Beenhakker widział w nim świetnego piłkarza. Teraz może trafić do Korony
- Przecież ten człowiek ma wszystko, co potrzebne, by zostać wielkim piłkarzem! - powiedział o nim kiedyś były selekcjoner reprezentacji Polski, Leo Beenhakker. Teraz ten zawodnik ma szansę zostać piłkarzem Korony.
Taką "laurkę" od Holendra otrzymał Kamil Witkowski, który w poniedziałek ma rozpocząć testy przy Ściegiennego. - Rok temu w meczu Cracovii widziałem Kamila Witkowskiego. Pytam siedzącego obok mnie Dariusza Dziekanowskiego: – Kto to jest? Przecież ten człowiek ma wszystko, co potrzebne, by zostać wielkim piłkarzem! Potem Witkowski zniknął ze składu, a ja szukałem przyczyn. Mówili mi o jakimś zamieszaniu w klubie, o kontuzji - mówił Beenhakker w rozmowie z „Rzeczpospolitą”.
25-latek dziś jest piłkarzem z własną kartą zawodniczą w ręku. W grudniu rozwiązał kontrakt z Cracovią. - Chciałem pokazać się w Cracovii z dobrej strony, było mi jednak ciężko i chyba mi się to nie udało. Pierwszy sezon miałem nawet dobry, zagrałem kilka niezłych meczów, ale później było już gorzej - mówił wtedy Witkowski
Rzeczywiście, piłkarz nie ma się czym pochwalić. Jesienią w barwach "Pasów" zagrał w raptem trzech meczach, nie zdobywając przy tym żadnego gola. W poprzednim sezonie jedną rundę rozegrał w Krakowie (bilans fatalny: 10 spotkań, 0 bramek), drugą w pierwszoligowym Górniku Łęczna (nieco lepiej: 11 meczów, 4 gole).
Wcześniej Witkowski grał m.in. w Górniku Polkowice, Motorze Lublin oraz Orlętach Radzyń Podlaski - nigdzie wielkiego świata nie podbił. Jak na snajpera nie jest zbyt rosły, choć też nie należy do najniższych - mierzy 182 cm wzrostu.
- Na razie jeszcze nie mam nic na oku, zobaczymy jak się rozwiąże sytuacja - mówił na początku roku „Witek”. - Skupiam się na odbudowaniu swoich sił, chodzę na siłownię, biegam - dodawał. Od jutra Witkowski będzie już biegał i chodził na siłownię razem z piłkarzami Korony. O jego dalszym losie po kilku dniach obserwacji zadecyduje trener Marcin Sasal.
Ciekawostka: Piłkarz Cracovii uratował życie człowiekowi (źródło: Dziennik, 31 października 2007 roku)
Oto prawdziwy bohater! Piłkarz Cracovii Kamil Witkowski uratował płonącego Piotra D. Lekarze walczą teraz o życie ofiary podpalaczy. "Nie mogłem pozostać obojętny na cierpienie innej osoby. To przecież naturalny odruch" - mówi "Faktowi" skromny zawodnik.
Mrożąca krew w żyłach historia miała miejsce wieczorem na Woli Justowskiej w Krakowie - czytamy w "Fakcie". Napastnik Pasów wracał do domu z zakupów razem ze swoją dziewczyną Moniką. Przejeżdżali przez mostek na rzeczce Rudawie. Wzrok Witkowskiego przykuł niezwykły widok. "Myślałem, że to jakiś pijak zatacza się po drodze. Wyglądał, jakby był cały w błocie" - opowiada Kamil. Po chwili jednak intuicja podpowiedziała mu, że dzieje się coś strasznego... Piłkarz Pasów poprosił Monikę, żeby zawróciła. "Chciałem przyjrzeć mu się jeszcze raz. Pomyślałem, że może potrzebuje pomocy" - wspomina krakowianin.
"Witek" wyskoczył z auta i podbiegł w stronę rzeczki. Wystraszona Monika została za kierownicą. To, co zobaczył piłkarz, było przerażające. "Wyglądał jak zombi" - relacjonuje wstrząśnięty Witkowski. Czarny, osmolony mężczyzna wtoczył się do Rudawy. "Podpalili mnie, podpalili!" - krzyczał wniebogłosy. "On był cały spalony, ale wciąż przytomny. Miał bąble na skórze, stopiła mu się warga! Chciałem od razu mu pomóc i wezwać karetkę, ale on zaczął krzyczeć i uciekać. Nie chciał, żeby dzwonić po pogotowie. Był w szoku" - dodaje piłkarz.
Witkowski wsiadł do auta i popędził za poparzonym. "Po paru minutach znów go odnalazłem. Wyglądał jeszcze gorzej. Zupełnie nie przypominał człowieka. Próbował złapać się za rkę i wtedy na moich oczach odpadły mu palce!" - mówi "Witek". Tym razem zawodnik Cracovii bez zastanowienia wykręcił numer 112. Ambulans pojawił się po kwadransie. Dzięki interwencji piłkarza ofiara płomieni trafiła do szpitala. Jest w ciężkim stanie, w śpiączce. Ma mocno poparzone ciało i drogi oddechowe.
Policja prowadzi śledztwo w sprawie podpalenia. "Byłem przesłuchiwany i opowiedziałem im całą historię" - dodaje Witkowski. "Możliwe, że to był wypadek, jednak jak na razie nie możemy porozmawiać z poszkodowanym, bo nie pozwala na to jego stan zdrowia. Bez wątpienia, gdyby nie pan Witkowski ten mężczyzna nie przeżyłby" - mówi Dariusz Nowak z krakowskiej policji.
Wasze komentarze