industria Kielce podejmie Magdeburg w pierwszym meczu ćwierćfinału Ligi Mistrzów. – Jestem gotowy na to, aby wprowadzić naszą drużynę do Kolonii – powiedział przed spotkaniem Alex Dujszebajew, kapitan „żółto-biało-niebieskich”.
Już w najbliższą środę (24 kwietnia) Industria Kielce podejmie Magdeburg w pierwszym meczu ćwierćfinału Ligi Mistrzów. – Przed nami wymagający mecz, ale taki mamy etap sezonu – powiedział przed spotkaniem Arkadiusz Moryto, skrzydłowy „żółto-biało-niebieskich”.
Przed Industrią Kielce decydująca rywalizacja o awans do Final Four Ligi Mistrzów. – Magdeburg jest silniejszy niż rok temu – powiedział przed pierwszym spotkaniem Tałant Dujszebajew, trener „żółto-biało-niebieskich”.
Kolejną kolejkę mają za sobą zawodnicy występujący w RS Active IV lidze. W 24. kolejce Korona II Kielce wygrała u siebie 1:0 z GKS-em Rudki, a Orlęta zwyciężyły 6:0 z Arką Pawłów.

Copyright © 2024 CKsport.pl Redakcja Reklama

Projekt i wykonanie: CK Media Group