Nat: I po co ta napinka?
- To że dla Azotów mecz z AZS-em Gdańsk jest ważniejszy od spotkania z mistrzem Polski jest na pewno śmieszną sprawą. Przecież puławianie mogli do Kielc wcale nie przyjeżdżać - mówi skrzydłowy Vive Targów, Witalij Nat.
Witalij, tak prawdę mówiąc, to momentami bawiliście się rywalami na parkiecie...
- Nie, dlaczego?
Niektóre wasze akcje były dość swobodne. W Lidze Mistrzów pewnych zagrań na pewno byście nie powtórzyli.
- Po prostu byliśmy dobrze przygotowani do meczu, na boisko wyszliśmy w pełni skoncentrowani. Wygraliśmy wysoko, fakt, ale nie powiedziałbym, że bawiliśmy się z rywalami.
Początek meczu był dość nietypowy. Puławianie zaczęli bardzo wysokim pressingiem, atakowali was jeszcze na waszej połowie.
- I nic im to nie dało. Bo jak wychodzili we dwóch kryć nas pod naszą bramką, to otwierali strefę obronną i wystarczyło jedno podanie, by dobrze skończyć atak i zdobyć gola. Taka gra trwała jednak tylko 2-3 minuty, bo goście szybko zobaczyli, że to nie jest najlepszy pomysł na nasz zespół...
Możesz powiedzieć, że to był jeden z łatwiejszych meczów Vive?
- Sezon jeszcze trwa... Ale nie ma łatwych meczów. Do każdego spotkania trzeba podejść poważnie i dać z siebie wszystko. Wygraliśmy wysoko, ale Wisłę Płock też pokonaliśmy 15 bramkami, choć przecież ten mecz wcale łatwy nie był. Wynik nie obrazuje całej gry.
Ale na pewno spodziewałeś się więcej po Azotach.
- No tak, myślałem, że zagrają lepiej... Słyszałem o tych dziwnych napinkach przed meczem, że chcieli grać w środę, bo w czwartek nie miał kto przyjechać, a w sobotę ważny mecz z Gdańskiem... Dziwne, że nikt nie patrzy na to, że my gramy cały czas co 3 dni. Ale nie mówimy, że jesteśmy zmęczeni, że nie możemy grać. Wychodzimy na parkiet, gramy, bo to jest nasza praca.
Kibice polskiego szczypiorniaka mieli niezły ubaw z tej "awantury".
- Nie wiem zupełnie po co była ta napinka... Jeśli władze ustaliły, że mamy grać w czwartek, to powinni przyjechać i walczyć bez gadania. A jak nie, to w ogóle nie musieli przyjeżdżać, dostaliby tylko minus 10 punktów i po sprawie.
Nie śmieszy cię to, że dla Azotów mecz z Gdańskiem jest ważniejszy od spotkania z mistrzem Polski? Przecież to promocja dla klubu i możliwość sprawdzania się z najlepszymi.
- To na pewno jest śmieszne. Kibice też przecież przychodzą na mecz po to, żeby zobaczyć trochę tej walki od rywala... Przy okazji bardzo dziękuje kibicom za to, że są z nami i nas dopingują. A jeśli dla Azotów mecz z AZS-em jest ważniejszy, trudno. Widocznie walczą tylko o utrzymanie, choć to dziwne, bo podobno ambicje mają dużo wyższe...
Tym razem ze swojej gry możesz być naprawdę zadowolony. Po niektórych twoich trafieniach ręce same składały się do oklasków.
- No, troszkę zadowolony chyba mogę być... Kilka goli rzuciłem, ale kilka razy też nie trafiłem, więc nie ma co świętować. Mogło być jeszcze lepiej.
Rozmawiał Tomasz Porębski.
fot. Tomasz Kubicki
Wasze komentarze