Bili, bili i rozbili. Świetny Marković i (w końcu!) strzelający „Dyzio”
Korona Kielce we wtorkowy wieczór ostatecznie pogrążyła Lecha Poznań. Zabierała się jednak do tego niezwykle długo. Kto wie, czy „żółto-czerwoni” osiągnęliby swój cel, gdyby Jose Rojo Martin nie desygnował do gry Serhija Pyłypczuka, Daniela Gołębiewskiego i... Vanji Markovicia. To Serb był jedną z kluczowych postaci drużyny „Pachety”.
Zanim jednak doszło do przełamania „Dyzia”, miejsce miało kilka wydarzeń sprzyjających ekipie z województwa świętokrzyskiego. Wszystko zaczęło się od czerwonej kartki dla Marcina Kamińskiego. Fani „złocisto-krwistych” byliby zapewne teraz w innych humorach, jeżeli asystent sędziego Borskiego dałby pomylić się swojemu koledze. Do tego na szczęście nie doszło, a „Kolejorz” musiał skupić się na szanowaniu piłki i ograniczyć się do kontrataków i stałych fragmentów gry.
Tak kolorowo mogło jednak nie być. Jak potoczyłby się ten mecz, gdyby arbiter zdecydował się wyrzucić z boiska dwóch koroniarzy? W pierwszej połowie bardzo ostry wślizg wykonał Vlastimir Jovanović, a po przerwie nieodpowiedzialnie zachował się Serhij Pyłypczuk. Skrzydłowy kieleckiego zespołu łokciem postanowił pokazać Manuelowi Arboledzie kto tu rządzi. Umknęło to jednak uwadze Marcina Borskiego.
Momentami gra Korony była irytująca. Daleki przerzut, interwencja Douglasa. Daleki przerzut, główka Henriqueza. Daleki przerzut, spokój zachowuje Gostomski. W ten sposób „żółto-czerwoni” szczęścia szukali bardzo, bardzo długo. Bez powodzenia.
Radość przyszła dopiero w 88. minucie. Złota akcja została przeprowadzona bliźniaczo do tej z ostatnich sekund potyczki z Widzewem Łódź. Na początku sezonu na dobre centry mogliśmy liczyć tylko ze strony Pawła Golańskiego. W sobotę świetnie jednak dośrodkował Kamil Sylwestrzak, a w potyczce z Lechem uczynił to Pyłypczuk.
Ukrainiec to strzał w dziesiątkę dyrektora Andrzeja Kobylańskiego. Pozostaje mieć nadzieję, że decydent w klubie przy ulicy Ściegiennego szybko dobrego wrażenia po sprowadzeniu skrzydłowego nie zatrze. A może tak się stać już w nowym roku, bo jeżeli Pyłypczuk nie podpisze nowej umowy z „żółto-czerwonymi”, to od 1 stycznia będzie mógł legalnie związać się z nowym pracodawcą kontraktem od lipca 2014. Stracenie takiego gracza byłoby szkodą niebywałą, a biorąc pod uwagę przykład chociażby Jakuba Bąka, to kibice „złocisto-krwistych” spokojnie spać nie mogą...
Na osobny akapit zasłużył także Vanja Marković. To jego brat, Ivan, po przyjściu do Kielc dostał miano dużo większego talentu. 19-letni Serb pokazał jednak, że ciężką pracą można osiągnąć naprawdę wiele. Na tyle dużo, że Ivan szykuje się już do opuszczenia Polski, a Vanja związał się z „żółto-czerwonymi” na dłużej.
W meczu z „Kolejorzem” gracz ten był absolutnie kluczowy. Swym występem przyćmił nawet regularnie zbierającego znakomite noty Jovanovicia. Zachowywał się niezwykle pewnie w obronie. Widać było po nim strach przed niepowodzeniem przy wyprowadzaniu piłki. Vanji potrzeba na boisku nieco więcej odwagi. Ta jednak bez wątpienia przyjdzie z czasem i większym doświadczeniem. Dodatkowo od stycznia w sztabie trenerskim Korony będzie Aleksandar Vuković. Czy były piłkarz Legii pomoże swemu rodakowi stać się liderem drugiej linii kieleckiej ekipy?
Teraz przed Koroną podróż do Gliwic. Piast we wtorek uległ w Bydgoszczy tamtejszemu Zawiszy aż 0-6. Morale w drużynach ze Świętokrzyskiego i Śląska jest zatem zupełnie inne. Na boisku czwartego zespołu minionych rozgrywek warto pójść za ciosem!
fot. Oskar Patek
Wasze komentarze